Pokazuje: 325 - 336 of 342 WYNIKÓW

Gadu,gadu.

Nie dostałam do niego instrukcji obsługi, choć wydawało mi się, że ktoś mógłby do jego nóżki przyczepić takową instrukcję. Najlepiej grubą jak moje udo. Nie pogardziłabym też instrukcją obsługi wielkości instrukcji obsługi do pralki. Ale masz Ci los, instrukcji nie dostałam żadnej. Za to dostałam do domu super fajne bobo, które już pierwszego dnia pokazało mi kto tu rządzi. A z pewnością nie ja rządziłam.

(więcej…)

Nie zaglądaj mi do portfela!

Ponoć – pieniądze szczęścia nie dadzą – choć ja osobiście uważam, że takowe zdanie wypowiedział tylko i wyłącznie jakiś bliżej niezidentyfikowany milioner, który miał wszystko co chciał i nie mógł mieć już więcej.
Moim zdaniem pieniądze nie tylko dają szczęście, ale dają również poczucie bezpieczeństwa.
Bez pieniędzy nie ma egzystencji, bez pieniędzy nie ma nic. Bo wszystko kosztuje.

A co wtedy, kiedy na świat przychodzi dziecko?

(więcej…)

Konflikt cyckowy.

Jest jedna rzecz, która poróżnia wszystkie matki do tego stopnia, że stają wrogami.
Jedna rzecz, która powoduje w matkach skrajne emocje.
Tak skrajne, że kobiety zaczynają pokazywać 100 różnych cech, o które nigdy byś ich nie posądził.

Tą rzeczą są piersi!
I wcale nie mam na myśli piersi jako sprzętu do kuszenia męskiego gatunku.
Chodzi o zawartość piersi.
Zawartość zwaną: mlekiem.

(więcej…)

Pozwól dziecku myśleć i używać argumentów!

Społeczeństwo ma wizję dziecka idealnego. To idealne dziecko nie zachowuje się jak dziecko. Bardziej przypomina dorosłego, tyle, że miniaturowego. Robi to co dorosły, chodzi tak jak dorosły i zachowuje się tak jak dorosły ze wszystkim obowiazującymi regułami. Tyle, że przecież takie dzieci są nieszczęśliwe. Prawda?Dziecko ma prawo psocić i robić coś na opak, bo dzięki temu poznaje świat. Świat niekoniecznie taki, który skonstruowany jest z samych zakazów.
Ale nie jest to proste rozwiązanie.
(więcej…)

Trudne tematy.

Któregoś razu Prezes podsłuchał rozmowę.

– Mamo, a dlaczego się bałaś jak mnie urodziłaś?
– Bałam się, bo trochę za szybko wyszedłeś z mojego brzuszka.
– Za szybko?
– Tak. O tyle tygodni – pokazuję mu dziesięć palców.
– I dlatego się bałaś?
– Bałam się, bo byłeś bardzo chory. Ale teraz już się nie boję. Bo jesteś zdrowy.

(więcej…)

(Nie)idealne macierzyństwo.

Tego nie wolno, tamtego nie wolno. Tysiące nakazów, jeszcze więcej zakazów. Z czasopism śmiejące się noworodki. Grzeczne kilkulatki. Uśmiechnięte matki. Zawsze wyspane. Zawsze uśmiechnięte. Niekrzyczące. Nigdy niezmęczone. Cudowne. Rzygające tęczą.
No i Ty. Osoba, która gdzieś tam po nieprzespanej nocy klnie pod nosem, że już nie ma siły.
Dziecko jak na złość płacze w niebogłosy. Chata nieposprzątana. Obiad nieugotowany.
A to da się gotować z noworodkiem?! A z kilkulatkiem?!
Dlaczego on tak psoci?!
Dlaczego on tak krzyczy?!
Dlaczego nie śpi?!
I w tym całym rozgardiaszu, bajzlu, wariatkowie jedna myśl: ,,Cholera. Nie nadaję się na matkę”.

(więcej…)

Pierwsze koty za płoty! Prezes w przedszkolu.

15:13.
Sms od PT.
Że Prezes wpadł w histerie. Płakał. Ale PT go zostawił mimo iż było mu cholernie ciężko.
Dobrze, że w pracy miałam się czym zająć i nie myśleć. Nie myśleć o tym,że w tym momencie moje dziecko właśnie płacze.

Po 16 byłam w domu.
Pytanie PT czy podgrzać mi obiad.
Nie, nie. Obiad? Zwariowałeś? Żołądek podchodzi mi do gardła. Wyżej, wyżej. Robię sobie kawę.
Taaa … Kawa wystarczy.
Odpalam laptopa. Czytam. Kolejne komentarze na temat klapsów. O skrajnym debilizmie ludzi. Ale o tym jutro. O klapsach jutro. O ludziach, którzy nie szanują dzieci i muszą bić. O ludziach tak słabych, że muszą uderzyć dziecko, żeby wydobyć w nich szacunek. Nie zdając sobie sprawy, że to strach. Nie szacunek …

Potem zrobiła się 16:30. Słyszę PT, który mówi, że chce już iść po Prezesa.
Mruczę, że jeszcze z 15 minut.
A potem idziemy po Prezesa.
Przy bramie słyszymy płacz jakiegoś dziecka.
Ale ja wiem, że to nie płacze Prezes.
Prezesa poznałabym od razu.

Przechodzimy przed furtkę. Potem podchodzimy do płotu od placu zabaw. Widzę koszulkę Prezesa.
Siedzi. Na pewno nie płacze. Wpatruje się w płaczącego chłopca.
Ale na pewno nie płacze.

Gdzieś w gardle poczułam kulkę. Wielką kulę. Łzy napłynęły do oczu.
– Oochhh! Jasiuuu – szepczę.
Prezes patrzy na mnie.
Uśmiecha się.
– Cześć mamo. Ja jeszcze nie idę. Chcę tu jeszcze zostać.

Nie wierzę.
Stoję.
Nogi wrosły mi w ziemię.

Przedszkolanka uśmiecha się do nas. Mówi, że jak tylko PT wyszedł poszedł się grzecznie bawić.

Podchodzi do nas dyrektorka:
– A widzą państwo jak świetnie sobie radzi? W ogóle z nim problemów nie było.

PT rozmawia. Deklaruje, że wpłaci już pieniądze za czesne na wrzesień i za te zajęcia adaptacyjne.

Bierzemy Prezesa na ręce. Przytulamy mocno.

Mowimy, że jesteśmy z niego ogromnie dumni.

Bo jesteśmy …
Bo jestem teraz pewna, że we wrześniu wcale nie będzie problemów.

Bo Prezes jest dzielniejszy niż ja. 🙂

Kreatywność Prezesa.

Ze wszystkich możliwych cech charakteru moje odziedziczyło w genach skrajną kreatywność. Nazwę to tak pięknie, żeby nie napisać dosadniej, żeby mnie nikt nie ścigał za to, że wyrodną matką jestem.
Pierwszy raz określenie kreatywności usłyszałam od psychologa dziecięcego. Wcześniej nazywałam to totalną rozpierduchą. No i nie dawaliśmy sobie radę (wtf! A teraz sobie dajemy?).

Prezesa szalone pomysły i psocenie na poziomie zaawansowanym zostały pięknie nazwane ,,kreatywnością” i ,,kreatywnym myśleniem”. Ja oczywiście za taką kreatywnością podziękowałam. Ale ja tam sobie dziękować mogę. Po prostu trafił mi się prawdziwy terrorysta i na dodatek całkowicie ma w dupie zakazy (ale to pewnie dlatego, że dupą na świat wychodził). Co kreatywnego jest w topieniu rolek papieru toaletowego w toalecie (i moich kolczyków cholera jasna!)? Albo co kreatywnego jest w urywaniu parapetu? (tak – to wczorajszy wyczyn Prezesa, kiedy probował złapać końską muchę).

I o ile kreatywność kojarzy mi się z czymś zupełnie innym niż Prezesa zachowanie, wolę to wszystko nazwać kreatywnością. Ot co. Ni mniej ni wiecej – po prostu kreatywnością.

Ale dzięki tej kreatywności babcia Prezesa stwierdziła, że ona jednak się nie odważy wziąć Prezesa na tydzień nad morze. Że jak we wrześniu pojedzie na kilka dni to tak – ale na tydzień nie. A ja już, już w głowie miałam natłok myśli, że odpocznę, że …

… że tak naprawdę po 24godzinach tęskniłabym niezmiernie. Mimo wszystko. Bo instynkt macierzyński mam. Jako tako – ale mam.

Ale …
ponieważ ostatnimi czasy bardzo (ale to bardzooo!) zaniedbaliśmy naukę pisania i czytania jesteśmy daleko w tyle i Matka z Prezesem dzisiaj nadrabiała. Prezes wszystko pamiętał co pamiętać miał (i całe szczeście!) i zdanie przeczytał ,,Kot ma oko” bez większego problemu i potem, że żaba ma oko też i potem wyrazy dopasowywał do obrazków (niektóre wyrazy z matczyną pomoc) i z dumy spuchnęłam – a co!

Innych dzieci nie mam. Porównania też jako takiego nie. A i tak Prezes jest dla mnie doskonały (choć cały czas próbuje rozwiązać zagadkę po kim to takie madre?).

Prezes gada z rybami.

Za jakieś 10, nie no – 12-13 lat – jak Prezes pójdzie na jakąś imprezę i wróci o 1 w nocy (po niejednym piwie), to przyrzekam, że zrobię mu o 7 pobudkę. Ale pobudkę da się jakoś przeboleć. A ja dodatkowo wezmę deskorolkę na palce i będę mu jeździła po włosach tą deskorolką. Przy okazji zacznę mu zadawać pytania i będę intensywnie dążyć do odpowiedzi.
Oj … nazbiera sobie przez te lata. Nazbiera!

(więcej…)

List do Prezesa. 4 lata później.

Tę notkę próbowałam napisać już dawno – w poniedziałek w szpitalu, potem jak wróciliśmy do domu, potem znowu i znowu – aż się niedziela zrobiła. Brakowało mi wszystkiego: weny, czasu, chęci.
Jakkolwiek by tego nie nazwać, notki nie napisałam. A wraz z nienapisaniem notki prowadziłam tylko fanpage.

(więcej…)