Szczypie w nosy, szczypie w uszy … Czyli czego zazdrości mi Jaś.

To zdjęcie zrobione było dokładnie 3 stycznia 2016 roku. Nie wiedzieliśmy wtedy, że za równiutki rok dołączy do nas ktoś jeszcze i każdy kolejny 3.01 będziemy świętować. Poza datą (która jest datą urodzin Staszka) na zdjęciu jest coś jeszcze. Sanki. Użyliśmy je wtedy po raz ostatni. Ponieważ nie ma u nas zim. Prawie w ogóle. Mamy za to za oknem nawet po 10 stopni. W grudniu …

ZMIENIA SIĘ KLIMAT.

Tak naprawdę jako ludzkość jesteśmy w czarnej dupie i to już niezależnie od tego co zrobimy. Ruszyliśmy machinę, której ruszyć nikt nie powinien i z roku na rok będzie coraz gorzej. Za każdym razem, kiedy biorę prysznic zastanawiam się, czy przyjdzie taki dzień w którym tej wody zabraknie. Tej, którą tak lekceważąco traktujemy teraz. Wszyscy.

Lato było okrutnie upalne. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek jako dziecko w wakacje doświadczyła aż takich upałów. Rok temu w krótkich rękawach chodziliśmy nawet w październiku. Kupione dla Staszka spodnie na śnieg nigdy nie zostały użyte. Właściwie Staszek nigdy nie był na sankach. Śnieg spadł rano, po godzinie, dwóch już go nie było. Czasem utrzymał się dłużej, ale było go tak mało, że sanki nie dałyby rady.

Z roku na rok mamy coraz cieplejsze zimy. W Wielkopolsce … no cóż. Przez ostatnie dni najniższa temperatura miała wynosić 2 stopnie. Nocą. W dzień plus 6. A nawet +12. Bez taryf ulgowych …

Święta ze spadającym za oknem śniegiem? Marzenie. Św. Mikołaj od wielu lat ma sanie na kółkach … Nawet nie musi zmieniać opon na zimowe.

 

ŚNIEG. MOJE DZIECIŃSTWO. 

Mrozy sięgały nawet 20 stopni na minusie. Czasem nawet przekraczały te 20 stopni. Niemalże każde ferie były całe w śniegu, albo częściowo. Zawsze jednak zjeżdżaliśmy z górek na sankach- których już w większości nie ma – oraz bawiliśmy się na lodzie. Nikt nie bał się wchodzić na jezioro. W butach, na łyżwach.

Był taki moment w którym mrozy sprawiły, że pękła rura w szkole i nie było ogrzewania. Zwolniono nas do domu, a my po szkole od razu szliśmy rzucać się śnieżkami. Na tak niskich temperaturach śnieg bardzo źle się lepił. Ale było go bardzo dużo, więc usypywaliśmy górki które miała nas przykryć po szyje.

Do domu wracałam mokra, zziębnięta. Robiłam sobie ciepłą herbatę, wchodziłam pod koc. A potem przebierałam się i biegłam na sanki znowu.

Tata jednego roku kupił mi te czerwone sanki, które widzicie na zdjęciu. To sanki z mojego dzieciństwa. Pokonywały niejedną górkę, były świadkiem niejednej wywrotki i brały udział w kuligu. Lata ich świętości dawno minęły, a zostawione na podwórku zardzewiały. Po czerwonym kolorze nie ma już śladu. Tak samo jak po śniegu. Mam wrażenie, że jestem ostatnim pokoleniem, które będzie pamiętać o tym, że można było wracać do domu mokrym. Od śniegu. Nie deszczu.

Własne dziecko, lat 10 mówi do mnie często: „mamo! zazdroszczę Ci takiego dzieciństwa„.

 

 

NAWET MI TEGO BRAKUJE.

Na -2 stopniach jest mi już zimno, choć kiedyś wychodziłam na dwór przy -20 stopniach i kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nie noszę rękawiczek, bo nie potrzebuję tego, a do wózka mam zawieszoną mufkę, której prawie nie używam. W tym roku wyciągnięty śpiworek do wózka z jagnięcej wełny został w aucie, bo nie mam potrzeby aby w ogóle Staszka przykrywać czymkolwiek. Nawet kocem.

Są dni, kiedy pół dnia nie odpalamy ogrzewania, bo w mieszkaniu i tak jest ciepło. Włączamy ogrzewanie rano jak wstajemy i potem trochę popołudniu. Dopiero niedawno chłopcy zakumplowali się z czapkami. Staś w tym sezonie ani razu nie miał nic na szyi, bo daje sobie na szczęście wysoko zapiąć kurtkę. Jasiek do tej pory tylko raz (wczoraj) wrócił z dworu po rękawiczki i komin.

Co do nas – no cóż. Mój mąż większość czasu chodzi w kurtce jesienno-wiosennej. Chciałabym usłyszeć na to charakterystyczne skrzypienie śniegu pod nogami. Chciałabym jeszcze kiedyś zrobić aniołka ze śniegu. I oglądać śnieg za własnym oknem, a nie oknem oddalonym od mojego domu o setki kilometrów, daleko w górach.

 

To co było częścią mojego dzieciństwa, najprawdopodobniej przestanie być częścią dzieciństwa naszych dzieci i wnuków, o ile będzie nam w ogóle dane kiedykolwiek zobaczyć nasze własne wnuki na tej planecie …

 

 

 

1 komentarz

  1. Dzieciństwo spędziłam w województwie kujawsko – pomorskim, które ma najniższą roczną średnią opadów. Zimy ze śniegiem leżącym dłużej niż dwa dni praktycznie nie było. Po przeprowadzce do Olsztyna okazało się, że tu pada snieg. Zupełna nowość. Niestety klimat się zmienia, ostatnia zima z porządnym śniegiem była chyba 5 lat temu. Za to wczoraj na spacerze w lesie natknęłam się na krzaczki z pączkami. Takimi pączkami, które powinny pojawiać się w marcu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.