Złość na dziecko – jak być lepszym rodzicem i jak nie stawiać sobie za wysokich poprzeczek.

Pamiętam czasy, kiedy do szału doprowadzał mnie pisk Jasia, jego płacz, jego nocne pobudki, jego niezrozumiały dla mnie język. Czytałam te wszystkie książki, poradniki, gazety dla rodziców, fora dla mam i coraz bardziej się wypalałam. Jak świeczka. Z każdym dniem coraz bardziej. Wszędzie wpajano mi  zasady „bądź lepsza” „nie wolno ci krzyczeć!”. Lista zakazów była długa. I na naprawdę chciałam być takim idealnym rodzicem z poradników, tylko w porę się nie zorientowałam, że idealny rodzic ma jedną wadę … Po prostu nie istnieje. A potem przychodziła złość na dziecko. Bo beczka emocji się wypełniała …

ZŁOŚĆ NA DZIECKO. ZŁY RODZIC, CZY DOBRY RODZIC? 

Będąc mamą małego Jasia wydawało mi się, że po przeczytaniu wielu mądrych książek i artykułów mam monopol na wychowywanie dziecka na każdym etapie jego życia. Zawsze też uważałam, że im dziecko jest starsze tym przecież łatwiej do niego dotrzeć, bo rozumie już zakazy, nakazy, konsekwencje, da się z nim na spokojnie porozmawiać. Udzielałam wielu przemądrzałych rad nie mając żadnego doświadczenia a jedynie znając teorie, która wydawała mi się dobra dla każdej grupy wiekowej i dla każdego dziecka. Dzisiaj wiem, że byłam głupia. Nauczyłam się pokory.

Dzisiejszym rodzicom wkłada się do głowy wiele mądrych tez, mówi się jak ważny jest szacunek do dziecka, przedstawia ogromne konsekwencje klapsów, krzyków. Jest coraz więcej nurtów wychowawczych w których używa się słowa „przemoc” w stosunku do kar i nagród, w stosunku do podnoszenia głosu, krzyków. Rodzice zaczynają więc powoli tracić kontrolę nie tylko nad sobą, ale też nad własnym życiem, bo nie znają alternatyw radzenia się ze złością, frustracją, krzykiem. I ma to swój początek w tym, że całe nasze pokolenie (a właściwie większość) była wychowywana zupełnie inaczej.

Przez całe pokolenia robiło się ogromną krzywdę mężczyznom, od małego wpajając im, że nie mają prawa do okazywania emocji – nie mogę płakać, mają tłumić wszystko w sobie. Dzisiaj podobną krzywdę robi się rodzicom i każe trzymać emocje wewnątrz siebie, nie mówiąc dokładnie o tym jak te emocje przezwyciężyć, czy może zaakceptować. I to nie czyni nikogo złym rodzicem. Czyni go po prostu człowiekiem, który posiada cały wachlarz emocji i tych złych i tych dobrych. I jeżeli ktoś chce aby jego wachlarz posiadał więcej dobrych emocji, powinien umieć radzić sobie z tymi złymi emocjami. Lecz samo mówienie, że te emocje nie powinny mieć miejsca i nie mają prawa mieć miejsca, zwłaszcza w stosunku do dziecka nie rozwiązuje problemu, tylko go potęguje. Frustracja, którą spowodowało niepowodzenie zwiększa negatywne emocje.

Rodzice po prostu nie wiedzą jak sobie radzić ze złością. I często jest tak, że wstydzą się o tym mówić, bo wydaje im się, że wszyscy wokoło są zupełnie inni, lepsi. Co więcej Ci sami rodzice stają się swoimi własnymi ofiarami, tylko dlatego, że często nie wiedzą jak zrobić krok naprzód, czy jak to zrobić inaczej.

 

ZŁOŚĆ. CZY DA SIĘ JĄ KONTROLOWAĆ?

Metody, które podam poniżej sama stosowałam. Sama przeszłam też psychoterapie (ale związaną z wieloma innymi rzeczami, niekontrolowane napady złości o których napiszę poniżej po prostu do nich należały – taka wisienka na torciku). Wiele z tych rzeczy sama dopracowałam (jak np. liczba „bomb” przy danych sytuacjach). I dzisiaj chce się z wami tym podzielić, tym bardziej, że wiele z Was było zainteresowanych tematem.

Krok pierwszy:

Spisujemy na kartce wszystkie czynności, które wytrącają nas z równowagi z podziałem na wiek dziecka (jeżeli dzieci jest więcej). Np. przy Stasiu wpisałabym spokojnie „wylewanie wody po raz 3875489758457 w ciągu dnia” a przy Jasiu wpisałabym „ciągłe ignorowanie moich poleceń i pyskowanie”. 

Przy każdej sytuacji narysujcie sobie bomby (płomienie, cokolwiek, co będzie ukazywać Wasze emocje) od 1 do 3. Trzy bomby oznaczają, że są to sytuacje, które najszybciej wytrącają Was z równowagi.

Krok drugi:

Przeanalizuj sobie, czy jesteś w stanie w danym momencie zareagować inaczej. Oczywiście całej analizy dokonujemy na „trzeźwym, całkowicie jasnym umyśle”, a nie chwilę po tym jak dziecko wyciągnęło z Waszego jestestwa tą ciemną stronę mocy i z rodzica, który nakrzyczał, zamieniacie się w rozklejonego rodzica, który w ramach przeprosin dałby temu 2latkowi całe wiadro do wylania w ramach zadośćuczynienia za krzyk, szarpnięcie, czy klapsa. No nie, to tak nie działa. Wy macie wiedzieć, że zarówno zachowanie dziecka nie powinno mieć miejsca jak i Wasze.

Analiza ma polegać na tym, że w zgodzie ze sobą musicie znaleźć alternatywy, ale też zastanowić się, czy możecie zrobić to inaczej. Ja tu podaję przykład tej rozlanej wody dlatego, że to jest coś, co mnie wybitnie wkurza, ale ja nigdy na Stasia nie nakrzyczałam (za to zdarzyło się to mojemu mężowi, kiedy Staś specjalnie wylewał mu wodę, a mnie akurat nie było w domu). Za każdym razem jak wyleje, zaczynam sobie myśleć, że jeżeli na niego nakrzyczę on bardziej nie przyswoi, że mu nie wolno, niż gdybym powiedziała mu to na spokojnie. Gdybym nakrzyczała rozkręciłabym spiralę – on zacząłby płakać, ja zaczęłabym się bardziej wkurzać, on płakałby jeszcze bardziej, ja krzyczałabym jeszcze bardziej i trwałoby to tak długo aż jedno by się nie uspokoiło. I to najpewniej byłabym ja.

Pamiętajcie też by upewnić się, że jak mówicie do dziecka polecenie, to ono Was słucha. Często może być skupione na czymś zupełnie innym i po prostu nie dotrze do niego Wasz komunikat.

Przy takiej analizie zachęcam też zawsze do przeanalizowania i zrobienia sobie kropek przy tych rzeczach, które możecie odpuścić. Wtedy lista się zmniejszy, jak po analizie dojdziecie do pełnej symbiozy z dzieckiem w różnych sytuacjach. Np. rodzice często się wściekają, że ich dziecko chce się inaczej ubrać  – np. chce inne spodnie, inną bluzka inne buty, czy czapkę. I choć wszystko może do siebie kompletnie nie pasować, a Wasza estetyka przechodzi katusze, to dopóki dziecko nie wychodzi na dwór z kąpielówkach, kiedy na dworze jest -15 stopni, to możecie na to pozwolić. Świat się nie zawali. Życie toczy się dalej. I do tego w spokoju.

I teraz najważniejsze. Jak już sobie taką analizę zrobicie co powoduje u Was złość w stronę dziecka. Przechodzimy dalej.

ZŁOŚĆ NA DZIECKO. JAK NIE WYBUCHNĄĆ.

Ja zwykle jak już czuję, że zaraz mnie krew zaleje (i tutaj dodam, że piszę tylko o sytuacjach z 9latkiem) zaczynam w głowie liczyć duże cyfry. Gdzieś z oddali słyszę jak Jasiek krzyczy, próbuje zwrócić na siebie uwagę, a ja czuję, że jak wsłucham się całkowicie w jego krzyki, w jego pretensje, pyskówki, to oboje zaraz zaczniemy się komunikować za pomocą krzyku. Co notabene czasem ma miejsce.

W takiej sytuacji możesz też w głowie przypominać sobie jakiś dłuższy wierszyk nawet dla dzieci np. „Pan Hilary” (to taki mój wierszyk). Mogą to być słowa piosenki, którą lubicie i którą pozytywnie kojarzycie. Dodatkowo spróbujcie wyrównać oddech. Możecie też myśleć o miłych rzeczach związanych z dzieckiem – większość rodziców pozytywnie pamięta pierwsze chwile po porodzie, albo jak dziecko pierwszy raz odwzajemniło uśmiech, to pierwsze rozpływające „mama”, „kocham cię” itp.

Jest też jeszcze moc przytulenia. Ja czasem mówię do Jasia jak krzyczymy na siebie (do siebie?) „ej, chodź szybko się przytulimy i uspokoimy w swoich ramionach!”. Czasem pomaga, czasem jesteśmy tak oboje nakręceni, że każde z nas musi wyjść do innego pomieszczenia. I to jest ta spirala którą w starciu z 9latkiem czasem nakręcam i z tym obecnie walczę. Naprawdę bardzo trudno tutaj wprowadzić mądre wychowanie, bo jeszcze nie znalazłam złotego środka na dotarcie do niego. Czasem jestem totalnie ignorowana, a jak w końcu się wydrę, potrafię usłyszeć: „Czego się drzesz! Głuchy nie jestem!” i jebs drzwiami, bo obrażony.

Często problemy ze złością mają osoby, które są zmęczone nie tylko fizycznie, ale też psychicznie i potrzebują po prostu resetu. Zrobienia czegoś tylko dla siebie. I ja wiem, że choć czasem jest to wybitnie trudne znaleźć dla siebie 5 minut, to spróbujcie znaleźć dla siebie chociaż tyle. Tak byście mogły się zrelaksować po ciężkim dniu w ciszy. Poza faktem, że jesteście matkami, jesteście też osobnymi jednostkami. Nie jesteście robotami.

Na poradzenie sobie z krzykiem jest tez metoda „na poduszkę”. Po prostu krzyczysz w poduszkę. Możesz też spokojnie wyjść z nią do łazienki i walić w nią pięściami. A potem z tej łazienki wychodzisz z uśmiechem od ucha do ucha jak oaza spokoju, pierdolony kwat lotosu …

 

ZŁOŚĆ NA DZIECKO. WSZYSCY MAMY CZASEM GORSZE DNI.

Każdy z nas, niezależnie czy jest dzieckiem, czy dorosłym ma gorsze dni. Takie faktyczne PMS w przypadku kobiet, lub takie życiowe PMS w przypadku wszystkich niezależnie od płci. Powodem złego dnia może być wszystko. Nie taka koszulka w przypadku mniejszych dzieci, zły dzień w pracy w przypadku dorosłych, rysunek który nie wyszedł w przypadku dzieci; problemy finansowe w przypadku dorosłych.

I teraz kolejna ważna informacja! Nasze dorosłe problemy są tak samo ważne, jak problemy dzieci, które wydają nam się błahostkami. „Dobrze w tej koszulce wyglądasz!!!” czy „Narysujesz inny obrazek, w czym problem?!„. A to nie tak. Dziecko ma prawo do tych swoich problemów, które dla nas są małe a dla nich wielkie i nie powinniśmy tych problemów bagatelizować.

Inna ważna informacja, że człowiek ma prawo do tych gorszych dni. Negatywne emocje to nadal emocje. Czasem po prostu gdzieś tam musicie je z siebie wydusić,  zwłaszcza jeżeli dochodzą do tego dodatkowe czynniki – a najczęstszym jest przemęczenie, zwłaszcza w przypadku rodziców małych dzieci, gdzie niewyspanie też robi swoje.

Kiedy zdarzy ci się już zezłościć, czy nakrzyczeć na dziecko, nie bój się rozmawiać (zwłaszcza ze starszymi dziećmi) o emocjach. Mówić o nich, wytłumaczyć dziecku, że tak jak dziecko się złości, tak dorosły też czasem nie potrafi inaczej. Wytłumacz dlaczego tak się stało. Przeproś. Postaraj się inaczej. Nie skreślaj siebie jako rodzica.

 

KIEDY DO SPECJALISTY. CZYLI, KIEDY ZŁOŚĆ NA DZIECKO STAJE SIĘ WIĘKSZYM PROBLEMEM.

Przychodzi jednak taki moment, kiedy dochodzicie do wniosku, że nie jesteście w stanie kontrolować swojego zachowania, dziecko irytuje Was coraz częściej, coraz częściej krzyczycie, zdarza Wam się szarpnąć dzieckiem w próbie uspokojenia, nie czerpiecie radości z macierzyństwa, coraz bardziej przytłaczają Was negatywne emocje, macie dziwne myśli, w skrajnych przypadkach wyobrażacie sobie, że robicie dziecku krzywdę. Do tego dochodzi płaczliwość, smutek, wahania nastrojów, spadek libido, niska samoocena.

I wtedy należy udać się do specjalisty. To mogą być objawy czegoś większego – np. nerwicy, depresji, PTSD, problemów z tarczycą itp.

Dostałam jedną wiadomość ostatnio, że osoba boi się iść do specjalisty w obawie przed tym, że specjalista zamiast pomóc będzie dążył do odebrania dzieci. A to nie tak! Specjalista ma pomóc, a skoro zwracacie się do specjalisty o pomoc, to oznacza, że chcecie się zmienić, właśnie ze względu na dobro tych dzieci.

Jak to wygląda?

W pierwszej kolejności udajecie się do psychiatry, który następnie zleca lub i nie psychoterapię, czasem włącza się też farmakologię. Wiele dzisiejszych leków np. na depresję nie uzależnia, niektóre można przyjmować karmiąc piersią. Zarówno wizytę u psychiatry jak i psychoterapię możecie odbyć na NFZ. Niestety niekiedy czas oczekiwania jest ogromny w zależności od tego gdzie mieszkacie.

Psychiatra często też zaleca zrobienie pakietu tarczycowego, sami możecie taki pakiet wykonać przed wizytą – tsh, ft3, ft4, anty tg i anty tpo. Mi zalecono też suplementacje magnezem.

Nie bójcie się prosić o pomoc, bo konsekwencje mogą być tragiczne! 

 

___

Ten tekst mam nadzieję choć trochę Wam pomoże, lub skieruje na odpowiedni tor. Wy musicie walczyć o siebie, pamiętając, że jedynymi, najbardziej kompetentnymi osobami do oceny jakimi jesteście rodzicami, będą tylko Wasze dzieci.









 

7 komentarzy

  1. Wspaniały tekst taki od serca dla innych Rodziców którzy nie potrafią poradzić sobie z nadmiarem emocji. Nie jakieś suche wyssane z palca głupoty które jak się przeczyta to zaczynasz się śmiać że to nie z Twoim dzieckiem chyba że jak będzie miało 18 lat 😉. Ja zaraz siadam i robię listę mam dwie diablice i każda wymyśla coś innego czym można by mnie wykończyć. 😂

  2. Sama prawde napisałaś 😀 nic mnie tak nie irytuje jak to ,ze moje dziecko ma takie okresy w swym krótkim zyciu ze nie chce jesc , dwa tygodnie sa cudowne, zjadl by mnie razem z kuchnia i te cudowne slowa "mama am am " a kolejne 2 to masakra , i nie nie uspakaja mnie to ,ze dzieci tak maja, ze mu przejdzie, nie zaglodzi sie itp z tym sobie nie radze. Byly tez inne sytuacje ,ze np nie chcial w dzien isc spac ale potrafilam znesc w tym plusy ,ze wieczor wolny 😁 szybciej zasnie . Mysle rowniez ,ze pogoda ma tez duzy wpływ na nasze samopoczucie .

  3. To co dla mnie najważniejsze z tekstu.
    Nie bójmy się poprosić o pomoc.
    Jeśli sobie nie radzimy, to nie oznacza , że jesteśmy źli czy beznadziejni.
    Warto się zastanowić nad sobą i w szukać pomocy.
    Psycholog to nie wstyd, to LEKARZ

    1. Psycholog nie jest lekarzem. Lekarzem jest psychiatra. 🙂
      http://salusprodomo.pl/blog/czym-rozni-sie-psycholog-psychiatry/

  4. Jeju ten tekst podniósł mnie na duchu. Mam akurat teraz okres z moim synkiem że wszystko jest na nie , denerwuje się na wszystko , nie chce jeść ani spać a ja ze zmęczenia i fizycznego i psychicznego nie wyrabiam powoli. Tłumaczę sobie że to minie ,taka pogoda beznadziejna i to ona ma wpływ , ale pomaga to tylko na chwilę , kiedy moje dziecko znów wpada w histerię bo matka musi do toalety i traci sie z pola widzenia..
    A my mamy jesteśmy przecież tylko ludźmi i czasem aż za dużo w sobie dusimy

  5. Dziekuje za ten tekst. Mam 18 miesieczne blizniaki i juz wszystko na NIE. Jesc nie chca, wchodza ewidentnie wszedzie (mimo zabezpieczen i oczywiscie zakazow) ryk jak matka zniknie z pola widzenia albo jak usiadzie choc na chwile to wlaza na glowe (mimo ze z zainteresowaniem np. ukladali klocki), wylewaja wode ze swoich bidonow na wszystkie mozliwe sposoby (mnie to do szalu doprowadza) itd. itp. Wlasnie teraz, nie wyrabiam juz i sa krzyki, szarpniecia… Dopiero jak zaczelam szukac pomocy to widze, ze nie jestem jedyna. Inni tez nie wyrabiaja tylko o tym sie nie mowi. Tabu nawet miedzy przyjaciolkami i bliskimi osobami…

  6. Super wpis. Dziękuję. Dodałabym do tego tylko punkt o nazywaniu emocji. Często samo nazwanie emocji ( na glos lub w duchu) oraz przyznanie sie do niej przed samym sobą ma bardzo dobre I szybkie efekty. 🙂 pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.