Wróbel orła nie urodzi.

Przez pierwsze dwa lata mojego macierzyństwa i dziewiczego rejsu po wszystkich zakątach tej przygody jakże różami usranej, tłumaczyłam setki razy, dlaczego moje dziecko jest „za małe” na swój wiek. Bo było, nie ukrywajmy. I dobra, ja wiem, że ludzie byli ciekawscy, ale przychodzi takie moment w życiu każdego rodzica, kiedy słysząc czy czytając w swoim kierunku „mój w tym wieku to miał … (zdecydowanie większą wagę/wzrost)” człowiek ma ochotę wystrzelić takie osoby w kosmos, lub odgrodzić się od nich grubym murem z napisem „wstęp wzbroniony”. Więc ja dzisiaj o tym dlaczego moje dzieci nie mają po 90 centymetrów na bilansie dwulatków …

WCZEŚNIACTWO. NA ILE WPŁYNĘŁO NA WZROST I WAGĘ?

Jasiek był mniejszy od rówieśników do około 4 roku życia i wtedy wystrzelił w górę do tego stopnia, że dogonił jednych z najwyższych w grupie przedszkolnej. Dzisiaj nie jest ani najmniejszy ani największy. Ot – taki tam średniak. Jego najlepszy kumpel, terminowy i majowy, jest od niego prawie głowę niższy, a drugi kumpel z tego samego rocznika o prawie głowę wyższy. Wagowo, no cóż – Jasiek waży jakieś 26-28 kilogramów i wchodzi na trzeci centyl, więc  lekarz macha ręką bo on zawsze na tym centylu był. Zawsze i nigdy powyżej (no, chyba, że ktoś go wciskał w siatki dla wcześniaków, wtedy wbijał się aż na 10 centyl i to czasem, wtedy ładniej wyglądało). Na bilansie dwulatka miał całe 10.4kg przy 85cm.

Jak wiecie Młody urodził się z masą 1450 gramów i 40 centymetrami. Do około roku było widać ogromną różnicę, bo majac 13 miesięcy miał dopiero 68 centymetrów, czyli tyle ile przeciętne półroczne dziecko (niektóre dzieci taki wzrost uzyskują mając nawet z 3 miesiące). Jakby go tak porównać do rówieśników urodzonych o czasie, to był miniaturowym, rocznym człowiekiem i zdecydowanie nie wyglądał na swój wiek. Ale jakby spojrzeć na to z faktycznymi cyferkami to miał całe 28 centymetrów na plusie. Gdyby urodził się np. z 56 centymetrami to przy podobnym przyroście uzyskałby 84 centymetry.

Teraz spójrzmy dalej – mając 2 latka i mierząc 85cm, Jasiek podwoił znacznie swój wzrost urodzeniowy. Gdyby w podobnych proporcjach spojrzeć na dzieci terminowe, to w tym wieku musiałyby uzyskać ponad metr wzrostu. Czyli sytuacja prawie niewykonalna.

Co do samego wcześniactwa, to ileż można tłumaczyć wszystko tym, że Twój dzieciak urodził się znacznie przed czasem? Owszem, do pewnego momentu trudno jest mówić inaczej, lecz w wieku kilku lat, jeżeli dziecko jest zdrowe to już nie jest kwestia ani tygodnia ciąży w którym się urodziło, ani tego jakie cyferki były w dniu porodu. To jest już kwestia genów. No więc jak ja ze swoim wzrostem 156 cm i wzrostem mojego męża 178 mam urodzić gigantów?

 

A MOJE DZIECKO …

Do tego postu natchnęła mnie sytuacja z dzisiaj na instagramie. Bilans dwulatka. Staszek ma zacne 84cm i 12.5 kg. Więc jest o 1 cm mniejszy niż Jaś na tym etapie (a miał 5cm więcej w dniu narodzin, bo 45 cm). Ogólnie to gdybym urodziła chłopców w terminie też nie byliby gigantami i podejrzewam, że w 40tc uzyskaliby z 50cm i każdy z nich na bilansie dwulatka miałby podobnie. Choć na każdym etapie ciaży Staszek masowo na USG był większy niż na danym etapie Jaś.

Zaczęłam dostawać po tym niusie wiadomości i komentarze ile mają inne dzieci centymetrów, jaką masę w tym wieku, albo że taką masę i taki wzrost to mają inne dzieci mając rok, albo i mniej oraz pytanie na które nie wiem jak odpowiedzieć grzecznie „dlaczego jest taki mały? „. I ja tu dodam od razu, że ja nie pytałam „a ile mają Wasze dzieci?” – bo ja nie lubię takich pytań. Ani odpowiedzi. Choć ja wiem, że to problem ze mną, bo po prostu nie lubię. Ale może też trochę z nami wszystkimi, jako z Internetowymi matkami, które lubią zawsze, ale to absolutnie zawsze wcisnąć przykład swojego dziecka nawet tam gdzie nikt o niego nie pyta. I to chyba dotyczy każdego tematu.

Pominę tutaj fakt, że ten wzrost Staszka i jego masa to było wszystko robione na wariackich papierach, bo współpraca ze Staszkiem jest straszna, więc to jest tak na oko i to bardzo na oko. Zwłaszcza waga. Bo Staś i waga, no to się wykluczało.

Ja od dawna tłumaczę na mojej grupie wcześniaczej dlaczego pytanie „ile miały wasze dzieci z tygodnia X, cm i kg na bilansie takim i srakim” jest bezsensu. Nie tyczy się to tylko grup wcześniaczych, lecz wszystkich matkowych. I ja wiem, że niektóre mamy uważają, że im wyższy wzrost, im większa masa, tym jakiś wyższy level macierzyństwa. Ale to wcale nie tak. W gruncie rzeczy to nawet nie rzutuje na przyszłość, bo mój brat w porównaniu do mnie ma ponad 180 (mój ojciec ma około 190), a na bilansie dwulatka miał … 84cm, bo specjalnie kiedyś sprawdzałam.

 

A CZEMU ON TAKIM MALUTKI PANI KOCHANA?

Ja przeszłam z Jasiem przez różne formy pytań i ja rozumiałam poniekąd tą dociekliwość. Taka ludzka natura. Ale odpowiedzi też były różne. Potrafiłam usłyszeć, że ktoś mi współczuje takiego dziecka, no bo to nigdy nie wiadomo co wyrośnie z takiego wcześniaka (sic!); albo „tak, tak u nas w rodzinie tez jest wcześniak, taki był mały, że baliśmy się go brać na ręce, 2.5 kilograma jak się urodził! Wyobraża sobie pani takie maleństwo?!”. 

I ja oczywiście miałam na końcu język „rety, 2.5kg?! Toć to kurna gigant!”, ale powstrzymywałam się, no bo punkt widzenia to zależy od punktu siedzenia. I jak ktoś widzi dzieci po 3-4kg, a nagle widzi takie 2.5kg to wydaje mu się ono malutkie. Tak jak mi malutki wydawał się Staś, bo po 8 latach człowiek zapomniał, że dzieci są mniejsze. Dużo mniejsze.

Ja napatrzyłam się na dzieci, które ważyły po 500-800 gramów. I dla mnie nawet Jaś ze swoją masą 1450g wydawał się duży. Bardzo duży. Dopiero jak zaczęłam z  nim wychodzić na spacery i widywałam noworodki w wózkach, gdzie moje to miało z 3 miechy na karku, a było dużo, dużo mniejsze – zrozumiałam jak bardzo się różni. I wcale nie lubiłam się tłumaczyć. Nikt nie lubi mieć dziecka, które się wyróżnia aż tak bardzo.




 

 

PORÓWNYWANIE JEST BEZSENSU.

Ja już pisałam jakiś czas temu, że porównywanie dzieci jest bezsensu. Oczywiście wszystko powinno się odbywać nadal w granicach rozsądku. Dopóki dziecko rośnie i mieści się w centyle rzeczą zupełnie absurdalną jest martwienie się, bo dzieciak sąsiadów jest większy. Martwić to się trzeba jak dziecko nie rośnie, nie wchodzi w centyle, jego rozwój psycho-ruchowy nie jest adekwatny do danych granic wiekowych itp.

Ja tu również nadmienię, że tyczy się to wszystkich. Zanim zaczniesz się martwić sprawdź najpierw czy jest sens, aby z powiek sen spędzała Ci rzeczy, na którą nie masz wpływy.

A wróbel orła nie urodzi.

Taki mamy klimat.

 




v