Pierwszy trymestr – jak nauczyłam się pokory?

Pamiętam siebie sprzed paru lat, kiedy zapierałam się, że doprawdy, ja to wersji 2.0 to nigdy nie chcę. Never. Ever. Pamiętam siebie sprzed tych paru lat, jak na wzmiankę o tym co kobiety mogą mieć na początku ciąży, wzruszałam ramionami. Wzruszałam, bo przecież mój pierwszy trymestr z Janem był całkiem fajny. No może poza faktem, że miałam naście lat i fiu-bzdziu w głowie. Doprawdy nic mi wielce nie było – okres się zatrzymał, a jeszcze przed wizytą u lekarza smród papierosów sprawiał, że robiłam się sino-koperkowa, mimo iż nigdy specjalnie nie uciekałam od papierosów, wręcz przeciwnie – do dzisiaj lubię sobie zapalić. No ale karmię piersią, więc nie mogę. Lub nie chcę … W każdym razie nigdy nie sądziłam, że pierwszy trymestr jest taki, jak opisują niektóre kobiety. A potem zaszłam w drugą ciążę …

 

PIERWSZY TRYMESTR. UMIERANIE PRZED TESTEM.

W dniu w którym robiłam test ciążowy jechałam rano do pracy. Czułam się fatalnie. Chciało mi się mocno spać, miałam mdłości, ale do dnia okresu jeszcze pozostało kilka dni. Ponieważ miałam małe problemy z jajnikami, a poprzedniego miesiąca nie udało się zajść w ciążę, mój mąż zabronił mi robić test. Ja oczywiście, jak na osobę w gorącej wodzie kąpaną przystało i jak na osobę, która naprawdę CHCIAŁA ujrzeć te dwie kreski, uznałam, że jestem mądrzejsza. Test zrobiłam.

Wtedy popołudniu jechaliśmy zawieźć zaproszenia na nasz ślub. W aucie myślałam, że zacznę wymiotować dalej niż widzę i zrobiłam się blada. Dzielnie jednak trzymałam się dalej. Test był … nijaki. Ot, zrobiła sobie baba test popołudniu i to z popołudniowego moczu i to ani jedna, ani dwie kreski, bo coś tam prześwituje, ale tylko pod światło. Mój mąż wzdychał, że mam sobie dać spokój, ja oczywiście mu powiedziałam dziwnie podirytowana, że nie dosyć, że jest ślepy to jeszcze głupi.

Tego dnia kładłam się spać wcześniej niż normalnie, bo łeb mi pękał, wszystko wirowało i świat nagle zaczął inaczej pachnieć. Intensywniej. Nic dziwnego, bo dokładnie o 4:30 (z minutami) z wrzaskiem, który obudziłby umarłego wskoczyłam mojemu meżowi do łóżka, że udało się, jestem w ciąży!







 

PIERWSZY TRYMESTR. KTO JEST MOIM NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM? MĄŻ CZY TOALETA?

Z perspektywy czasu uważam, że czułam wszystko sto razy bardziej niż czuję teraz. Byłam w stanie wyliczyć mojemu mężowi leżąc na kanapie 10 metrów dalej z czym robi sobie kanapkę do pracy. Na działce miałam wrażenie, że czuję kupę kreta pod ziemią, a moje ulubione perfumy Chanel waliły gorzej niż toi-toi w centrum miasta.

Nie mogłam patrzeć na nic obiadowego – gotowanego, smażonego. Żywiłam się cytrusami – głównie pomarańczami i brzoskwiniami. To było jedyne po czym nie robiłam się blada, a po chwili zielona i nie biegłam do toalety. W pewnym momencie przytulałam częściej toaletę niż męża. I choć zawsze miałam problemy z wymiotami (nie umiem? nie potrafię?) tak wtedy po jakimś czasie, po raz pierwszy zrozumiałam czym są ciążowe mdłości, czym jest wymiotowanie kilka razy dziennie.

Nauczyłam się w przeciągu tygodnia pokory. Myślałam, że to wszystko jest wyolbrzymione i żaden człowiek nie jest w stanie czuć tyle rzeczy na raz. To jest po prostu wbrew naturze.

Akurat!

 

ŚWIAT MILIONA BARW. ZAPACHÓW. MILIONA DOZNAŃ.

Jak rano wstawałam to było mi niedobrze. Jak kładłam się wieczorem spać było mi niedobrze. Porównywałam to często do grypy żołądkowej połączonej z kacem, bo tak właśnie się czułam. Jakbym nieźle zabalowała poprzedniego dnia, upijając się do stanu, do którego doprowadziłam się tylko raz w życiu. Potrafiłam ze śmiechu przechodzić w płacz i odwrotnie. Wzruszały mnie najdurniejsze reklamy, najdurniejsze seriale. Wkurzało mnie nawet to, że mój mąż za głośno zmywa naczynia, że wrócił nie o 14:17 a o 14:18. W pewnym momencie chyba miał mnie dosyć. Ja siebie też.

I trymestr doprowadził mnie do takiego stanu, że w pewnym momencie myślałam: „ja pierdolę, ale tego to ja na serio chciałam?!„. Byłam cały czas zmęczona, cały czas miałam ochotę spać.  Cały czas było mi niedobrze. Cały czas czułam się tak źle jak nigdy w życiu. I to trwało każdego dnia.

Co wiecej gdy krótko przed rozpoczęciem II trymestru obudziłam się bez mdłości, byłam przerażona. Do wizyty zostało ileś tam dni, a ja właśnie siedziałam i nie wiedziałam, czy coś się nie stało mojemu dziecku. To było dziwne uczucie, kiedy z jednej strony wszystko wróciło do normy (jak przyszłość pokazała na moment!), ale z drugiej martwisz się, czy jest ok.

 

KSIĘŻNICZKI. 

Parę dni temu przeczytałam o: „księżniczkach leżących na kanapie, które ciągle wymyślają sobie dolegliwości, a przecież do końca ciąży można spokojnie pracować!”. Ja już doszłam do takiego etapu w moim użytkowaniu internetów, że częściej olewam komentarze, niż komentuje, choć czasem jeszcze mam taki odruch „zbawiania świata” i przeświadczenia (z którego moim zdaniem się wyrasta), że trzeba koniecznie wyrazić swoje zdanie, bo wszyscy na to czekają. Ja od tego odchodzę, bo chyba już mi się nie chce. A może po prostu jest to już kolejna lekcja dla mnie?

No nieważne.

Ale ten komentarz mnie trochę zaintrygował. Oczywiście ja sama znam kobiety, które do końca ciąży pracowały, a na zwolnienie poszły tydzień przed porodem. Znam i wcale nie uważam by w tym wszystkim było coś niefajnego, pod warunkiem oczywiście, że same tego chcą i nie są przez nikogo zmuszane. Ja ogólnie znam całą masę kobiet, które świetnie przechodza ciążę i są do niej najzwyczajniej stworzone.

Ciąża teoretycznie to nie choroba, lecz stan odmienny na który reagujemy różnie i przeróżnie. W tamtym czasie, kiedy rzygałam jak kot, świat śmierdział milionami zapachów, a toaleta stała się moją bliską przyjaciółką, ostatnią osobą, do której można mnie było porównywać to do księżniczki.

Korona mi się już dawno zsunęła, pewność siebie ulotniła, brzuch na moment wystrzelił, by potem wrócić do siebie, siedziałam większość dnia w piżamie, byłam rozczochrana, blada. Sukni balowej w tamtym czasie nie byłabym w stanie założyć nawet lalce Barbie.

A potem przyszedł drugi trymestr i trzeci trymestr,a wraz z nim wielowodzieKLIK. 

 

NAUKA ŻYCIOWA.

Im dłuzej jestem mamą tym częściej łapię się na tym, że mam coraz więcej tolerancji do różnych rzeczy. Są takie tematy do których nie chcialam mieć dostępu i które uważałam za negatywne. Dzisiaj mam już do nich podejście neutralne. Nawet na przestrzeni tych 5 lat prowadzenia bloga. Stalam się bardziej otwarta na różne problemy, a także coraz mniej używam słowa „u mnie by to NIGDY nie przeszło”.

Chyba zwyczajnie potrzebowałam do tego dojrzeć i urodzić drugiego dziecko. 😉 A może tylko dojrzeć!

 










 

 

 

 

7 komentarzy

  1. Ja również znam ten stan gdy potrafiłam rzygać całymi dniami. Po pewnym czasie byłam tak słaba, że bałam się sama pójść wykąpać.
    Rozumiem i szczerze współczuję wszystkim przyszłym matkom ( i sobie też ) 1 trymestru.

  2. Kurczę tak mnie wciaglo że…
    Ja se czytam jak jakąś dobrą powieść wciaglo mnie jak nic innego czytam czytam i bum !!!
    Koniec ! 😱 a hdzie rozwiazanie a gdzie ten stan .
    Artykuł mega ! Zazdroszczę objawów u mnie nic. :/ może i dobrze, może tak miało być.
    Pozdrawiam oby wiecej takich 🙂 😘

  3. Super post😉
    Miałam tak podobnie pierwsza ciąża nic mogłam fruwać a przy drugiej miłości,zgada , czułam mocniej zapachy, szybciej się męczyła i inne rzeczy
    Pozdrawiam 😁

  4. Jestem w tym teraz. Pierwszy trymestr, 11 tydzień ciąży. Razem z pojawieniem się dwóch kresek na teście zaczęłam czuć się jak bogini-piękna, szczęśliwa. Miałam tyle energii.. szczęście nie trwało długo. W 7 tygodniu miałam jechać na kurs chustonoszenia do Katowic-jakieś 200 km od mojej miejscowości. Co prawda dojechałam ale ledwo i tylko do hotelu, bo na kursie już nie miałam szans się pojawić. 1550 zł w plecy. Od tego czasu wiszę nad kiblem od rana do nocy. W nocy jest lepiej o ile w ogóle uda mi się zasnąć. Jestem brzydka, chuda jak patyk i zła. W życiu nie czułam się tak paskudnie. Co jakiś czas pytam "po co mi to było?!" A później ryczę i przepraszam swoje nienarodzone dziecko 😀 . I trymestr wykańcza. Ale kurde mimo wszystko myślę, że warto. Dobrze że jest ten mój chłop który przejął gotowanie, sprzątanie i robienie zakupów. Który nie wrzeszczy na mnie chociaż mógłby bo jestem okropna teraz w tym momencie.

  5. MamaDziubsona

    Byłam bardzo aktywna. Studia dzienne + praca na 3/4 etatu +nadgodziny. Życie towarzyskie, podróże stopem po Europie. Imprezy. Ludzie. Sport. Crossfit. Codziennie byłam aktywna na 110% od 7rano do 1/2 w nocy. I nagle… mdlałam. Krew z nosa. Wymioty do kosza na śmieci przy chodniku. Mdlałam na ulicy. Mdlałam w pracy. Nie miałam siły dowlec się do łazienki. Myślałam, że mam raka i umieram. Tak sie czułam! Serio myślałam, że jestem poważnie chora. Mój rak ma dzisiaj rok 😉 a ja ciąże wspominam jako koszmar!!! Poród i połóg były jak wakacje.
    Nic mnie tak nie wkurwia jak tekst "ciąża to nie choroba".

  6. Droga M. z lewym mejlem. 😉 Wszystkie twoje komentarze lądują w koszu, nawet ich nie czytam do końca. Poza faktem, że nabijasz mi wyświetlenia nic więcej nie zyskujesz. Jesteś tylko kolejnym anonimowym trollikiem, który nie ma odwagi podpisać się własnym mejlem i własnymi danymi. Mam nadzieję ,że po tym komentarzu nabierzesz wreszcie trochę rozumy i przestaniesz marnować na mnie czas. W prawym górnym rogu masz krzyżyk. Powinnaś z tego przywileju skorzystać już wiele tematów wcześniej, ale może niektórym zwyczajnie trzeba napisać instrukcje obsługi internetu. 😉

  7. Ja miałam w pierwszej ciąży takie mdłości,że schudłam 4 kg w pierwszym trymestrze. Każdy dzień zaczynał się z głową w sedesie;) w drugiej i trzeciej ciąży miałam nadzieję,że mnie to ominie… ale w każdej kolejnej było jeszcze gorzej. Natomiast drugi trymestr zawsze był wspaniały:) rosnący brzuszek,mnóstwo energii,takie wynagrodzenie po ciężkim czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.