Nie tak dawno temu w przeciągu dosłownie tygodnia dostałam kilka identycznie brzmiących wiadomości. W każdej wiadomości zawarta była zgoła inna historia, ale z podobnym wydźwiękiem – dziecko z czegoś zleciało, nabiło sobie guza, lub nawet polała się krew. Dziecko miało po prostu swój debiut w upadku, a matki prawie się biczowały za własną nieuwagę, lub męża. Tylko, że to normalny etap, a nie nominacja do najbardziej chujowej matki roku.

Internety już teraz to udźwigną, lub ja po prostu nabrałam do tej sytuacji większy dystans. Osobiście uważam, że to drugie. Ta historia owszem, w jakiś tam komentarzach się przewijała, lecz na arenie publicznej o tym nie napisałam. Z prostej przyczyny – ja najpierw musiałam to przetrawić, żeby móc w pełni odbić atak, który z pewnością by na mnie spadł. Pamiętam jak mój mąż mówił: „Tylko nie pisz na Prezesowej o tym, bo Cię zjedzą”. No i nie napisałam.

Staś miał 6 miesięcy, kiedy wyleciał Jasiowi z wózka. Nie ze stokke. W stokke zawsze zapinałam pasy. Mamy maclarena. Staszek nie był wtedy mobilny i nie było szans na to, żeby się obrócił i wypadł, a wózek używałam głównie i przede wszystkim do krótkich spacerów po działkach za miastem i do jego snu, aby mieć go zawsze na oku. Wózek spisywał się do tego zadania rewelacyjnie.

Tego dnia mój mąż pojechał z powrotem do miasta, a ja zostałam sama z rodzicami, psem i synami. Tak się złożyło, że Jasiek koniecznie chciał się przejść do „bazy” kawałek za naszym domkiem, ale po otworzeniu furtki Vader postanowił nam towarzyszyć, a bez smyczy po prostu mi uciekł. Zostawiłam więc Jaśka na moment ze Stasiem z komunikatem, że mają się nigdzie nie ruszać, sprowadzę tylko Vadera. Odeszłam dosłownie na kilka metrów, kiedy do moich uszu dobiegł wrzask. Wrzask Jana. Po odwróceniu zobaczyłam przewrócony wózek, leżącego nieruchomo Stasia i wrzeszczącego Jasia, który probował bardzo niefortunnie go podnieść, ale mu się to nie udawało, więc z płaczem poinformował, że Staś wypadł.

Jak dzieci kocham myślałam, że coś się Stasiowi stało. Leżał nieruchomo. Na kamieniach i trawie. Dopiero, kiedy podbiegłam okazało się, że on chyba nawet nie ogarnął, że (jak się później okazało) wyślizgnął się górą i patrzył sobie na drzewka. I jemu się to podobało. Nie miał żadnego draśnięcia, siniaka. Koniec końców musiałam uspakajać Jasia, który wpadł w straszną histerię, że nie chciał zrobić ukochanemu bratu krzywdy. Pocieszałam go jak umiałam: „nic mu nie jest, to też moja wina” i wreszcie „jak będziecie dorośli będziecie się z tego śmiać”. Jaś chciał jechać do babci a nauczony manewrowania innym i nieco cięższym wózkiem za mocno przechylił wózek do tyłu, a Staś się wyślizgnął górą.

Jak to określił mój mąż: „Cóż, jedne dzieci najpierw spadają z kanap, inne są level wyżej: wypadają z wózków”.

Jakiś czas temu moja mama ciągle mnie ochrzaniała. Z tego miejsca chcę ją pozdrowić, bo jest osoba, której zawdzięczam lekkie pióro. Przy tym moja mama jest nie tylko moją stałą czytelniczką ale i ogromnym krytykiem, nie tylko blogowym, ale i życiowym. Jesteśmy do siebie pod pewnym kątem podobne: szczere do bólu.

Moja mama co chwilę zwracała mi uwagę na to, że nie pilnuje Stasia. I po części miała rację. Ja nie amortyzowałam jego upadków, bo wyszłam z założenia, że jeżeli będę wiecznie biegać nad nim jak helikopter on nigdy nie nauczy się poprawnie upadać. Owszem w sytuacjach zagrażających tak, ale pewne guzy nabijał sobie przy mnie. Czego moja mama nie mogła zrozumieć.

Nie tak dawno została ze Stasiem wieczorem, bo my jechaliśmy z Jasiem do neurologa. Była to wizyta o dość późnej porze, bo 19:40, poza tym w Poznaniu, dlatego mama przyjechała do nas żeby położyć Staszka spać u nas by nie zaburzać mu za bardzo rytmu snu. Nie zdązyliśmy jeszcze wyjść, kiedy bawiący się obok mojej mamy Staś przewrócił się majestatycznie uderzając czołem o podłogę. Ja wiem, może powinnam podbiec, ucałować czoło, ochrzanić moją mamę za nieuwagę. Ale ja stanęłam i z zadowoleniem prychnęłam: „No widzisz!”.

Bo te upadki to nie jest wina bycia chujowym rodzicem. One są nieuniknione. Pamiętaj.

 

18 komentarzy

  1. Ja wypadłam z wózka mojemu tacie, jeszcze z głębokiego.. nie wiem jak on to zrobił ale żyję, mam się dobrze i dzisiaj się z tego śmiejemy 🙂 norma!

  2. Oj tam, oj tam z maclarena to z niedużej wysokości poleciał😉 ja podobnie jak czytelniczka wyżej z wózka głębokiego mamie wypadłam – nic mi nie było ale mama zaraz kupiła szelki😋

  3. Mam troje dzieci Bartek 9 l, Tymek 5 i Jagoda 11 miesiecy. Moja teściowa jak widzi guza u ktoregos nich to drze sie na mnie ze kaski mam im kupic!! Bo to głowa!! Nie potrafie przewidziec ze chlopaki nie widzą futryny i z wielka gracją walą w nią głową podczas zabawy…

  4. Puenta najlepsza 🙂
    „Ale ja stanęłam i z zadowoleniem prychnęłam: “No widzisz!”.”
    Uwielbiam

  5. Ja mając coś koło 2 lat ,ledwo nauczyłam się chodzić .Wymknełam się mamie na korytarz i z drugie piętra wypadłam,na beton.Jedynie co mi było to napuchnięte usta,i nic mi.się nie stało.Zaś brat z 3 piętra wypadł ,bo chciał helikopter złapać,akurta blisko domu przekazywał.Żyjemy i śmiejemy się z tego.

  6. znam to i lubię to! w sensie nie lubię jak moje dziecko plaska policzkiem o kafelki, ale całe to niebieganie i danie spokoju.
    U nas córka dzięki temu nauczyła się, wzdechnięcia i głośnego „owww” jak padała. Żadnego płaczu.
    Z czasem większych uszkodzeń przyszło karanie kapci/rogu stołu czy dywanu za podstawienie się pod nogi.
    Chyba wolę to niż garb od ratowania

  7. Boże tego brakowało mi po ostatnim upadku mojego 2 letniego prawie syna. Żeby ktoś mi uświadomił że to się zdarza i jest normalne. Bo ja od tygodnia biczuje swoje myśli, że nie pilnuje go. A on wlazł na pufe chciał się zsunąć z niej i zleciał na głowę… Już byłam skłonna jechać na IP, ale przetrwałam.

  8. Przebijam! Wyleciałam z wózka kilka razy (pięćset lat temu nie było pasów itp), ale też wywaliłam sobą łóżeczko! Potem je przybili do ściany. Też coś rozmontowałam. Bo mi się w środku nie podobało. Braków na umyśle nie stwierdzono (a jeśli, to nie z powodu wypadnięcia z łóżeczka).

  9. Mam trójkę 9l, 8l i 11 m-cy. Córka kładła Piotrka na podłodze i na wys 5-10 cm się jej wyślizgnął. Na czole śliwa. Córka w histerii. Od tamtego czasu u nas funkcjonuje żarcik: jaki jest ulubiony owoc Piotrka? Śliwka! Mój najstarszy miał 4 m-ce. Został z tatą na łóżku. Wyszłam do kuchni zaparzyć herbatę. Wracam mój mąż chrapie a dziecka nie ma. Zturlał się za łóżko i leżał na paczce pampersów między ścianą a łóżkiem w tak nienaturalnej pozycji, że zamarłam bo był cicho. Spadł na papmersy, ale gdyby ich nie było… pewnych sytuacji się nie przewidzi, nie uniknie. Po prostu.

  10. Czworonoga996

    Czy jest się czym przejmować? Może i tak. Ale ja jako dziecko w wieku 1.5 roku wyleciałam mojemu wujowi z okna, i co zrobiłam wstałam i mówię do babcie że bam zrobiłam i poszłam dalej😂. Ale wtedy niepełnoletni jeszcze brat mojego taty dostał opieprz od babci .. .

  11. A pro po histerii Jasia to ja kiedyś rozwaliłam bratu głowę huśtawką. Miedzy nami jest 4 lata różnicy. Ot niewinna zabawa, ani się obejrzałam a on podszedł i trach. Brat nawet nie zakwilił jak mu się krew z czachy lała a ja wpadłam w taką histerię, że rodzice zastanawiali się czy by z dwójką do szpitala nie jechać, żeby jednemu zszyli a drugiemu dali coś na uspokojenie 😛

  12. […] napisałam jednej mamie, że pierwszy upadek z czegokolwiek Staszek zaliczył mając pół roku. Brat wyrzucił go w wózka. Kiedy miał niecały rok, krótko przed świętami Bożego Narodzenia spadł z łóżka u mojej […]

  13. Cóż , moja kiedyś 3 letnia córcia, poszła za mna na dwór a została pod opieką dziadków, zeszła sama po schodach z 2 piętra ( mieszkamy w bloku), wtedy to sie dowiedzialam że umie sama schodzic po schodach,a dziadek dopiero na placu zabaw (mamy go pod sama klatką )dogonił wnuczkę ,która uciekła mu w jednej skarpecie. Strach i mój i moich rodziców byl wielki,klatkę i plac zabaw dzieli osiedlowa droga ,ale najważniejsze że nic się nie stało i teraz się z tego śmiejemy:)

  14. Ja do tej pory mam wyrzuty sumienia, gdy mój miał 9 miesięcy przebierałam go w łazience na przewijaku na lotnisku .. zamiast zapiąć pasy trzymałam go ręką i wyjmowalam pampersa z torby .. oczywiście na chwilę ręką się zsunęła, a mały odepchnął się i głową w dół poleciał na płytki .. boże jak ja się wtedy bałam , w obcym kraju mały nie przestaje płakać .. na szczęście nic się nie stało, ale do tej pory jak o tym pomyśle robi mi się słabo .

  15. Jak miałam 10-11 lat to brat wypadł mi z wózka- przyznałam się dopiero po 20 latach, kiedy sama urodziłam dziecko i powiedziałam rodzinie dlaczego wolę, żeby mój brat nie wychodził z moim synem na spacer 😉

    A jeśli chodzi o upadki to mój mały też jest z tych upadkowych co zawsze wraca z guzami- wszyscy uważamy na niego bardziej i jakoś mniej guzów ostatnio przynosi (tfu tfu)

  16. Super material. Ja od tygodnia nie spie przez upadek 9 miesiecznego synka . Wypadl z wozka na kafelki w kuchni. Nie potrafie wyjasnic dlaczego go nie przypielam. Oczywiscie panika szpital rtg obserwacja . Nie dzieje sie nic niepokojacego . Dzis zaczal raczkowac i znowu buch w futryne drzwi. Osiwieje. Dodam ze to moje 4 dziecko a wczesniej nie martwily mnie takie upadki czy uderzenia .

  17. Chyba lepiej się czuje jak to czytam bo dziś mój 5 miesięczny synek spadł mi dziś z łóżka tj 0.5 m do podłogi na panele w pokoju wpadł w taką panikę jak nigdy serce stanęlo na chwilę, mały się raz zaniósł z płaczu popłakał jeszcze chwilę a potem był taki jak zwykle. Cały czas go obserwuję, nie ma guza normalnie się rusza tj zwykle wydaje sie ze jest wszystko w porządku, ale te wyrzuty sumienia żal do siebie to chyba najgorsze co może być dla matki…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.