Im bardziej oni mówili “Nie”, tym bardziej my mówiliśmy “Tak” i szliśmy dalej. Hejterzy przy WOŚPie robią świetną robotę. Bo im bardziej krytykują, tym bardziej jesteśmy zdeterminowani, by po raz kolejny brać w tym udział. Myślicie, że jest inaczej? Nie jest! I tak co roku, tak i w tym w samym środku zimy, w wielu miastach w Polsce na ulice wyszła młodzież zbierająca pieniądze na specjalistyczny sprzęt. Sprzęt dzięki któremu dzieci w całym kraju będą miało nie tylko lepsze warunki na oddziałach pediatrycznych, ale również zwiększymy szanse na ich życie. A tego nie da się przeliczyć na żadne złotówki.
Byłam kiedyś wolontariuszką i czasy te wydają się odległe. Miałam może z 12 lat i wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że za parę lat stanę oko w oko z tym sprzętem. Nawet nie wiedziałam na co dokładnie te pieniądze są zbierane i, że tak naprawdę zbieram je po części dla własnego syna. Przecież w ogóle nie brałam pod uwagę, że takich dzieci jak moje rodzi się w Polsce rocznie zaledwie 1,1%. Oglądałam często wgapiona w telewizor “Jeden z dziesięciu” nie zdając sobie sprawy, że za dobre kilka(naście) lat ja również będę jedną z dziesięciu, ale kobiet na całym świecie, które rodzą przedwcześnie.
Niedługo minie 7 lat od momentu, kiedy mój świat się zatrzymał. Był spokój, było oczekiwanie, a potem nagle wszystko runęło. Nie jestem w stanie podać ilości rozmów, w których lekarze przygotowywali nas na najgorsze, ani nie jestem w stanie opisać w słowach co czułam i jak bardzo nienawidziłam tej niesprawiedliwości. On kopał, a ja płakałam, bo lekarz informował, że to ostatnie kopniaki. Ostatnie chwile we dwoje … Wylałam morze łez, bo wydawało mi się, że w magiczny sposób, jak w bajkach obudzę się za moment w ciepłym łóżku i okaże się, że to wszystko nieprawda. Nie obudziłam się. Tylko nie rozumiałam dlaczego ludzie nadal prowadzą normalny tryb życia, jak mój świat właśnie runął. I zadawałam pytanie na które do dzisiaj nie otrzymałam odpowiedzi: “Dlaczego?“.
Kiedy rodzi się dziecko za wcześnie wszystko jest nie tak jak być powinno. Zamiast łóżeczka jest inkubator, zamiast karuzeli nad łóżeczkiem charakterystyczna, fioletowa lampa. Zamiast ubranek w rozmiarze “new born” są rurki, wenflony. A zamiast maminej piersi respirator. I to pytanie, na które każdy rodzic boi się znać odpowiedź: “Czy moje dziecko będzie żyć?”.
Jaś urodził się w czasach w których medycyna ratuje dzieci niemalże z połowy ciąży. Urodził się w czasach, w których specjalistyczny sprzęt nie tylko ratuje niedojrzałe do życia wcześniaki, ale jeszcze pozwala na normalny rozwój tychże dzieci. Łapałam nadzieję garściami widząc, że urodził się w specjalistycznym szpitalu i korzysta ze specjalistycznego sprzętu. Sprzętu nierzadko z czerwonym serduszkiem, co bezpowrotnie zweryfikowało moje poglądy na temat Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zdałam sobie sprawę, że człowiek, którego często widywałam w telewizji, właśnie nieświadomie ratuje mojemu dziecku życie. Bo on nie zdawał sobie sprawy, że setki kilometrów od niego, przy inkubatorze dziecka siedzi kobieta pragnąca przytulić swoje jedyne dziecko, podłączone pod sprzęt na które zrobił zbiórkę.
Bo ja wiem, że niemożliwe, często jest możliwe … I Jaś mi to udowodnił.
Poszedł do szkoły jako 6latek. Zaczął czytać proste słowa jako 3latek i powiedział, że będzie pierwszą osobą, która wyznaczy granice kosmosu. Jest namacalnym dowodem na to, że można pokazać naturze środkowy palec już w brzuchu mamy, śmiejąc się w głos wszystkim diagnozom, wszystkim lekarzom i krzyczeć: “Patrzcie! Jestem!“.
Na 24 finale chciałam go pokazać i powiedzieć, że przed widzami stoi dziecko, którego miało nie być. Jakkolwiek brutalnie to nie brzmi, nadal są rzeczy, których nawet najlepszy sprzęt nie przeskoczy. Pewne rzeczy prawdopodobnie leżą w psychice, inne może jeszcze głębiej, ale skoro udało mi się przeleżeć (i to dosłownie) równe 50 dni z pękniętym pęcherzem, to znaczy, że obydwoje jesteśmy równie silni i możemy tą siłę przekazywać innym. Zaczęłam widzieć w naszej historii pewnego rodzaju misję, bo przekazując nasz happyend światu, możemy dzielić się radością, troskami i niesamowitą dawką optymizmu, choć nigdy nie zapominam o dzieciach i rodzicach, których historia niestety nie zakończyła się jak nasza.
Dość często nie zdajemy sobie sprawy, że do dnia dzisiejszego żadne dobrodziejstwa dzisiejszej medycyny w 100% nie zastąpią maminego wnętrza. Nie jesteśmy w stanie jeszcze stworzyć inkubatorów, które będą zastępować łono matki bez żadnych konsekwencji. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak heroiczną walkę na starcie odbywa dziecko. Ono musi pokonać wiele poprzeczek, długimi tygodniami, a nawet miesiącami nie opuszczając Intensywnej Terapii, gdzie bezpowrotnie traci się część siebie wchodząc tam i będąc. Zwłaszcza będąc matką, ze świadomością, że Twoje dziecko walczy o życie, bo nie dałaś mu ochrony na dziewięć miesięcy.
Stałam tam znowu. Po raz drugi i mam nadzieję nie ostatni. Wśród tłumów, wśród grającej głośno muzyki. Z mniejszą tremą niż rok temu. Znowu stanęłam przed człowiekiem dla którego nie jesteśmy już anonimowi. Który wie, że gdzieś tam żyje matka, która do końca życia będzie wspierać WOŚP i ludzi to tworzących i dziękować im za to, że każdą złotówką wrzuconą do puszki zwiększyli szanse jej dziecka na przeżycie. Zresztą nie tylko mojego dziecka. Bo w Polsce rocznie rodzi się ok. 20 tysięcy wcześniaków. Co roku 20 tysięcy rodziców stoi przy inkubatorach i widzi dowód na to, że pieniądze wrzucane do puszek są wydawane. Że ten sprzęt jest. Tu i teraz.
W Śremie zebrane ponad 50 tysięcy złotych. Krówka Mała spisała się na medal, Śremianie dali czadu.
Siema. Czekamy na 25 finał! Będziemy grać jeszcze głośniej!