Proces uwsteczniania.

Do około 2 r.ż matki toczą zażartą bitwę o to, które dziecko pierwsze usiądzie, które zrobi pierwsze kroki. Tu nawet ilość zębów ma znaczenie, a ja z niecierpliwością czekam na zawody w ilości śliny, którą przeciętny niemowlak gubi w hektolitrach. Podejrzewam, że akurat my, w tej konkurencji zgarnęlibyśmy pierwsze miejsce.

Mogłoby się wydawać, że zaspakajanie potrzeb chwalenia się naszymi pociechami i porównywania ich umiejętności do innych dzieci (tym bardziej do takich, które jak na złość nie poszły przed rokiem) jest wpisany w kod genetyczny każdej matki i uaktywnia się w dniu porodu. Problem jest jednak inny. Po około 2r.ż te same matki, zaczynają twierdzić, że ich dzieci na wszystko są za małe. Literki to zło, liczenie to zło, a język obcy to znęcanie się psychiczne ze szczególnym okrucieństwem. O nauce w formie zabawy tak jakby nikt nie słyszał.

Pewna osoba, na pewnej grupie rodzicielskiej (a jak to zwykle bywa na grupach rodzicielskich … ) pochwaliła się swoim 5letnim synem. Otóż chłopiec potrafi czytać i liczyć do stu. Dumna matka nie podejrzewała, że za chwilę to co jej dziecko potrafi stanie się głównym pretekstem do przepychanki słownej, w której prym będą brały matki dzieci, które tego nie potrafią. Otóż nie potrafią nie dlatego, że są głupsze od tamtego 5latka, ale dlatego, że te matki uważają, że ich dziecko jest zdecydowanie na to za małe. Więc w żaden sposób nie dają nawet dziecku cienia szansy na udowodnienie, że są równie mądre jak to, którego matka jest dumna.

Zanim zostałam matką, a było to tak dawno temu, że czasy te z trudem pamiętam, również wydawało mi się, że takie 4letnie brzdące są za małe na naukę czytania. Ale potem urodziłam Jana, który zweryfikował moje poglądy na temat wszystkiego. Rzadko kto chyba słyszał o globalnym czytaniu, choć ze względu na fleksyjność języka polskiego, mam pewne opory przed stwierdzeniem, że metoda ta jest doskonała. Jednak gro, nierzadko 2latków nieźle czyta. I to nie dlatego, że są geniuszami (jak może się zdawać na pierwszy rzut oka!), ale dlatego, że ich rodzice zastosowali metodę, która sprawdzi się u przeciętnego 2latka.

Zawsze mi się wydawało, że dzieci są za małe na inne rzeczy. Np. na bigos w Święta, kiedy mają mniej niż rok. Albo kapustę z grzybami, kiedy ledwie dobijają do 7 miesiąca. Jakoś nie brałam pod uwagę, że dziecko może być za małe na naukę np. cyferek, czy na … (ostatni hit) czytanie książek, bo jak się okazuje rośnie nam pokolenie wychowane na zasadach, że książki nie są przyjemne i proces ten odkładany jest na później. A później to dziecko w ogóle książek nie lubi. I już nie polubi. W myśl zasady: ,,Czym skorupka nasiąknie za młodu …”.

Otóż … Jeżeli weźmiemy pod uwagę ten typ matek, mamy do czynienia z typową ekwilibrystyką intelektualną. Spójrzmy na to z tej strony: Matka X chce się pochwalić swoim brzdącem, pociecha ta lat 0, miesięcy 4, właśnie spróbowała swojego pierwszego schaboszczaka. Takie to duże dziecko. Układ trawienny taki dojrzały. Matka taka dumna.

Dalej, ten sam typ. Dziecko 3 miesiące, obładowane poduszkami. Siedzi. Wszyscy gratulują. 3 miesięczne dziecko! Siedzi. Cholera. Gdyby przeciętnego noworodka tak obładować poduszkami moglibyśmy przyjąć, że już noworodki siedzą. A nie siedzą.

Jak to jest, że po 2 r.ż przestajemy wierzyć, że nasze dziecko jest na tyle zdolne, że opanuje też inne rzeczy?

Otóż … Generalnie to chodzenia człowiek nie przyspieszy. Zębów też nie. Siedzenie … no cóż. Czasem owszem – widać przykład powyżej, ten z poduszką. Z kolei co do takich rzeczy jak nauka kolorów, literek, cyferek, liczenia, czytania, planet (tu wstaw co chcesz) to rodzic musi się zaangażować. I tu jest problem.

Bo rodzicom się nie chce.

 

29 komentarzy

  1. Dokładnie na taką puentę czekałam. Lenistwo. Nie lubię generalizować, i nie uważam, że tacy są wszyscy, ale wielu rodzicom się nie chce zwyczajnie. Po co poświęcać czas na naukę czytania czy pisania, jak może to zrobić pani w szkole? PO co puszczać 6-latka do szkoły, przecież lepiej żeby siedział w domu przed komuterem albo TV.

    1. Noemi Skotarczak

      Problem pojawia się wtedy, kiedy Pani w szkole takich Zdzisiów ma 15. A materiał będzie trzeba przerobić.

  2. He, jakbyś czytała w moich myślach. 😀
    Sama dzisiaj naskrobałam tekst na ten temat, w podobnie utrzymanym tonie, tylko z publikacją się do jutra wstrzymałam.
    Tak to jest, że najpierw dziecko jest super hiper zdolne, bardzo szybko dojrzewa motoryczne i jest jedna wielka przechwałka. Później to tylko wielkie cofanie rozwojowe, byle dziecko do szkoły za szybko nie poszło, jako pięciolatek.
    Najpierw wszystko umie, później nie umie nic. Matczyny obłęd i łechtanie własnego ego kosztem dziecka.

  3. Zgadzam sie. Wiecznie porownywanie na poczatku mnie irytowalo ale teraz ? Dowiedzialam sie ze mieszam dziecku (3 lata) w glowie gdy liczyla po angielsku. Przy literkach ze mam jej dac spokój itd. A hasło o odbieraniu dziecinstwa to nóż sie w kieszeni otwiera.

  4. Najgorsze są te spojrzenia. Że nienormalni jesteśmy. Bo Pierwszy umie, co umie, bo pewnie klęczy na grochu. Godzinami. Tu o języku jako takim (czytaniem się na forum, nauczeni doświadczeniem, nie chwalimy;>): https://takasobiematka.wordpress.com/2014/09/23/kunszt-antarktyda-i-spostrzegawczy-czyli-o-slowniku-dwulatka/ , bo nie chce mi się powtarzać, chcesz, to skasuj 🙂

  5. Ogólnie się zgadzam z Twoją opinią. Chciałabym tylko wspomnieć o jednym: nic na siłę! Jeśli dziecko nie ma ochoty na naukę czegoś tam, nie zmuszajmy. Poczekajmy, choćby nam rodzicom wydawało się, że to w zasadzie nie nauka – tylko super zabawa. Lenistwo rodziców jest złe, ale nadgorliwość też nie jest super. W swoim otoczeniu mam kilka nawiedzonych mamusiek (i tatusiów), które próbują na swoich maluchach różnych metod nauczania różnych rzeczy. Niektóre mamuśki próbują wbrew dzieciom. I wierzcie mi, te dzieciaki nie wyglądają na szczęśliwe.

    1. Noemi Skotarczak

      Wiesz, trudno jest mi sobie wyobrazić wymuszanie na dziecku nauki. Zwłaszcza na tak małym dziecku, które z reguły nie tłumi uczuć, tylko wywala od razu, czyli płacze. 🙂 Ja piszę o zdrowym rozsądku, o zabawie.

      1. No, a ja niestety byłam niestety takiego zmuszania świadkiem. Niespełna 3-letnia dziewczynka i jej nadgorliwy tatuś. Tatko marzy, żeby dziewczynka w wieku 3 lat już czytała. Dziewczynka wczoraj nauczyła się układać swoje imię z klocków. Ale dziś zapomniała jak to szło. Wyraźnie też nie chce bawić się klockami. Tatuś jednak twierdzi, że teraz jest czas nauki. I nie ma wyproś. Ślęczą nad klockami oboje coraz bardziej rozdrażnieni, źli, sfrustrowani. Kończy się płaczem. Ale i tak nie ma wyproś. Dziecko się uspokaja i znowu ma siadać do klocków. Straszne.

        1. Noemi Skotarczak

          Ja nie twierdzę, że nie ma takich przypadków, ale tak jak napisałam. Nie da się zmusić kilkulatka do tego. Ono MUSI chcieć, żeby czerpać z tego przyjemność. Nic na siłę. To co opisujesz nie powinno mieć miejsca.

  6. A ja tylko tak chciałam zapytać… mówisz, że posyłasz Jaśka do sklepu po lody, na plac zabaw z kolegą, a chłopak w dalszym ciągu śpi w łóżku z barierką, a za chwilę kończy 6 lat. Uważasz, że większą krzywdę zrobi sobie spadając z łóżka na podłogę niż jak potrąci go samochód lub ktoś zabierze go z placu zabaw?

    To nie jest żaden hejt, ale moje wielkie zdziwienie, że tutaj truchlejesz nad barierką w łóżeczku, a tu wrzucasz komentarze jak to Ty nie jesteś bo Twoje dziecko biega już samo po placu z kolegami, a przecież teoretycznie powinno być pod opieką dorosłego. Nie chodzi mi też o MOPS, nie chcę uzyskać odpowiedzi „zadzwoń do mopsu jak ci się nie podoba”, ale dziwne to jest bardzo… Lubię Cię, czytam na bieżąco, ale trochę tak mam wrażenie, że czasami chcesz być kimś kim nie jesteś i nigdy nie będziesz.

    Pozdrawiam

    1. Noemi Skotarczak

      Nigdy nie dowiesz się jaka jestem naprawdę dopóki mnie nie poznasz na żywo. 🙂

      Długo zastanawiałam się czy w ogóle na ten komentarz odpowiedzieć, czy go olać, bo nie jest na temat. Ale skoro oczekujesz ewidentnie odpowiedzi no to czuję się zobowiązana.
      Otóż – żeby moje dziecko wpadło po samochód w drodze po lody musiałby najpierw przechodzić przez ulicę, a przechodzi przez bruk, po którym auta jeżdżą bardzo rzadko. Poza tym na dobrą sprawę widzę z okna ten sklep i mogłabym nawet jajem w okno rzucić, wszyscy go tam też znają i mnie. 😉 Co do placu zabaw, mógłby go ktoś stamtąd zabrać a i owszem. Tak samo jak z każdego innego placu zabaw, bo czasem jest tyle dzieci, że z trudem ogarniam, które jest moje (a siedzę na ławce).

      Co do barierki, bo to sedno problemu, które nurtuje Cię bardzo. Owszem, uważam, że barierka jest mu jeszcze potrzebna, dlatego tam jest. I sądzę, że nie ściągniemy jej jeszcze przez pewien czas.

  7. Puentą zabrałaś mi komentarz. Ale dokładnie tak samo myślę. Jak się rodzicowi chce, to dziecko nauczy. Jak się nie będzie chciało, to zawsze znajdzie wymówkę – dziecko za małe, matka pracuje i nie ma czasu, sześciolatki do szkoły wiec przecież już obdarte z dzieciństwa, dziecko ma się bawić, a nie uczyć. A nikt tak nie pochłania informacji jak dziecko 3-4 letnie. Tylko trzeba chcieć, żeby poprzez zabawę dziecko nauczyć.

  8. Mój syn w styczniu skończył 3 lata. Ogarniamy kolory. Jeszcze nam się niektóre mylą. Pan Ł. potrafi liczyć do 5 po angielsku. Po polsku liczyć do 10 z przerwą między 4 i 8. Gdy ktoś widzi próbkę jego umiejętności „jest pod wrażeniem”, a ja zawsze powtarzam, że miło, że potrafi policzyć do 5, ale chciałbym, aby liczył do dziesięciu i mnie to do pięciu – owszem, cieszy – ale chcę więcej. Gdybym tylko pozwolił to każdy podszedłby do mnie, popukał w głowę i krzyknął „opanuj się! To jest dziecko! Czy ty nie za dużo wymagasz?”
    I ręce mi opadają. Wymagam od siebie. Przecież – na chwilę obecną – moje „chcę więcej” stawia przede mną większe obowiązki niż przed synem . Jeśli, chcę żeby moje dziecko liczyło do 10 to muszę wymagać przede wszystkim od siebie tego, że podam to mu w takiej formie którą on przetrawi i przyswoi. Gdy wymagam tego, aby mój syn odróżniał zielony od czerwonego to GŁÓWNIE wymagam od siebie, bo to ja jestem odpowiedzialny za jego wiedzę.

    1. Noemi Skotarczak

      Jasiński długo miał problemy z kolorami. Pisząc długo mam na myśli fakt, że dzieci w wieku 2-3 lat już je znały, a Jaś je dopiero poznawał. Ja w pewnym momencie myślałam, że ma problemy – daltonizm albo cUś.
      Liczył do 10 w dwóch językach mając 3 latka i mówił alfabet w dwóch językach. Ale on miał tak świetną pamięć, że nauczył się tego raz dwa. 😉 Teraz już by się tak szybko nie dało go tego nauczyć.

    2. Przerażasz mnie. nie masz wątpliwości? Nie boisz sie czy twój synek nie będzie miał poczucia, że to co robi, co umie, nie jest nigdy wystarczające , że on nie jest dość dobry dla ciebie? Może ja źle interpretuje to co chcesz powiedzieć?

  9. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
    Każda z nas ma inne priorytety. Pewnie, że pobudzanie ciekawości i chęci nauki to jedno a tresura ( bo niestety często w to sie przeistacza ) to drugie.
    A tak swoją droga to chyba przestanę czytać jakiekolwiek blogi, bo gdy nie wiedziałam o ich istnieniu nie zastanawiałam sie nad barierka od łóżeczka, cena hunterów , wiekiem w którym moje dzieci powinny chodzić, mowić ściągnąć pieluchę itd.itp.itd…
    Ta wszechobecna psychologia ostatnio mnie wkurza…

    1. Noemi Skotarczak

      Huntery nie mają chyba nic wspólnego z psychologią dziecięcą. No chyba, że z kobiecą. 😀

      1. 😀 ale z pomieszaniem w mojej głowie przez blogi maja:D

        1. Noemi Skotarczak

          Traktuj blogi jak gazetę. Czytasz czyjeś zdanie, które w żaden sposób nie jest wyrocznią dla Ciebie. O! 🙂

  10. Moim zdaniem dzieciństwo to dzieciństwo. Wtedy dziecko powinno się bawić, a nie już w wieku 2, 3 lat poznawać literki, cyferki. w wieku 4,5lat płynnie czytać… Na to przyjdzie jeszcze czas. Po to jest przedszkole, szkoła aby tego uczyły.

    Wyobraźmy sobie 5-latka,który umie czytać, pisać,liczyć to co on będzie robił w szkole? A no nudził się,a rodzic będzie obwiniał nauczycieli, że ich dziecko nie rozwija się dalej tylko stoi w miejscu i po co takiemu dziecku szkoła?

    Każdy wiek ma swoje prawa,pamiętajmy o tym 🙂

    1. Noemi Skotarczak

      Tylko, że takie dziecko łatwiej nauczyć czytać. To jest jedyny moment w rozwoju dziecka, gdzie da się tego wszystkiego nauczyć w formie zabawy. 🙂 W żadnym razie nie jest to odbieranie dzieciństwa. Bo czym niby odbieramy? Cyferkami? Literkami? Dziecko wcale, a wcale nie jest na to za małe!

      Poza tym w szkole dzieci nie uczą się tylko liczenia i czytania, ale wielu innych rzeczy.

  11. Jeśli „nie uczenie” dziecka pisania, czytania i liczenia jest rodzicielskim lenistwem, to ja jestem leniem patentowanym… Tylko jak to się stalo, że mój 5, 5-latek czyta (łącznie z wieloznakami), pisze i liczy do właściwie już nie wiem ilu (w okolicach 500 było ostatnio) skoro ja nigdy celowo go tego nie uczylam i nigdy nie organizowalam mu zabawy w celu edukacyjnym? Za to zawsze odpowiadalam na pytania i pielęgnowalam jego kolejne” fazy” na różne rzeczy, wierząc w to, że choćby rodzic na uszach stanął i tak nie przyspieszy pewnych rzeczy, a dziecko samo intuicyjnie wybiera takie aktywności, które odpowiadają jego aktualnym potrzebom i możliwościom rozwojowym. Wystarczy, jeśli rodzic jest czujny i w zupełnie naturalnych, codziennych sytuacjach stawia przed dzieckiem wyzwania będące w sferze jego najbliższego rozwoju czyli wymagajace troszeczkę wysiłku, ale możliwe do wykonania – wtedy pewne rzeczy przychodzą same i nie wymaga to specjalnych zabiegów. Mój syn w przeciwieństwie do starszej córki jest egzemplarzem typowo „ruchowym” i wszelkie zajęcia celowo edukacyjne to nie jego bajka i długo jego poziom grafomotoryczny czy analiza i synteza słuchowa spędzały mi sen z powiek w kontekście jego pójścia od września do szkoły. Nagle coś w jego główce „przeskoczylo” i w ciągu miesiąca stał się najlepiej czytającym dzieckiem w grupie, a gloskowanie traktuje jako świetną zabawę – oglądając bajkę wylapuje ciekawsze wyrazy i je gloskuje- sam z wlasnej woli, ponieważ akurat tego teraz rozwojowo potrzebuje – on a nie ja. Reasumujac – uważam, że od celowego uczenia malego dziecka dużo skuteczniejsze jest po prostu stymulowanie jego rozwoju w takim kierunku i zakresie jakiego to dziecko aktualnie potrzebuje – no właśnie dziecko…a nie rodzic.
    Wątpisz Noemi, że ktoś może próbować np. 3-latka uczyć na siłę? Może, i wcale nie jest to takie zadkie. Jeden przykład, ale za to drastyczny: w grupie trzylatkow w listopadzie przychodzi do wychowaczyn matka z awantura, że dzieci za malo się uczą, a za dużo bawią. Dziecko tej pani poza przedszkolem miało jeszcze zajecia z dwóch języków – angielskiego i francuskiego.
    Będzie jeszcze jeden przykład, bo właśnie mi się przypomniało, chociaż dotyczy dzieci trochę starszych- na dniu otwartym w szkole, do której ma chodzić mój syn mama zadaje pytanie: Jakie działania podejmuje szkoła, żeby podnieść średni wynik w teście szóstoklasisty? – przypomnę, że zebranie dotyczyło dzieci sześcioletnich idących do pierwszej klasy.
    W takich sytuacjach nie wiem co gorsze.

    1. Noemi Skotarczak

      Ach. Bo Ty zahaczasz o nieco inny problem. Ambicje rodziców! O właśnie. Kolejny temat na kolejną notkę. Czego oczekujemy od dzieci? Od szkoły?

      Dzisiejsi rodzice mają niestety zbyt często roszczeniową postawę. Ja sama zapytałam na jednym z zebrań, czy dzieci w zerówce będą się uczyć czytać, a przynajmniej składać pojedyncze zdania. Dopiero po chwili zorientowałam się jak mogło to zabrzmieć. Ja po prostu chciałam wiedzieć ile powinnam go uczyć w domu, a ile załatwi za mnie placówka. 🙂 Na szczęście Pani K. zna pojęcie ,,globalnego czytania” co było po troszku wprowadzone już rok temu.

      Teraz idzie do szkoły jako 6latek i w sumie najbardziej mnie interesowało, żeby był w klasie z kolegami. Tym bardziej, że szkoła do której idzie jest połączona z gimnazjum, choć maluchy mają mieć póki co oddzielne przerwy. Zobaczymy. 🙂

      Z całością Twojej wypowiedzi natomiast się zgadzam w zupełności.

  12. Czy ja wiem czy się nie chce? Patrząc po sobie, to jednak widzę, że jeżeli rodzice pracują a dzieć gros czasu spędza w placówce, to zwyczajnie jest mniej czasu na taką edukację – u nas naprawdę tego brakuje. Oczywiście inna sprawa, gdy rodzic siedzi z dzieckiem w domu.
    I wciąć będę zdania, że wiele zależy od samego dziecka – jeżeli na danym etapie nie wykazuje zainteresowania literkami/cyferkami, to czekam i nie spinam się. Przykład? Moja panna ma zestaw literek i cyferek magnetycznych, tablicę magnetyczną – myślę super sprawa, zaczniemy sobie poznawać. I co? Chwilowo woli z nich układać obrazki. Odpuszczam. Spróbuję za parę tygodni.
    I mimo wszystko (błędnie zapewne) odbieram twój post dosyć negatywnie – bo czasem dzieci naprawdę są za małe, nie kumają, nie interesują się, a jakoś tak wrzucasz wszystkie takie „leniwe” matki do jednego wora.

    1. Noemi Skotarczak

      Nie jestem psychologiem. Moje odczucia są czysto subiektywne, aczkolwiek zaobserwowane i stąd post. Nie chodzi oto, że wszystkie dzieci są jednakowe. Nie da się ich mierzyć jedną miarę, czego zdecydowanie nie zamierzam robić. Niemniej jednak zwróciłam uwagę na podejście. Do pewnego wieku bardzo łatwo idzie nam stawiania naszego dziecka na piedestale geniusza. Na dobrą sprawę wszystkie jesteśmy ze swoich dzieci dumne. Problem pojawia się własnie w momencie, kiedy możemy swoje dziecko nauczy bardzo wiele, a nawet nie próbujemy, doprowadzając do krytyki matek, które spróbowały.

      Wiesz, Jaś ma prawie 6 lat i mogę Ci z ręką na sercu napisać, że ja bym go TERAZ w życiu nie nauczyła literek, nie nauczyłabym go liczyć o podstawach czytania nie wspominając. Wykorzystałam etap, który przeleciał bardzo szybko i w którym zaszczepiłam w nim wiedzę, która zostanie z nim do końca życia. Bo teraz … Cóż. Teraz dla niego najważniejsi są koledzy. 😉

      1. Z tym zdaniem: „Problem pojawia się własnie w momencie, kiedy możemy swoje dziecko nauczy bardzo wiele, a nawet nie próbujemy, doprowadzając do krytyki matek, które spróbowały” mocno się z tobą zgadzam.
        Tylko znów – naprawdę uważasz, że jakby Jasiek poszedł zaraz do szkoły to by się tych literek nie nauczył? Oczywiście że by się nauczył – fakt, wolniej może, ale na pewno by się nauczył. Czy nauczyłby się gorzej – znów nie. W żadnym wypadku nie oceniam cię źle, fajnie ze Jasiek taki zdolniacha.
        Wiesz, ja tak naprawdę trochę jak pies do jeża podchodzę do wczesnego wprowadzania edukacji do dzieci, bo nie jestem pewna jaka motywacja stoi za matką/rodzicami. Paradoksalnie sama nauczyłam się czytać w wieku prawie sześciu lat, ale to z racji posiadania starszej siostry, która zaczęła chodzić do szkoły, ja chciałam tak samo, wiadomo – starsza siostra idol.
        Próby tak, ale z uwzględnieniem predyspozycji dziecka -tylko znów – ktoś może uznać, że jestem leniwa. A ja nie będę się kopać z koniem.

        1. Noemi Skotarczak

          No tak. Bo Ty piszesz o zbyt wygórowanych ambicjach rodziców. Na pewno wśród rodziców wcześnie uczących swoje dzieci, są różne wymagania stawiane dzieciom. Podejrzewam jednak, że większa część nie robi tym dziecku krzywdy. Ale są i tacy, którzy robią to na siłę dodając do tego pierdyliard zajęć dodatkowych. I to jest złe. Temu nie przeczę. 🙂

          Gorzej jak ktoś twierdzi, że jego 5latek nie jest tak mądry, żeby czytać, ale na pytanie czy próbował odpowiada, że nie, bo dziecko za małe.

  13. Ja mojego Syna nauczyłam czutać metodą Glenna Domana, jak miał 2 lata… Syno z wielgachną pieluchą czytał w sklepie napisy na lodówce. Mina ekspedientki – bezcenna 😜

  14. JAKBYM WIDZIAŁA SIEBIE I SWOJEGO SYNA!!! I te teksty w stylu: "nie wszystkie dzieci są takie zdolne czy genialne jak twój syn…" Ja uważam, że wszystkie dzieci są genialne i zdolne jak mój syn w weku 3-6 lat a potem… idą do szkoły. Mój syn miał 2,5 roki i jak chciał zwrócić uwagę w sklepie wszystkich dookoła to cwaniak liczył na głos po angielsku do dziesięciu. Nauczył się z programu angielskiego (kukiełki) dla przedszkolaków. Jak miał 2 lata włączyłam mu angielski. I dzisiaj biegle mówi w dwóch językach. I mając 6,5 roku znał tabliczkę mnożenia i rozwiązywał proste funkcje matematyczne. I drogie Panie i Panowie – wiecie dlaczego to możliwe? Bo dzieciaki cały czas się uczą, tylko rodzice-głąby naukę redukują do tego co znają ze szkoły. Dzieci się uczą języka obcego- czyli polskiego. Z gugugaga przechodzą na polski. Potem jak się szybko wprowadzi drugi język, to myślą, że to normalne. I po prostu poznają drugi język. Dla nich liczenie to jak przygotowywanie posiłków z mamą, a czytanie to jak zabawa klockami. Rodzice mogą uczyć dzieci, ale w tym wypadku to dzieci w 100% decydują, czy jest to na tyle ciekawe, że warto się tego nauczyć. I tutaj rola rodzica, zamiast na kawkę z kumpelami czy do galerii połazić, trzeba d… posadzić i poszukać w necie pomysłów, inspiracji, poszukać ciekawych filmików na youtube, przygotować karteczki itd…. I do tego jeszcze NAJWAŻNIEJSZE: rodzic musi zejść z katedry profesorskiej i usiąść w ławce obok dziecka. Patrzeć oczami dziecka, znaleźć pasję, zainteresowanie, zachwyt nad nowym. Kto z Państwa się zachwycał ostatnio nad plasterkami cebuli???? I pisał potem cebula? I kroił cebulę w okularach do pływania, żeby łzy nie ciekły? Chę?
    Ale to wymaga wysiłku. Pewnie dlatego wyglądam często tak szaro: jeansy i bluza dresowa, zamiast makijażu, paznokci, wyprasowanej spódniczki… Nie mam czasu i siły po prostu, bo większość tzw. wolnego czasu spędzam z synem na poszukiwaniach ciekawych informacji…. Albo na przygotowywaniu materiałów do zabawy (ktoś mógłby powiedzieć, że materiałów edukacyjnych). OGROMNIE WSPÓŁCZUJĘ LUDZIOM, dla których nauka jest batem, dyscypliną, obowiązkiem. Ja kocham naukę, poznanie. Zdobywanie wiedzy traktuję jak przygodę i tym pewnie zarażam moje dziecko. I najsmutniejsze jest to, że mój syn od dwóch miesięcy jest w pierwszej klasie i już nie chce ze mną pracować, bo "nauka jest męcząca…" MASAKRA!!!! Dlatego tu trafiłam na ten super blog. BO MNIE PRZERAŻA TO, co moje dziecko przynosi ze szkoły. Dla niego nauka przestała być przygodą, stała się "nudą dla analfabetów" jak to mówi mój syn. I nie rozumiem dlaczego rodzice gadają teksty w stylu: Po co dziecko ma szybciej znać litery, będzie się nudził w szkole. A czy ktoś z tych rodziców mówi: nie będę syna wysyłał na piłkę, bo będzie się nudził na zajęciach gimnastycznych? Ograniczeni rodzice- ograniczone dzieci. A szkoła pikuje w dół. I mówię to jako wykładowca, do którego trafiają z każdym rokiem coraz bardziej ograniczone, rozbestwione, chamskie, roszczeniowe i po prostu coraz głupsze pokolenia studentów, którymi się super łatwo manipuluje. Ale kim się najlepiej nie rządzi, jak głupim społeczeństwem? Pozdrawiam serdecznie. Super blog. Dziękuję za ten tekst, bo jak wychodzę ze świetlicy odbierając syna, to po prostu chciałabym go stamtąd zabrać na zawsze….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.