Nie ma chyba strony Internetowej, które nie przeczytałabym po wpisaniu hasła: ,,przedwczesne pęknięcie pęcherza płodowego„. Przez prawie 6 lat nie uzyskałam odpowiedzi na pytanie: ,,Dlaczego?”. I ta myśl nie daje mi spokoju.

Za wszelką cenę próbowałam się dowiedzieć, a może bardziej uzmysłowić sobie, że to nie była moja wina. Jakkolwiek chciałabym przekonać samą siebie nie mogłam. To był taki moment w moim życiu, kiedy przerodziło się to w obsesję, choć pierwszy raz odważyłam się zapytać lekarza ,,Dlaczego?” dopiero po 3 latach. Tyle,że lekarz również nie znał odpowiedzi na to pytanie. I wcale mi nie pomógł.

6 lat temu, a minie 6 lat 27 kwietnia, wpatrywałam się otumaniona lekami na uspokojenie w sufit. Moje życie, to mniej lub bardziej poukładane właśnie wywróciło się do góry nogami. Było szpitalne łóżko, wyrok przedwczesnego porodu i świadomość, że za 48 godzin mam stracić dziecko, to, które teraz intensywnie kopie. Byłam młoda, nieodpowiedzialna. Jeszcze rok wcześniej robiłam masę głupich rzeczy. Jeszcze dwa lata wcześniej nic nie zapowiadało, że będę matką, że w ogóle będę miała faceta, że w ogóle będę robiła cokolwiek innego niż głupoty.

Wtedy leżałam w szpitalnym łóżku. Czułam się jak w koszmarze. Przez pewien czas naprawdę myślałam, że śnię. Nawet mówiłam, że jak się obudzę to będę wszystkim opowiadać jaki miałam durny sen. Problem w tym, że nigdy się nie obudziłam. Nie wiem czy jestem w stanie opisać co czuje młoda dziewczyna w ciąży, która budzi się w nocy i w łazience zdaje sobie sprawę, że ręce, koszula, nogi, wszystko jest czerwone od krwi. Przez bardzo krótki moment, taki krótki, że z trudem go wychwyciłam, myślałam, że to miesiączka, a ciąża mi się śniła. Tyle, że mój zaokrąglony brzuch był widoczny. Problem był jeszcze jeden. Nie czułam ruchów.

6 lat później dziecko, to, które lekarze spisali na straty śpi. W swoim pokoju. Ja, siedzę pod kocem. Jestem zmęczona wstawaniem dzień w dzień o 4:30. W weekendy też budzę się o 4:30. Tak jakby organizm chciał mi zrobić psikusa. Dzisiaj padam na twarz. Szaro bura pogoda. Przeprowadzka, która daje niezłego kopa, tym bardziej, kiedy od rana jedno przykręca szafki, by drugie po powrocie z pracy, gdy to pierwsze pojedzie do pracy, układać to, co było w pierdyliardach kartonów. Autobus, który miał mnie zawieźć do domu spóźnił się 20 minut. Z Jachem, który z racji przeziębienia nie chodzi do przedszkola, został mój 15letni brat. W nowym mieszkaniu po powrocie z pracy mam dwoje 5,5 latków. Mają frajdę, bo w naszym pokoju nie ma mebli. Jeszcze. Więc mogą robić zawody na ,,największy ślizg”. Problem jest wtedy, kiedy jeden z tych 5,5 latków (mój rzecz jasna) robi taki ślizg, że wstrzymuję oddech, bo milimetry dzieliły jego głowę od zderzenia z kaloryferem.

Po powrocie do starego domu, w którym nocujemy i w którym (ekhm …) mam Internet, odpalam laptopa. Tam mejle, MP, wiadomości prywatne. Po całym dniu jest tego multum. Jak siedziałam w domu to odbierałam mejle kilka razy dziennie i w miarę możliwości byłam na bieżąco. Teraz z trudem to ogarniam.

Potem w lewym, dolnym rogu wyświetliła mi się informacja, że na MP pojawiła się wiadomość prywatna. No więc lecę czytać. Czytam no i odpisuję.

„Matko Prezesa czytam cie juz od dawna, ale nigdy nie komentuje, w sumie nawet nie wiem czemu. Uwielbiam każdy twój tekst i podziwiam za to, co przeszłas i jak sobie z tym poradziłas.Potrzebuje wiem, czy w ogóle przeczytasz ta wiadomość, ale potrzebuje bardzo czyjegoś wsparcia i w sumie nie wiem czemu pomyślałam o tobie, chodź wcale się nie znamy. (…)”

Jakiś czas temu otrzymałam również e-mail:

„Witaj! Po ostatnim czasie, który przemienił moje życie w piekło, siadłam w końcu do komputera i postanowiłam znaleźć odpowiedź na pytanie odarte już raczej z odpowiedzi?  Po wpisaniu w google słowa wcześniak, 420g, 24,3 tc – trafiłam właśnie na Twojego bloga. Po przeczytaniu kilku historii…zrozumiałam,że nie jestem z tym wszystkim sama… Jeśli znajdziesz wolny czas, zapraszam do zapoznania się z opisem piekła, do którego trafiłam 26 sierpnia w 6 tyg, ciąży….”

 

A przedtem masę innych podobnych wiadomości, które w pewien sposób sprawiały, że zaczynałam widzieć w tym wszystkim jakąś bliżej niezidentyfikowaną misję. Czasami wystarczyło, że byłam.

6 lat temu, potrzebowałam takiej Matki Prezesa. Kogoś kto powiedziałby dwa słowa: ,,Będzie dobrze„. Kogoś kto przeżywałby to samo co ja i powiedział: ,,To normalne!„. Może dlatego dzisiaj stoję w tym miejscu w którym stoję będąc osobą, której sama potrzebowałam?

Któregoś razu napisała do mnie mama. Wcześniaka. Mówiła, że czasem chce krzyczeć z rozpaczy, ale wstydzi się płakać. Krzyk rozpaczy tym bardziej nie wchodzi w grę. Nie jestem psychologiem. Wiem jednak, że tłumienie emocji nie jest dobre. Nigdy nie było. Kazałam jej się wykrzyczeć, chociaż w poduszkę. I płakać. Bo nie ma limitu na płacz. Mamy prawo płakać. Wypłakała się. Dziękowała.

Mój temat o depresji … Długo wisiał w szkicach. Dobre pół roku. Trudno się przyznać z imienia i nazwiska, że boryka się z takimi problemami. Ja również nie byłam gotowa. Nie wtedy. To dlatego robiłam sobie co jakiś czas przerwy na parę dni z dala od Internetu. Musiałam złapać oddech. Brałam na swoje barki problemy innych i po części czułam się za nie odpowiedzialna. Byłam takim przystankiem na którym chwilowo zatrzymywała się matka, by za chwilę biec dalej. Po temacie o depresji otrzymałam masę wiadomości prywatnych. Na fanpage. Co innego anonimowe komentarze na blogu, co innego pisanie z imienia i nazwiska, gdzie łatwo Was zlokalizować. Miałam wrażenie, że niektóre osoby właśnie zrzucały z siebie pełen ciężar. To były długie historie nad którymi siedziałam parę dni. One pisały: ,,Cieszę się, że nie jestem sama” – ja odczuwałam to samo.

Któregoś razu pewna wiadomość wryła mnie w fotel. To nie była wiadomość, to było wołanie o pomoc. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Kobiety, która nie mogła mieć dzieci. Ona chciała takiego małego Prezesa. Ona chciała być w ciąży. Ona pytała czy znam kogoś, nawet na drugim końcu Polski kto leczy niepłodność. Próby in-vitro zakończyły się niepowodzeniem. Teoretycznie jest zdrowa. Jej mąż też. Ale dzieci nie ma. I tak mija kolejny rok. Obiecałam popytać, a potem, kiedy właśnie zamierzałam wysłać wiadomość, czy rozważała adopcję, uprzedziła mnie wiadomością, że mam jej nie proponować adopcji. Ona nienawidzi tych propozycji. Uszanowałam to. Nie wiem czy jej pomogłam. Ale starałam się. Naprawdę. I chciałabym któregoś dnia dostać wiadomość, że jest w ciąży.

Powoli, bardzo powoli zaczęłam myśleć, że może to co zdarzyło się 6 lat temu, wydarzyło się właśnie dlatego. Miałam 6 lat później siedzieć w tym miejscu. Z nową ,,ja” w pakiecie. By móc pomagać.

Jestem szczęśliwym człowiekiem.

6 komentarzy

  1. Dzień Dobry

    Trafiłam na Pani osobę stosunkowo nie dawno…..ale to co czytam daje mi jakąś taka oazę wyciszenia, zatrzymania się na chwilę, podumania, i chyba odetchnienia…..wiem dziwnie to brzmi.
    Nie mam podobnej historii, bo ja urodziłam normalnie, jakkolwiek to brzmi, i jakkolwiek to znaczy…..
    Borykam się z problemem karmienia, a raczej totalnej jej nie akceptowalności. …. Może kiedyś bliżej to opiszę.

    Podziwiam za siłę, i życzę jej jak najwięcej.

    Pozdrawiam
    Dorota Przybył

    p.s. Może tej Pani która chce tak bardzo dziecka przyda się namiar na dr. Pajdowskiego z Jarocina.

    1. Noemi Skotarczak

      Cześć. 😉

      Chodziłam przez 1,5 roku na ten sam profil co Ty w Grzybnie, tylko w fili w Śremie.
      To tak dla informacji.

      Niemniej jednak z wszelkimi informacjami o laktacji to do Hafiji biegnij.

  2. Noemi czy robiono Ci posiew w okolicach porodu? Tak pytam bo streptococcus agalactiae może powodować pęknięcie błon 🙁

    1. Noemi Skotarczak

      Miałam robione różne badania. Musiałabym sprawdzić.

  3. Czytam Cie od kilku miesięcy. Nie piszę, nie komentuje. Ale Twoj blog otworzył mi oczy. Tez jestem matka wczesniaka, obecnie trzyletniego i juz wszystko z nią dobrze. Urodzilam dziecko w domu bo karetka pomylila drogi. Sama w domu, w środku nocy. Ale moglo byc gorzej, teraz to wiem. Dziekuje że jesteś.

  4. Znam to uczucie doskonale. Leżałam wtedy w szpitalu, zupełnie przez przypadek miałam mieć jakieś badania….Pierwsza noc, budzi mnie dziwne ciepło, pierwsza myśl to pęcherz… Pęknięcie pęcherza płodowego jednej córeczki. Niestety nie udało się jej uratować…. Druga córka ma dziś prawie 5 lat- zdrowa! Dziś pomagam mamą również tym po stracie. Uczucia wszystkich mam są podobne, jeśli nie takie same. Pytanie „dlaczego”? Ciągle siedzi gdzieś głęboka, czasami wypływa na wierzch a czasami zostaje gdzieś na dnie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.