Napisała do mnie prywatną wiadomość. Historia? Całkiem podobna do mojej. Tylko tygodnie inne i zakończenie też. Obwiniała się, pytała, czy poruszę ten temat, bo problem wielki, a wiedza mała. Że nie miała dobrego telefonu, by cokolwiek doczytać w Internecie, ani laptopa, więc ufała lekarzom…

Pękł jej pęcherze w 17 tygodniu ciąży. Urodziła w 22. Nikt nie podjął żadnych działań by ratować dziecko. Waga dziecka? Spora! 600 gramów, tyle co przeciętnego wcześniaka urodzonego w granicach 24-25 tc. 30 centymetrów. Duże dziecko. Serce biło, tylko nikt nie ratował, choć matka tłumaczyła, że według obliczeń jej ginekologa była w 23tc. Ba! Prawie 24 tc! Granica przeżywalności? Owszem. Szanse na przeżycie? Są! I choć nadal bardzo małe, ale jednak szanse …

Urodziła w szpitalu rejonowym. Szpitale o III stopniu referencyjności się o nią nie upominały. Ona? Owszem, pytała, ale odpowiadano to co słyszałam ja, że dopiero w 25 tygodniu przewiozą. Poza tym, jest w 17 tygodniu i ma się szykować na poronienie. Więc się szykowała. Tylko tygodnie mijały,a ona tkwiła w jednym miejscu z małą iskierką nadziei i zaufaniem do lekarzy, że jest w dobrych rękach.

Nie otrzymała żadnych leków na podtrzymanie. Leżała w szpitalu, który nie miał sprzętu do ratowania skrajnie niedojrzałych noworodków. I tam urodziła. A potem miała tysiące pytań na które do dzisiaj nie otrzymała odpowiedzi.

noc z 6 na 7 kwietnia. Ok godziny 3iej znów zaczynają się skurcze, delikatne, w bardzo długich odstępach, na początku sama zastanawiam się czy to w ogóle skurcze. Po jakimś czasie proszę pielęgniarkę o zawołanie lekarza, nie przychodzi, proszę znowu, nie przychodzi, jest weekend, może spał, może mu się nie chciało, tego się nie dowiem. W sumie to nie napierałam bardzo o niego potem bo i tak wiedziałam co się zaczyna dziać bo skurcze są coraz mocniejsze i częstsze. Dostaję w końcu krwotoku, proszę o lekarza, nie przychodzi……no cóż mija znowu trochę czasu w końcu się zjawia. jest po 8smej rano.

 

R. urodziła się w 2013 roku. O godzinie 9.02. Lekarz ogląda dziecko, mówi, że mu przykro i wychodzi. Ot tak. Po prostu wychodzi. Nie podejmuje próby ratowania. Nie robi nic. Po prostu wychodzi. Matka chce zobaczyć dziecko, wziąć na ręce. Zdziwiona pielęgniarka dziecko podaje, dodając, że z reguły matki płaczą i dziecka nie chcą,a ona chciała i nie płakała.

położna powiedziała, że jej serduszko bije bo czasem tak jest, że dziecko jest nierozwinięte , że za chwilę przestanie bić,tak czasami jest,a ja byłam otępiona od leków…

Serce przestało bić.

Rok później rodzi bliźnięta w 32 tygodniu. W innym szpitalu. Tym, który daje szanse. Na życie. Dzieci  są silne, krzyczą, otrzymują niemalże pełną pulę punktów na starcie. Są w wyśmienitej formie. Ona? Wchodzi na oddział. Widzi dzieci, urodzone w tych samych tygodniach co jej zmarła córka. Z wagą nawet mniejszą. Pojawiła się rozpacz i pytanie: ,,Dlaczego nie próbowano ratować R.?!”. W krótkich przerwach między wizytami na oddziale, a obowiązkami domowymi znajduje chwilę czasu i szuka informacji. Przeczesuje strona po stronie. Czyta. Pojawia się coraz więcej pytań, tylko wszystkie bez odpowiedzi i to poczucie winy, że tych informacji nie wyszukało się wcześniej …

M. napisała do mnie, żebym się tym zajęła. Tym, czyli informacją, dla tych wszystkich kobiet, które jeszcze nie wiedzą, że za jakiś czas mogą być na jej miejscu, zwieszone między dwoma światami, bez możliwości edukacji. Dzisiaj M. żyje ze świadomością, że jej dziecko miało szanse, której nikt nie podjął. Wie, że do szpitala w którym urodziła bliźnięta zostało karetką przewiezione dziecko z 21 tc! W czym R. była gorsza?

Kwiecień 2009 roku. Śrem. 23 tydzień ciąży. Według USG dziecko ma 450 gramów. Wiadomo, może mieć więcej, albo i mniej (jak dodaję pielęgniarka uspakajając, że w razie czego wagę zawyży, żeby dziecko ze spokojem pochować). Nikt nie mówi o przewiezieniu gdziekolwiek, bo waga za mała i tydzień ciąży też. Przecież nie wiem (bo niby skąd?), że 50 kilometrów stąd, w Klinice w Poznaniu ratuje się dzieci z 23 tygodnia ciąży, które ważą mniej niż pół kilograma cukru. Mojego dziecka po prostu nikt ratować nie chce.

Gdyby Jaś urodził się wtedy, tak jak mówił lekarz, nasza historia zakończyłaby się tak jak historia R. Ten sam szpital, te same wytyczne. Skąd i dlaczego? Kto ustala te normy? I dlaczego niektóre dzieci mają większe szanse, a innym te szanse są odbierane?

M. ma teorię:

Wiesz co! czasami myślę, że spisali ją na straty tylko dlatego, że rokowania były niewielkie a kasa jaką trzeba wydać na takie maleństwo ogromna

Jeżeli granicą przeżywalności jest 22/23 tydzień ciąży (choć rokowania są niewielkie), dlaczego tak wiele kobiet nie ma możliwości rodzenia tych dzieci w szpitalach o III stopniu referencyjności, ponieważ nikt nie daje rodzicowi alternatyw, twierdząc, że szpitale te, przyjmują takie przypadki dopiero w 25 tygodniu?

Dlaczego kobiecie, której grozi poród przedwczesny nikt nie przewozi karetką do szpitala specjalistycznego i nie zwiększa szans jej dziecka? Dlaczego lekarze nie podejmują prób ratowania skrajnie niedojrzałego noworodka, kiedy karty historii medycznych znają przypadki ratowania dzieci nawet w 21 tygodniu? A najmniejsze dziecko, które przeżyło nie ważyło nawet 300 gramów?

Skąd przekonanie – jakże błędne – że szpitale mają granice 25 tygodnia, podczas gdy każdy rodzic, który miał to nieszczęście znaleźć się na Intensywnej Terapii widział dzieci z wcześniejszych tygodni, ważących mniej niż R.? Tym bardziej, że waga ma tutaj kluczową rolę. R. miała 600 gramów! Najmniejsze dziecko jakie znam ważyło 420 gramów (hipotrofia) w dniu narodzin. Przeżyło i … ma się całkiem nieźle.

M. ma żal do siebie, że nie wiedziała. Gdyby wiedziała wypisałaby się na własne żądanie i sama udała się do specjalistycznego szpitala, gdzie jej córka miałaby szanse.

Ale skąd miała wiedzieć?

Skąd mamy to wiedzieć?

 

 

25 komentarzy

  1. Wiem, ze to nic nie zmieni, ale chciałam tylko napisać, ze jest mi bardzo przykro i wspolczuje. Tak po prostu…

  2. Droga M. , nie powinnaś się obwiniać! Informowanie o alternatywnych rozwiązaniach to obowiązek lekarzy i położnych. Ty tutaj nie zawiniłaś nic!

  3. Ja rodziłam w 25tc, a od pielęgniarki na 12h przed porodem dowiedziałam się, że takich dzieci się nie ratuje… Na szczęście uratowali. Też naiwnie wierzyłam, że jak jestem w szpitalu, to zajmują się mną profesjonaliści i to oni wiedzą co robić. I że robią wszystko dla dobra pacjenta. Teraz wiem, że niestety często jest zupełnie odwrotnie. Liczy się pieniądz, a gdy coś idzie nie tak, często lekarze patrzą jak chronić własne cztery litery, a nie życie/zdrowie pacjenta :(((

    Kochana! Jeśli to czytasz, wiedz, że to NIE JEST Twoja wina! Nie masz sobie nic do zarzucenia! Wiem, jak boli, świadomość, że można było zrobić coś więcej… Ale uwierz, że TO NIE TWOJA WINA! Ściskam Cię mocno!

  4. Ja będąc w 34 tc i usłyszałam, że lekarze muszą wybierać – albo ja albo dziecko bo jedno z nas i tak umrze …. gestoza zatrucie ciążowe … dzięki Bogu na oddziale był lekarz emeryt – były ordynator i gdy ciśnienie wzrosło do 210/190 zarządził cc bez konsultacji z ordynatorem ( ta jak wiemy jest wymagana przy każdym cc) dziś żyjemy i ja i Filip … myślę że to nie wina szpitali ale ludzi ich rutyny i znieczulicy … czasem nie mamy wpływu na to co się dzieje z nami mimo szczerych chęci

  5. mama bliźniaczek

    tydzień przed tym jak ja urodziłam , urodziły się bliźniaki w 23tc, niestety nie przeżyły.. w szpitalu w Krakowie w którym rodziłam, urodziła sie dziewczynka z 29tc z wagą ponad 600 g ( moje dziewczynki: 25tc 750g i 720g). Mnie naszczęscie do Krakowa przewieźli na czas ( mieszkam w mieście oddalonym od Krakowa o 150km), ale w rodzinie kuzynki była podobna sytuacja rok temu, gdzie dziewczyna urodziła w 23tc ważącą 600g córeczkę. Niestety żaden z krakowskich szpitali jej nie przyjął, i dziewczynka urodziła się w miejscowym szpitalu , żyła tylko godzinę..

  6. Mojemu dziecku dano ta szansę…Kalinka przyszła na świat w 24tc z wagą 460g. Jest moim cudem i nie tylko moim… medycznym również 🙂

  7. Idziesz do szpitala z nadzieję, że się Tobą zajmą, że się znają, że pomogą, że przecież od tego są. Ufasz im, wierzysz, bo przecież mają o tyle większą wiedzę od Ciebie. A oni, ci, którzy mieli pomóc, odwracają się plecami i mają w dupie. Rozszarpałabym chyba…

    M. nie obwiniaj się. To absolutnie nie Twoja wina. Skąd mogłaś wiedzieć, że ci, którzy mieli się Wami zaopiekować, nie podejmą walki. Przykro, że takie historie się dzieją. Cholernie przykro…

  8. Niestety ale i w niektórych szpitalach o III st ref także nie ratują dzieci poniżej 23-24 tc. Sama byłam w takiej sytuacji. Moja jedna z córek zaczęła się rodzic w 21 tc. Żeby ratować druga lekarze postanowili wyjąć Antosie. Urodziła się żywa ale nikt nawet nie próbował jej ratować. Żyła 3 min. Byłam pewna ze tak właśnie ma być. Ze to późne poronienie jak to określili lekarze. Serce mi pękło po raz setny gdy na jednym z forów przeczytałam że kogoś córkę z 21 tyg ratują. Tamta dziewczynka także zmarła po 3 dniach walki ale rodzice mogli się chociaż z nią pożegnać. Mi to wszystko odebrano. Nawet na sekundę nie pokazali mi córki.

  9. Mi wody odeszły w 21tc. Trafiłam do szpitala o III st. Ref. ale tam słyszałam tylko, że trzeba zakończyć ciążę, bo i tak dziecko nie przeżyje. Chłopak przeniósł mnie do poleconej kliniki, tam leżałam 3mce, a potem wykonano mi cc. Oluś urodził się w 34tc decyzją lekarzy, jest zdrowy i duży. A gdybym została w tamty szpitalu, pewnie historia miałaby inne zakończenie. .

    1. Jestem w podobnej sytuacji. Mogę wiedzieć do jakiego szpitala panią przeniesiono?

  10. ja urodziłam Michała w 34. t.c. w Krotoszynie, pielęgniarki były wściekłe, że przyjechałam z bólami porodowymi, sugerowały, że mi dziecko wywiozą do Ostrowa albo Poznania, bo u nich w szpitalu nie ma takiego specjalistycznego sprzętu do ratowania wcześniaków, na szczęście Michaś oddychał samodzielnie i w inkubatorze leżał po urodzeniu może z 6 godzin, wiecie ile myśli mi przez głowę przechodziło na myśl, że może coś „pójść nie tak”?

  11. Droga Noemi poruszyłas tak niezwykle istotny temat… temat życia i śmierci tych maleńkich bezbronnych maluszków oraz ludzi, którzy czynią siebie bogami i próbują decydować o tym komu dać szansę na przeżycie. Ilość i emocjonalne zaangażowanie autorów komentarzy świadczy o tym jak potrzebne było poruszenie tego problemu. Myślę, że nagłośnienie poruszonego przez Ciebie problemu może wiele zmienić i w konsekwencji uratować niejedno istnienie. Jestem przekonana że Twoje trudne doświadczenia nie pójdą na marne i z całego serca Ci kibicuję.

  12. Przeczytałam ze ściśniętym gardłem. Każda z nas mogłaby znaleźć się w takiej sytuacji i całe życie myśleć „mogło być inaczej, gdybym tylko wiedziała, gdybym walczyła, dziecko mogłoby być tu ze mną”. Brak przepływu informacji, zacofanie, biznes, niewłaściwe zarządzanie – trudno stwierdzić co zawodzi ze strony szpitali, pewnie przyczyny są różne.
    Dlatego Twoje działania, blog i portal zawczesnie.pl są tak ważne!

    1. Mama dwóch aniołków

      Opiszę moja historię ponieważ dalej nie mogę tego ogarnąć. Bylam w ciąży z bliżniętami 2o2k. W 20tc robiąc siusiu czuje wychodzący pęcherz płodowy dziecka. Wstaje i on pęka. Już wiem że odeszły mi wody. Karetka przewozi mnie do szpitala o III st ref. (duże miasto ). Tam badania. Od razu mi mówią że wody odeszły tylko u jednego bliźniaka. Że będę tu musiała zostać do końca ciąży. Psychicznie jestem rozbita na milion kawałków. Środek pandemi. Wizja 3 msc w szpitalu sama dobija. Na drugi dzień ordynator żebym sobie nie robiła nadzieji bo to stan poronienia i jak będą skurcze nie będą powstrzymywać. Rycze caly dzien. Robia wymazy i wychodzi infekcja. Leżę przez weekend. Trochę stresu z pobieraniami krwi. Jestem wykończona. W pon mam usg lekarz mówi że chcieliby utrzymać ciążę jeszcze do 30tc. Po czym widzi że szyjka skrócona poniżej 1cm. Mówi tylko " powodzenia". Dostaje magnez w kroplowce. Luteina pod język i nakaz leżenia tylko. Wieczorem czuje dziwne stawianie sie brzucha. Twardnienie. Chłopcy kopia strasznie. Badają mnie i lekarz stwierdza rozwarcie na 4 cm i ze widac pecherz plodowy juz. Od razu pozycja nogi do góry. Śpię tak całą noc. Rano obchód. Ordynator jak zawsze miło że jak rozwarcie będzie rosło to nie są w stanie ciąży utrzymać. Znowu Rycze. Biorą mnie na badanie. Wchodzę do gabinetu w stanie psychicznym średnim. Tam w krocze patrzy mi z 15 osób. I słowa ordynatora " bardzo mi przykro ma Pani pełne rozwarcie i zdrowe dziecko w kanale rodnym". Rozpadam sie na milon kawalkow…..ordynator coś tam dyktuje jakiemuś lekarzowi " zapisz poronienie w toku i brak mozliwosci porodu odroczonego". Pytam co to znaczy…tłumaczy że mogli by ratować dziecko z wodami Ale niestety on się pcha do wyjścia. Wychodzę załamana z gabinetu. Dzwonię do rodziny że to koniec że chyba już rodze. Wpada do mnie lekarka daje do podpisu " Indukcje poronienia ". Mówi proszę przeczytać i podpisać. Ja jestem w szoku. Nie wiem co się dzieje. Myślę że tak musi być. Podpisuje. Jest 10 ranom Zabierają mnie na salę osobną. Lekarka nowi że mogę urodzić do pampers. Nikt mi nic nie wyjaśnia. Ja o nic nie pytam bo jestem w szoku. Dostaje globulke poronna. Przychodzi mój lekarz prowadzący ciążę. Mówi " tej ciąży się nie dalo utrzymać jak Pani tu trafiła. W tym stanie to max 3 tyg". I wtedy dochodzi do mnie że można było czekać. Czekać na skurcze. Ale żaden lekarz nie powiedział mi że jest jakiś wybór. Nikt mi nie przedstawił dokładnie mojej sytuacji. Dostaje skurczy i rodze moje dzieci w 21tc. Nikt ich nie ratuje. Tule je 20 min. Po miesiącu dochodzi do mnie co się stało. Że lekarze rozwiązali moja ciążę bo się na to zgodzilam bo myślałam że to koniec. Mam żal do siebie. Do lekarzy. Totalna znieczulica. Uważam że przy takich decyzjach powinna być pomoc psychologa. Dochodząc do prawdy po msc dowiaduje się że oni ratowali moje życie. Że mogłam dostać sepsy bo infekcja rosła. Że uratowali mi macice. Nie wiem jak dalej zyc. Kto dal prawo decydowania mi o tym czy zakończyć ciążę. Gdybym mogła cofnąć czas i miała wsparcie psychologa czekalabym ratowalabym dzieci. Teraz nigdy się nie dowiem co by było gdybym nie podpisała tej zgody.

  13. To na ich sumienie, nie tej mamy.
    Szok. To nie powinno mieć miejsca. Ja też urodziłam w beznadziejnym szpitalu, ale Bogu dzięki udało się dziecko przewieźć, ale to dzięki ogarniętemu ordynatorowi. Gdyby to było tylko na moje ręce, tak jak w opisanej historii, zakończenie było by pewnie jednakowe.
    Jak mogli nie ratować.. Dramat.

  14. Niestety dla niektorych lekarzy nie ważne jest jak sie czuje pacjetka tylko od ktorego lekarza jest. CC w 25tc po odejsciu wód płodowych w 19tc a tuz obok byla klinika dla takich dziewczynek jak moja Matylda. Ale niestey ja byłam „niczyja” !!! Wiec wywiezli ja tam gdzie nie miala zadnych szans…

  15. Dokładnie i szczegółowo opisane. Kciuk w górę za Twój wpis.

  16. Cieszę się, że ktoś poruszył ten temat. Wielkie dzięki.

  17. JA straciłam bliźnięta w 26 tyg podobna sytuacja, poród przedwczesny zakończony cc , chłopcy ważyli 690 i 780 gram, niby podjęto próbę ratowania, ale niestety, szpital nie był przygotowany do ratowania takich wcześniaków. To było 11 lat temu teraz mam dwie zdrowe córki obie urodzone w terminie.

  18. U nas w tc stwierdzono malowodzie. Przez pewien czas lekarze czekali na poronienie. Po drodze wymyono wade serca, rozszczep wargi, podniebienia. Jesteśmy po apecjalistycznym usg u Pani prof. Dangel, która wykluczyla te wady
    Wbrew wszystkich nie dajemy się. Dziś jest 25+1 i trwamy nadal pomimo problemow z wodami. Po 24 tygodniu lekarze w końcu stwierdzili, ze teraz to mają obowiązek ratowania dziecka. Odradzamy Instytut Zdrowia Matki i Dziecka w Łodzi. Tam kazali Nam sie żegnać z dzieckiem. Nie wiemy jak zakonczy sie ta walka, ale wbrew wszyatkim dziecko chce żyć…

    1. W 17 tc malowodzie stwierdzono

  19. Funkcjonowanie na rynkach globalnych staje sie coraz bardziej mozliwe. W tym wymiarze swiat jest sezamem, do ktorego trzeba tylko otworzyc drzwi.

  20. Podobna sytuacja. 23 tydzień ciąży pęknięcie pęcherza płodowego. Po przyjeździe do szpitala leżenie i zalecenie duzo pić zostają podane antybiotyki. Mija dzień drugi trzeci usg dobra informacja wody sie uzupelniaja. Mijają kolejne dni. Tydzien po odejściu wód obchód lekarze dają nadzieje gdy ja nie czuje od rana ruchów dziecka. Błagam połozna o sprawdzenie słyszę bicie serduszka. Pytam moje serce czy dziecka? Czy na pewno? Czy na 100% odpowiedz jedna jest ok. Parę godzin później udaje się za potrzebą i czuje że coś wychodzi. Dzwonię po polozna ale nie przychodzi zakładam spodnie i sama po nią ide. Informacja ze trwa inny poród ze mam nie przeszkadzać. Mowie ze chyba rodze kaze mi wrócić na salę i czekać. Przybiega po 5 minutach po czym wybiega wraca z lekarzem lekarz wkłada rękę wyciąga dziecko ale…. gdzie moje dziecko ma głowę? Szybki telefon do anestezjologa szybkie przewiezienie na zabiegowy odcięcie pepowiny przejście na fotel. Przerażenie płacz podana narkoza. Ostatnie co pamiętam to informacja ze anestezjolog boi się bo 15 minut wcześniej jadłam. Usnelam gdy obudzilam sie dostalam pełno dokumentów do wypełnienia (naprawde nie może to poczekać?). I jedna myśl co by było gdyby…w chwili obecnej miesiac po porodzie lecze sie na depresję mam rowniez fobie związana z korzystaniem z toalety.. oprócz tego 3 razy wykonywany zabieg lyzeczkowania.

  21. Mama Dorianka

    Witam Serdecznie. Dzieci urodzone w 22 tygodniu ciąży nie są ratowane ponieważ to skrajne wcześniaki. Dzieci ratuje się od 23 tygodnia ciąży, dzieci z tych tygodni mają naprawdę niedojrzałe narządy. To naprawdę długa droga by taki okruszek wyszedł bez szwanku. Co gdy taki maluszek będzie chory i bardzo rozwinięty emocjonalnie? Ja też urodziłam wcześniaczka w 23tygodniu ciąży niestety przeżył tylko 4 doby. Ból nie do opisania, który nigdy nie minie. Pocieszam się, że Skarbek sam wybrał. Zdrowy wcześniaczek z tych tygodni to jak szóstka w totolotka. Współczuję każdej cierpiącej mamie, która przez to musiała przejść. Ściskam każdą mamę która straciła dzieciątko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.