Jak rozmawiać z dzieckiem o blogowaniu?

Każdy rodzic, który postanowił prowadzić blog rodzicielski na większą skalę w końcu staje przed dylematem: ,,No i co dalej?”.

Na Dorocie Zawadzkiej pojawiło się pytanie, które powinno natchnąć wielu rodziców do chwilowej refleksji. Ja takową przechodziłam nie tak dawno temu:

„Prowadzę bloga rodzicielskiego. Od kilku lat opisuję wzloty i upadki rodzicielstwa. Moje dzieci mają 8 i 3 latka. I po raz pierwszy moje starsze dziecko się zbuntowało.
– Nie pisz o mnie, nie wrzucaj moich zdjęć. Wczoraj Pani w szkole powiedziała mi, że wie jak pomagasz mi w lekcjach (tekst na blogu), a mama Oli (koleżanka) powiedziała, że rodzice nie powinni się przy mnie kłócić (tekst na blogu) i że nieładnie tak pisać o babci (tekst na blogu).
– Zostałam rozszyfrowana i nie chcę by inni wiedzieli co się u nas dzieje.
Dziecko poprosiło mnie bym skasowała wszystko co jej dotyczyło w przeszłości i bym o niej nic nigdy nie napisała.
Szkoda mi tego wszystkiego, ale co zrobić.
Miała któraś taki dylemat?”

Blog rodzicielski założyłam w 2013 roku. I choć na początku moją wizją było byciem anonimowym, szybko stało się jasne, że jest to mało możliwe. Im głębiej w las i im dłużej prowadzę blog, tym bardziej oddalam się od słowa anonimowość. Skoro mieszkam w małej miejscowości i zainteresowały się mną lokalne media, trudno oczekiwać, że wieść o tym, że śremianka prowadzi blog nie rozniesie się na dużą skalę. I to taką, która może w jaki sposób zagrażać prywatności mojego dziecka.

Biorąc również pod uwagę, że jestem rozpoznawana przez obce osoby (których nie znam), muszę uważać na to co piszę i co robię. Taka jest tego cena a im szybciej sobie zdamy z tego sprawę, tym łatwiej będzie nam się z tym pogodzić. Udawanie, że nas to nie dotyczy może mieć tylko bolesne skutki (czego przykładem jest powyższa wiadomość).

Pierwszą rozmowę z Jachem przeprowadziłam z dobre pół roku temu. Zaczęłam pytać, czy mogę dodać jego zdjęcia, mówiłam, że te liczne prezenty, które dostawał są dlatego, że prowadzę blog. Nie zawsze byłam zadowolona z niektórych paczek, bo cena produktów była nierzadko wysoka, a przyzwyczajenie mojego dziecka, że kurier pukał do moich drzwi parę razy w miesiącu zaczęło być bardzo widoczne. Obecnie – z racji tego, że rzadko się godzę na współprace – kurier rzadko puka do naszych drzwi, ale wytłumaczyłam mu, że blog to nie tylko fajne prezenty od fajnych ludzi, ale coś więcej.

W wywiadzie, który udzieliłam portalowi Nasz Śrem mówiłam o tym, że moje dziecko nie ma świadomości konsekwencji jaka się z tym wiążę i moje zdanie w tym temacie podtrzymuję. Jakkolwiek chciałabym Was przekonać, że niespełna 6letnie dziecko może w blogowaniu w pełni uczestniczyć, tak wiem, że po prostu bym kłamała.

Moje dziecko nie wie, że Internet nie jest tylko miejscem w którym ludzie zachwycają się nim, to również miejsce, gdzie może zostać obrażony, poniżony, a jego zdjęcia wykorzystane do różnych celów, których poza blogiem nie jestem w stanie kontrolować. Nawet jeżeli wytłumaczyłabym mu tę zależność i tak niewiele by z tego zrozumiał. To w końcu dziecko. Dorosły z trudem ogarnia pewne incydenty, a co dopiero dziecko 5-6letnie, które w Internecie co najwyżej gra w gry lub ogląda bajki.

O mnie wiecie tyle ile pozwalam Wam wiedzieć. Nie poczytacie o moich problemach finansowych, prywatnych, kłótniach z Ojcem Prezesa. Nie poczytacie o problemach rodzinnych, które posiadamy chyba jak każdy. A w przyszłości nie macie co liczyć na szkolne perypetie, które mogłyby w jakiś sposób zaszkodzić mojemu dziecku.

Większość rodziców parentingowych, to albo ciężarne, albo rodzice dzieci niewiele starszych od mojego. To dzieci, które nie chodzą jeszcze do szkoły, ich koledzy nie korzystają z internetu, a rodzice nie bardzo rozmawiają z dzieckiem o blogowaniu. Z rok na rok się to jednak zmieni. Dzieci, których zdjęcia bardzo często są udostępniane, filmy przetwarzane przez setki portali – już niebawem zasiądą w szkolnej ławie. Wśród rówieśników, których rodzice zapewnili im dzieciństwo bez internetowych fleszy. Te dzieci są anonimowe. Twoje już niekoniecznie. I skoro Twoje dziecko nie jest anonimowe (na Twoje własne życzenie) nie możesz oczekiwać, że cokolwiek, co umieściłaś już w sieci usuniesz – ot tak.

Mam nadzieję, że moje blogowe koleżanki nie obudzą się za parę lat z ręką w nocniku, być może tym, który przyszło im reklamować – i zdają się sprawę z tego, że ich dzieci to osobne, odrębne jednostki, których prywatność znacznie skróciły, a dzieci, żyją jeszcze w bańce mydlanej nieświadome, że w sieci, bez ich wiedzy, toczą się na ich temat dyskusje.

Ja, nie do końca jestem pewna, czy robię dobrze. Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna próbuję przekonać sama siebie do decyzji, która nijako się godzi z moim matczynym sumieniem. Z drugiej strony pisanie nadal blogu jakiegokolwiek też niesie za sobą ryzyko, że ktoś rozpozna matkę, a z dzieckiem łatwo powiąże (tym bardziej w małych miastach). Nie zmienia to faktu, że dziecko musi być uświadomione, że mama prowadzi blog (lub tata, bo i tych w blogosferze coraz więcej).

Blogosfera parentingowa jako jedyna uderza w strefę prywatną innych, nieświadomych. Jest chyba najniebezpieczniejsza ze wszystkich, bo stąpa po cienkiej linii. I rodzic – tak, właśnie rodzic – który po tej linii stąpa ma obowiązek by przygotować dziecko do czasów szkolnych. Tylko dodatkowym obowiązkiem takiego rodzica jest pokazanie dziecku, że jest kimś więcej niż nieznanym nikomu Kowalskim w klasie 1 A.

9 komentarzy

  1. Myślę, że to dotyczy nie tylko dzieci. Ja prowadzę bloga takiego jakiegoś i robię to anonimowo. Ale czasem mnie kusi, żeby jednak być sobą, a nie blogową Niki. Wtedy przypominam sobie jednak, że pisze o moim narzeczonym, mamie, dziadku, znajomych, w których moje zaprzestanie anonimowości, a co za tym idzie też ich anonimowości, może uderzyć. Wiedzą, że o nich piszę, nawet czytają.

  2. Noemi bardzo dobrze to napisałaś, ja swoje zdanie wyraziłam już pod artykułem u pani Zawadzkiej. Ten akapit twojego posta dokładnie oddaje to co ja uważam i zwracam uwagę pisząc bloga „O mnie wiecie tyle ile pozwalam Wam wiedzieć. Nie poczytacie o moich problemach finansowych, prywatnych, kłótniach z Ojcem Prezesa. Nie poczytacie o problemach rodzinnych, które posiadamy chyba jak każdy. A w przyszłości nie macie co liczyć na szkolne perypetie, które mogłyby w jakiś sposób zaszkodzić mojemu dziecku”
    O tym, że pani przedszkolanka z przedszkola dziewczynek czyta naszego bloga dowiedziałam się w momencie kiedy obsmarowałam Pani zachowanie dotyczące rozłączania na silę moich dzieci. Któregoś dnia przyszłam po nie a ona do mnie ” któryś z rodziców powiedział że zamieściła Pani zdjęcia z pasowania na przedszkolaka na jakimś blogu, mogę wiedzieć co to za blog?” ja doskonale wiedziałam że chodzi jej o post w którym opisałam jej nie ładne zachowanie bo pod nim pojawił się niefajny anonim. Dlatego dla świętego spokoju ściągnęłam post o rozłączaniu i od tego momentu uważam co i jak pisze. Chociaż nie raz mam ochotę napisać co myślę o danej pani żeby sobie przeczytała, bo uważam że pominęła się z powołaniem. Chyba zeszłam już z tematu 🙂 Ups

  3. Ten post to również słowa, które poruszają nasze sumienie, nawiązują do chwili refleksji. Bo jesteśmy tu dla siebie, można powiedzieć, ale wciągamy to nasze nieświadome niczego dzieci…

    Pozdrawiam, MG

  4. Przeczytałam tekst dwa razy…
    Muszę szczerze i bez bicia przyznać że z początku nie bardzo chciałam oswajać się z myślą że wizerunku Jasia będzie tu o wiele mniej.
    Miło ogląda się go na zdjęciach które już wstawiałaś,czytamy o Was tyle ile chcecie Nam dać z siebie i do tej pory oczywistą częścią były też Jego zdjęcia.
    Po przeczytaniu tego tekstu,i przytoczeniu cytatu z fp P.Doroty Zawadzkiej doszło Mi do mózgownicy że to nie jest tak „o” jak sobie do tej pory myślałam.
    Prosty i mądry tekst.Dzięki !
    Pozdrawiam całą Waszą rodzinkę Noemi.

  5. Blog to fajna sprawa, wciągająca, uzależniamy się od pisania tak naprawdę. Zakładając bloga, od samego początku zdawałam sobie jasno sprawę co się może wydarzyć, tym bardziej, ze mieszkam w małym miasteczku. I wszyscy mnie czytają. Dlatego ze starszą córką rozmawiam co i czy dodawać, czy nie ma zadnych problemów w szkole z tego względu. Jak na razie cisza… Malutkiej zdjęcia wstawiam, ale staram się aby , no cóż, za bardzo nie było jej widać. I wiadomo, piszę tylko to co chcę przekazać.

  6. Ja póki co wizerunkowo nie rozważałam konsekwencji, ale po tym jak koleżanka mi mówiła, że jakaś laska pisze na fejsie, że zajmuje się moją Chibi i leci z nami do Hiszpanii, mniej odważniej dodaje jej zdjęcia. Trochę traktuje ten okres „maleńkości”, że wszystkie dzieci są takie same…
    Inna sprawa to kwestia wpisów, zdarzyło mi się powiedzieć „że nie kocham dziecka”, ostatnio, ktoś mi to wypomniał. I tak sobie pomyślałam kiedy powinnam Chibi opowiedzieć historię jak rodziła się nasza miłość, aby nawet jak ktoś kiedyś jakoś ją połączy z blogiem i z Chibi, aby wiedziała co się kryje za tymi wpisami.
    Blog był (zresztą jak wiesz) niezwykłą terapią emocjonalną, musiałam to gdzieś, komuś powiedzieć. Można by powiedzieć „trzeba było iść na terapię do psychologa”, ale ja nie potrzebowałam kogoś kto by mnie tylko wysłuchał (choć tego też) musiałam usłyszeć „Jejku, ja też tak mam!”

  7. A ja mysle, ze OBOWIAZKIEM rodzica jest ochrona prywatnosci swoich dzieci, ktore nie sa swiadome jakimi prawami rzadzi sie internet, i nie oszukujmy sie co w necie raz wyladowalo dla chcacego jest do znalezienia na zawsze… nie chodzi o tresci niemoralne, nieestetyczne, ale o prawo bycia dzieckiem nie w szklanym obiektywie, niektorzy pisza, ze prowadza bloga by miec dla dziecka na pozniej jako pamiatke, taka pamiatka prywatna i cudowna moze byc:pamietnik pod poduszke a nie robienie nawet kontrolowanego big brothera, POTEPIAM sprzedawanie wizerunku dzieci do reklam dla celow zarobkowych, przebieranki mody na styl amerykanskich „malych miss”, to sa niespelnione marzenia rodzica lub chec dorobienia sie na nieswiadomym dziecku. PRZERAZAJACE jest tez niestety zapotrzebowanie na tego typu blogi, ale jak to juz Noemi sama napisalas czas zweryfikuje ta nowa mode kosztem najwiekszych przeciez skarbow kazdego rodzica.

    1. Noemi Skotarczak

      Wszystkie dzieci w blogosferze, które obecnie zarabiają na rodziców (nazywajmy rzeczy po imieniu) to albo niemowlęcia, albo kilkulatki, które szkołę mają przed sobą. Ja miałam ogromnego kaca moralnego, kiedy podejmowałam współpracę wiedząc, że będę musiała do tego wszystkiego przekabacić moje dziecko. Nie mam już tego problemu, bo droga blogowa, którą ja wybrałam nijako się ma do współprac jakichkolwiek, bo obecnie dużo odmawiam z racji tego, że musiałabym łamać zasady, które po nowym roku wprowadziłam. A nie mam ochoty ich łamać. 🙂

      Myślę, że może być też takie boom w pewnym momencie, jak do Internetowego głosu dojdą te dzieci, które opiszą swoje dzieciństwo ze swojej perspektywy. Boję się też tego, że blogowanie moje może się odbić na Jaśku, a to byłby dla mnie strzał między łopatki. Czasami mam wrażenie, że za dużo panikuje.

  8. Mój Mateusz ma 9 lat, a w maju minie mi 6 lat blogowania i w związku z tym często zastanawiam się nad tym, czy i jak moje pisanie odbije się na młodym. Na razie jest nastawiony pozytywnie, sam wybiera zdjęcia, które mogę opublikować i tematy, o których mogę pisać. Jest jednak dzieckiem i za całe to blogowanie odpowiedzialna jestem ja i tylko ja.

    Generalnie podziwiam blogerów, którzy mają w sobie tyle samozaparcia, że nie pokazują na blogu wizerunku swoich dzieci, ale czasem też myślę o tym, że fotki to nie wszystko. Bardziej intymne od zdjęć jest według mnie pisanie samo w sobie, a dokładniej to o czym się pisze. I wtedy nasuwa mi się do głowy myśl, że blogerzy w ogóle nie powinni mieć dzieci, bo każdemu zdarza się przekroczyć jakieś granice – czy to pisząc o seksie, czy po prostu o relacjach międzyludzkich 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.