Ludzie chcą merytorycznych dyskusji. Chcą również, by każdy bloger posiadał taki dystans jak stąd na Marsa i jeszcze wyobrażają sobie, że każdy bloger [większy, lub mniejszy] będzie to wszystko akceptować, bo tak!
No więc przykro mi. Nie będzie.
Czym jest dystans? Codziennie zmagam się z uzgodnieniem paru kwestii. Pierwsza jest taka, czy są ludzie, którzy naprawdę posiadają tak ogromny dystans, że wszystko po nich spływa, a druga kwestia jest taka, że słowo dystans jest ewidentnie słowem nadużywanym. W tym konkretnym przypadku na polecenie konkretnej osoby.
Weźmy pod uwagę mnie. Umiem się z siebie śmiać i swoich porażek. Przykładów mogę podać milion. Wisienką na czubeczku jest mem, zrobiony nie, żeby wyśmiać mnie, a inne osoby, które tam się znajdują, ale moja facjata jak tam widniała tak tam widniała. I ludzie się śmiali, a ja … razem z nimi. Choć powinnam tupnąć nóżką, prosić o usunięcie, no i pismo od prawnika słać. A ja to udostępniłam na MP. I wszyscy się śmiali razem ze mną.
Zarzucono mi ostatnio, że blokuję za odmienne zdanie. Wyobraźcie sobie, że w trakcie akcji z Ojcem Prezesa nie zablokowałam nikogo. Nie usunęłam żadnego komentarza na fanpage. A przecież gro ludzi się z nami nie zgadzało. Więc jak to w końcu jest? Blokuję osoby, bo się ze mną nie zgadzają, czy blokują, bo są zwykłymi chamami?
Jestem czytelnikiem. Poza byciem blogerką. Paru blogów. Też kiedyś zostałam zablokowana. Mogłam się oburzać, słać nienawistne spojrzenia i szukać osób, które tak jak ja zostały potraktowane i nawzajem się pocieszać. Ale nie. Ja po prostu poszukałam inne blogi. Blogosfera jest ogromna. Rozrasta się w zastraszającym tempie i każdy znajdzie coś dla siebie. A ja … choć bardzo bym chciała, nie przypasuje każdemu. I ta osoba, która mnie zablokowała też. Ja już od niej nie wracam, bo nie lubię. Ona? Ma o jednego czytelnika mniej. Ale na moje miejsce przyszło pewnie z dziesięć innych.
Wiecie, kiedy ten problem się rozumie? W momencie, kiedy człowiek sam staje po drugiej stronie. Zrozumiał to ostatnio Ojciec Prezesa. Mówiłam do niego:
– Teraz widzisz jak to jest, kiedy Ty piszesz o kwiatkach, a inni o gnoju.
Zrozumcie Drodzy Czytelnicy, że jestecie czytelnikami. Chcecie blog, który odpowiada Waszym oczekiwaniom, ale jeżeli Bloger robi coś, co jest różne od Was, nie macie prawa oczekiwać, że będzie elastyczny pod Was.
Na blog wchodzi miesięcznie kilkanaście tysięcy ludzi. Na fanpage jest Was ponad 3 tysiące. Teraz wyobraźcie sobie, że Kazia chce, żebym pisała raz dziennie, z kolei Genia twierdzi, że to za często i robi się nudno. Zenek z kolei przychodzi i strzela tekstem, że tematyka nie odpowiada jego zainteresowaniom. Gdzieś tam jeszcze mamy Ankę, która powtarza jak mantra, że to jest złe, tamte jeszcze gorsze. Tu powinnam coś dodać, a tam pozmieniać. No i dlaczego do cholery publikuję co chwilę coś tam?
W rozumowaniu potencjalnego czytelnika, bloger powinien się rozdwoić, roztroić i spełniać wszystko na raz, co jest [wybaczcie] niemożliwe. Przy okazji jeszcze dowiadujecie się, że pewna osoba, która nie ma na siebie pomysłu [co zwalam na poziom intelektualny] znalazła sobie zajęcie w postaci wyśmiewania blogerów, a Ty jesteś jednym z tych blogerów. I co? Dalej macie dystans z kosmosu i chęci dalsze do pisania?
No więc… Otóż nie macie. Bo Wasz dystans właśnie się skurczył do wielkości małego grochu.
I co wtedy robicie?
Zdradzę Wam sekret.
Wtedy wylogowujecie się do życia, w którym Genia, Ania, Kazia i Zenek nie istnieją. Blogerka, która próbuje się wybić na krytyce innych blogerek, zaczyna wywoływać u Ciebie uśmiech politowania, a po kolejnej dawce kawy po prostu zapominasz, że istnieje. Choć tak, wcześniej Cię to wkurzyło. No bo ktoś próbuje rozwalić Twoją pracę i całkiem nieźle mu ludzie.
No i seks.