#lepszyporód

Ruszyła akcja Lepszy poród. Na światło dzienne wychodzą kolejne historie, choć Fundacja Rodzić po Ludzku od 20 lat odsłania patologię polskich szpitali na porodówkach.

Dlaczego wchodzę w akcję?
Chcę zmian. By już żadna kobieta nie usłyszała: ,,Zamknij kurwa tę mordę!„.

Na piedestale hierarchii polskich placówek medycznych powinniśmy wsunąć  szacunek, empatię, wyrozumiałość. Nie potrzeba nic więcej. Tymczasem spokojnie, możemy uznać, że nadal na wielu porodówkach łamane są podstawowe prawa pacjenta. Zresztą, nie tylko na porodówkach.

Szpital w którym rodziłam rości sobie prawo do nazywania siebie przyjaznym rodzinie. Być może, pod warunkiem, że jesteś pacjentką tamtejszych lekarzy o wyższej randze, z pięknym prof. przed nazwiskiem. Skoro kobiety płacą po 200-300 zł za wizytę prywatną w ciąży, wykupują sobie miejsce w tamtejszym szpitalu i dobrą opiekę. Powiedzmy, że działa to mniej więcej na zasadzie ,,Tą bierzemy od razu bo jest pacjentką profesora X, a ta niech poczeka. Jest z zewnątrz! Co z tego, że czeka już któryś dzień na miejsce na oddziale?”
Piszę to oczami pacjentki z zewnątrz.
Oczywiście specjalistyczny sprzęt do ratowania dzieci ma rekompensować wszystkie minusy chamstwa i buractwa. Uratowaliśmy Ci dziecko, więc się odwal. 
I kiedy mam nadzieję, coś się zmieniło, bo przecież rodziłam w 2009 roku, położna, która odbierała mój poród mogła mieć zły dzień (co i tak jej nie usprawiedliwia), a tej laktacyjnej złożono wypowiedzenie, to pojawiają się kolejne historie z tamtejszego szpitala, które mrożą krew w żyłach. A nazwa taśmociąg poznański idealnie określa tamtejsze warunki.

Ale ja chcę czytać pozytywne historie. Chcę słuchać zadowolonych kobiet.
Chcę, by każda kobieta, która ma na swoim koncie szczęśliwy poród z cudowną położną też opisała swoją historię. By wszyscy wiedzieli, że się da. Że wystarczy chcieć. Że to nic trudnego. Że wcale nie trzeba płacić dużych pieniędzy. Że wcale nie trzeba rodzić w prywatnej klinice.
Można.

Przeczytałam PT jedną z kartek. Lekarz stwierdził, że tak ogolone to za jego czasów były prostytutki. PT stwierdził, że lekarz powinien dostać w twarz (no dobra, PT powiedział to nieco wulgarniej) od męża/partnera kobiety. I tu pojawia się mojego pytanie – czy tych historii byłoby mniej, gdyby obok ktoś stał? Kto byłby w stanie zareagować?

PT przy moim porodzie zabrakło. Widzę tego więcej plusów niż minusów, bo choć byłam traktowana jak ściera od podłogi i kolejny, odbiegający od normy przypadek, to jednak nie chciałabym aby PT mnie w tej chwili widział. W tej w której drę się z bólu.
Ale wiem, że on by zareagował.

Ostatnie miłe słowa przed porodem otrzymałam od pielęgniarek z oddziału na którym leżałam 1,5 miesiąca. To one mnie wiozły na porodówkę. Poinformowały dziewczyny z pokoju, że rodzę. Jedna więc miała możliwość, żeby poinformować PT. Ale PT, który wtedy był na Rondo Rataje w Poznaniu, nie zdążył dojechać do kliniki.
Chwyciłam jedną  z pielęgniarek za rękę. Mówiłam, że strasznie boli, że  nie wytrzymam. Ona mnie po tej ręce pogłaskała i powiedziała, że dam radę. Tak daleko zaszłam, że muszę dać radę. Że będzie dobrze.

I ja jej naprawdę uwierzyłam.
A ona? Miała rację.
Dałam radę. I moje dziecko też dało radę.

29 komentarzy

  1. Trafiłam na tą akcję i choć cieszę się, że kobiety mają odwagę mówić co je spotkało i walczyć, żeby było lepiej, to jestem przerażona i boję się jak cholera, że i mi może się coś takiego przydarzyć. Dzisiaj akurat czytałam te kartki, Luby stał za mną i tylko coraz mocniej pięści zaciskał. Na koniec powiedział, ze choćby nie wie co to mnie samej na porodówkę nie puści i że będzie przy mnie w każdej sekundzie. Ku*wa! XXI wiek i takie historie… Brak słów.

    1. My mieliśmy wykupiony poród rodzinny. PT płacił jakieś dwa tygodnie wcześniej, kiedy pierwszy raz trafiłam na porodówkę i bite 9 godzin leżałam pod KTG. Bo (uwaga!) jak nie zapłaci 150 zł to nie może przy mnie być. 😉 Na szczęście było to jednorazowe.

      Ale niestety PT się spóźnił. Prawdopodobnie, kiedy wysiadł z windy przepuszczał Jasia w inkubatorze. Bo mówił, że jakieś dziecko jechał w inkubatorze na górę. A spóźnił się dosłownie parę minut.

    2. W naszym szpitalu wojewódzkim ponoć poród rodzinny jest darmowy (szpital chce się wkupić w łaski po sprawie z dzieckiem Bartłomieja Bonka), ale nawet jeśli trzeba będzie płacić to to zrobimy. Inaczej sobie porodu nie wyobrażam.

    3. Opłaca za poród rodzinny jest tak naprawdę nielegalna. 🙂 Ale z tego co wiem szpital w którym ja rodziłam się wycwanił, bo to szpital specjalistyczny – jedyny taki w Wielkopolsce – więc mogą odmówić. 😉

    4. Rodzilam w szpitalu powiatowym. Poród rodzinny bezpłatny. Może być jedna osoba z rodzącą. Ta osobą była moja Mama. Ale polożna była tak cudowna że Tatusia też przyprowadziła a ordynatorowi tlumaczyła, że moja Mama jest pielęgniarką więc mogą być dwie osoby. Tatus jednak poszedł na korytarz a wszystko zakończylo się cc:)

  2. Córkę rodziłam w 2009 roku, tak jak Ty Jasia 17 czerwca:) Wiem, że może to zabrzmi abstrakcyjnie dla wielu kobiet ale bardzo miło wspominam swój poród. Położna, która podczas porodu była bardzo pomocna i wyrozumiała i pielęgniarki które już na oddziale pomagały i dawały wskazówki co do karmienia itp. Syna rodziłam rok temu. Ten sam szpital, ta sama położna i tak samo fachowa opieka. Szpital Jana Bożego w Lublinie. Owszem kiedyś moja mama pracowała tam jako pielęgniarka i można by powiedzieć „po znajomości” ale wiele moich koleżanek rodziło tam i mają taką sama opinie co ja. I sama leżąc na sali widziałam jak te pielęgniarki które dla mnie były miłe są tak samo miłe dla innych pacjentek:) Co do zarzutów do szpitala to jedynie to że jest stary, owszem porodówka po remoncie ale sale na oddziale noworodkowym wieloosobowe (7 mam+7 dzieci) i łazienka na korytarzu ale przy miłej atmosferze i pomocnej służbie zdrowia da się wytrzymać te kilka dni. Pozdrawiam Ola

    1. O! Super. 😉 To razem urodziny obchodzą!

      Wielki plus dla Szpitala Jana Bożego w Lublinie w takim razie!

    2. Dodam jeszcze bo zapomniałam napisać, że przy porodzie córki i synka maż był cały czas ze mną, nic nie płaciliśmy, nie dawaliśmy „koperty”. Przy innych kobietach też byli tatusiowie co w innych szpitalach jest niedozwolone.

    3. też rodziłam ostatecznie w Jana Bożego w Lublinie, w październiku 2009 – od babona z porannej zmiany – o ile nie układał akurat pasjansa w pokoju obok – po wepchnięciu łapy w celu sprawdzenia braku postępu rozwarcia i moim syku bólu, usłyszałam 'ma boleć. jak ty chcesz dziecko wypchnąć, jak tu tylko ręka i już cię boli?’. później po prostu ignorowały mnie, bo nic się za bardzo nie działo. popołudniowa zmiana super – świetna położna, wsparcie, dobre słowo i godzinne znieczulenie.

    4. Yendza buah! Ja usłyszałam, że ,,tak ma boleć!” po porodzie jak się z bólu zwijałam. 😉 Ale potem się bardzo, bardzo wystraszyła jak wzięła mnie na USG. Więc miała nauczkę.
      I buch Noemi pod narkozę! 🙂

    5. pokazałaś pazur 😉

      Pamiętam jak po porodzie jedna dziewczyna z sali, młoda – pewnie ze 22-23 lata miała (było nas tam 9 😀 ), zwijała się z bólu i mało po ścianach nie zaczęła chodzić. Poprosiła po całym dniu o coś przeciwbólowego, cokolwiek. Oczywiście japy na nią wydarły – jak u Ciebie – że ma boleć, wszystkie boli, więc ona też jakoś wytrzyma. Ktoś tam z rodziny na drugi dzień interweniował, wzięli ją na badanie i okazało się, że była masakrycznie źle pozszywana, więc bolałoby ją tak cały czas :/ Cóż, zdjęli szwy, założyli nowe, a przeciwbólowych i tak nie dali 🙂

      Za to tutaj, w Belgii, gdzie płacę za poród (no dobra, jak wyskoczę ze 120€ rocznie na dodatkowe szpitalne, to płaci mi ubezpieczalnia za wszystko), jak przyjechałam do szpitala rodzić położna zapytała, czy będę chciała znieczulenie, żadnych durnych uwag czy spojrzeń na twierdzącą odpowiedź (jak przyszedł czas poszła po anestezjologa i problemu nie było), pytanie czy będę chciała karmić piersią (bo jak nie, to one od razu przygotują coś na zatrzymanie laktacji i dadzą od razu po porodzie), a jak już urodziłam i zeszło ZZO same pytały co jakiś czas, czy mnie boli i czy nie chcę czegoś przeciwólowego (i były cholernie zdziwione, jak mówiłam, że da się wytrzymać i nie trzeba).

  3. Ja rodzilam w 2011 w moim malym rodzinnym miasteczku w Swiebodzicach. Polozne byly do rany przyloz- przerazalo mnie ze takie mlodziutkie i gdyby nie jedna to pewnie bym nie urodzila. Nigdy nie zapomne jak darlam sie ze nie dam rady, a ona glaskala mnie po rece…
    Za to lekarz nie byl mily. Gdy powiedzialam ze przez ciaze przytylam 30kg powiedzial mi tyle przykrych slow, ze lzy same sie cisna do oczu. Miedzy innymi ze 30kg to on by przytyl w 30 lat, ale nie w 9 miesiecy, wiec „jak tak chcialam tak mam- porod bedzie dlugi i bolesny”. Musze dodawac ze ryczalam podczas wstepnego badania. Pozniej pamietam ze widzialam go dopiero gdy przebijal wody i juz wtedy gdy byl zbulwersowany moim placzem i „nieporadnoscia” i wypchnal Alana reka, po czym gdy podziekowalam mu, machnal reka stojac plecami i wyszedl… Przykre to bylo. Rozumialam go, ale mogl byc bardziej taktowny…

  4. Ja pomimo tego, że wystąpiły komplikacje i poród zakończył się cc, to poród i pobyt w szpitalu wspominam miło. Położne wspaniałe, ordynator szybką decyzją uratował Polkę, salowa cudowna. Jedyny zgrzyt, to kobieta „od dzieci” (nie wiem położna czy ktoś) co stwierdziła jak mi pierwszy raz Polę przyniosła, że „z tych piersi mleka nie będzie”, a było- 8 miesięcy karmiłam.
    A tak super, 3-osobowe sale, z toaletą. Położne miłe, a nawet nadgorliwe, bo z chęcią przystawały na prośbę o przeciwbólowe po cc, a nawet same proponowały jak nie chciałam. Jedynie te baby od dzieci dziwne.
    Szpital mogę śmiało polecić

  5. Ja pierwszy poród przyplacilam trauma. Parlam prawie 8 godzin i lekarz podczas pełnej akcji porodowej stwierdzil , ze jak nie chce współpracować to on wychodzi. Wczesniej bez mojej zgody rozepchal szyjke macicy. Bolalo okropnie. Tak sie darlam ze zapewne slyszal mnie caly kompleks szpitalny. Mdlalam z wycieńczenia. Ostatecznie zrobili mi cesarke. Kiedy okazało się ze jestem w drugiej ciąży miałam paranoje dotyczaca porodu. Na szczęście mogłam sama wybrać, czy chce rodzic naturalnie czy przez cc. Mimo ze miałam CC na życzenie położne i pielegarki były mile i pomocne. Byłam mile zaskoczona i cieszylam się taka fachowoscia i empatia ze strony personelu. Zawsze przychodzily gdy dziecko plakalo za długo albo trzeba było pomoc. Problemów z dokarmianiem tez nie było. Jeśli któraś kobieta chciała na korytarzu stal enfemil w buteleczkach i można było brać. Także pierwszy poród okropny za to drugi na wielki plus!!!!

  6. U mnie położne były prze miłe te nasze położe bo te dziećie do nas się odnosiły chamsko że tego czy tamtego nie umie, a jak miałam umieć jak pierwsze dziecko.

    Pamiętam jeszcze jedno jak zaczynały mi się skurcze i ja zaczełam troche stękać bo bolało a potem już troche głośniej to ona do mnie żebym przestała bo ma dosyć tych wrzasków innych a moje typowe to się dopier zaczną!

  7. Ja mam porownanie..
    Rodzilam w sw rodzinie i na polnej..

    POLNA zdecydowanie lepiej wypadla.. Ale mialam tam lekarza u ktorego zostawilamw ciazy 2 tysiace podczas wizyt 😛 takze masz racje ze tak to dziala

  8. Ja trafiłam na tak zwany czarny poniedziałek, więc ciężko mi ocenić, czy to był standard, czy zazwyczaj nie odwiedzają kobiet przez 5 godzin, jeśli nie wrzeszczą. A ja mam tak, że jak mnie bardzo boli, to się zacinam i nawet nie syczę. Jak mało boli, to krzycze. Taki paradoks. Więc wpadały do mnie raz na kilka godzin, to pielęgniarki, to lekarka i traktowały niemal jak powietrze. Na szczęście był przy mnie Niemałż, którego miał nie być, bo nie chciałam, ale potem wyszło, że w zasadzie już oboje chcieliśmy. Jak sobie poczytałam o przyśpieszaniu na siłę porodów i inne sytuacje okołokleszczowe, to w sumie nie marudzę, że mi nie dali oxy na przyśpieszenie, co w moim przypadku może by doprowadziło do sn. A tak doprowadziło do tego, że dziecko się przekręciło, główka zaklinowała na wejściu w kanał i trza było cc. Zaczęli mi ją robić nie mając mojej krwi. I jak się okazało po otwarciu, że mam popękaną macicę w trzech miejscach i robi się niewesoło, to dopiero się zorientowali. Mimo wszystko zachowali zimną krew, znaleźli osocze, dali mi zamiast krwii, krew dojechała po paru godzinach, ja przeżyłam. Ale potem była chyba niezła awantura (zrobił ją profesor, który zdecydował o natychmiastowej cesarce), bo mało mnie nie zabili, więc cały personel chodził przy mnie jak na palcach. Tylko raz usłyszałam od pediatry, że „najpierw karierę i pieniądze robią, a potem dzieci”, to mu się odcięłam, że gdzie ta kariera i pieniądze, oszukali mnie. Obróciłam w żart, ale jakby trafiło na wrażliwszą? Na szczęście mam swoje lata i mnie takie teksty nawet nie wkurzają. Pani od laktacji była jak złoto, gdyby tak w każdym szpitalu było, ech. A, rodziłam na Karowej w Warszawie.

  9. A ja miałam zwykłą położną.Nie była zbyt miła, ale i nie nietaktowna. Nie trzymała mnie za rękę(choć wiedziała,że strasznie byłam zdenerwowana nie nie porodem, a czyimś zachowaniem) ale rozmawiała ze mną i nie zrobiła nic co mogłoby spowodować ból. Za to niemiło wspominam położną z porannej zmiany za to,że nawrzeszczała na mnie za to,że nie wiem,że mój syn ma konflikt grup głównych krwi(nie chodzi o Rh). Skąd miałam wiedzieć w 2 h. po porodzie o tym,że coś z krwią dziecka nie tak.Prowadzący ciążę skupił się tylko na możliwym konflikcieRh, o grupach nic nie mówił

  10. Mimo tego sprzętu, mimo świadomości, że to jedyny taki w Wielkopolsce – od początku nie brałam go pod uwagę. Wystarczyły mi przeleżane tam, na początku ciąży, dwa dni. Choć wiedziałam, że jeśli coś zacznie się dziać za wcześnie, jeśli cokolwiek będzie nie tak – pojadę na Polną. Nic się takiego nie działo i przy pierwszym porodzie wybrałam szpital im. Św. Rodziny, przy drugim Raszei. Pierwszy skończył się kleszczami i choć córa zdrowa, ja totalnie pokiereszowana, cieleśnie i psychicznie. Drugi poród (który zresztą u siebie opisałam, ale linkować bezczelnie nie będę ;)) był fantastyczny. Nikogo tam nie znałam, nie miałam opłaconej położnej, lekarza itd. Jedyny wydatek to bodajże 15 zł za ubranie ochronne dla męża. Położna była cudowna, lekarka profesjonalna. Rodziłam po ludzku, wśród fajnych ludzi. Wszystkim kobietom życzę takiego porodu!

    1. A ja poproszę bezczelnie podlinkować. 🙂

    2. To podziwiam za odwagę na drugi, u nas nigdy więcej.

  11. Moja położna mnie po głowie nie głaskała, ale też nie obrażała. W ogóle mało mówiła. Poród miałam szybki i bez komplikacji, jak na pierwsze dziecko to łatwo poszło. Wszystkiego w sumie ok 4 h, z czego bolało 2,5. Dla mnie podstawa to był ktoś u boku gdyby mąż nie chciał albo nie mógł byłaby ze mną szwagierka. Wychodzę z założenia, że dobrze mieć przy sobie trzeźwo myślącego świadka. Druga sprawa, że personel przy kimś też się pilnuje bardziej. Ja na opiekę w trakcie porodu nie narzekam, w trakcie szycia jeszcze z lekarzem żartowałam żeby mi szwy policzył bo później się będę z koleżankami przeżyciami wymieniać 🙂 pośmiał się i policzył mimo, że była 3 w nocy. Jedyny żal mam do szpitala o dokarmianie za moimi plecami córki sztucznym mlekiem i o to, że dostałam ją dopiero 7 h po porodzie.

  12. Mnie na porodówce spotkały same przyjemne rzeczy. Położne z sercem, lekarze z powołaniem. Rodziłam w szpitalu, w którym absolutnie nikogo nie znałam. Nikt nie znam mnie. Spotkałam się z pomocą, uprzejmością, dobrym słowem, wsparciem i szacunkiem do mnie i dziecka. Od ordynatora, który robił przegląd odbywających się porodów usłyszałam, że zrobi wszystko, by poród poszedł sprawnie i byśmy z dzieckiem byli zdrowi i szczęśliwi. I to wszystko w szpitalu miejskim, w szczycie sezonu porodowego 🙂

  13. Nasłuchałam się o porodach od mamy i siostry. Teraz doczytałam u Ciebie.
    Matko z córką (no, tutaj matko z synem 🙂 ), z jakiej racji oni mają uprawnienia medyczne? Ja rozumiem, że uodparniają się nieco na ludzką krzywdę, bo sami by sfiksowali, przeżywając każdego z osobna, ale jednak człowiek z natury ma w sobie pewną dozę empatii.
    Któregoś dnia będę chyba mocno wyczulona i wybredna przy doborze szpitala. Chcę wspominać dzień, w którym moje dziecko przyszło na świat dobrze, a nie przez pryzmat lekarzy z pretensjami. I mam wielką nadzieję, że mój chłopak/narzeczony/mąż (kto wie, jak to wtedy będzie) stanie na wysokości zadania w takiej sytuacji i utwierdzi mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałam 😀

  14. A ja rodzilam na ligocie i moj moz byl przy cc i nawet robil zdjecia lekarka tylko mowila kiedy, rodzilam bliźniaki miesiac na patologii tez ok, zajmowali sie mna jak kazda choc nie mialam tam swojego lekarza drugi raz tez tam bym poszla rodzic

  15. Jak czytam niektóre histrie, to padam na kolana przed moim szpitalem. Choć są zdania podzielone, to złego słowa nie powiem.

  16. Mój mąż był przy moim porodzie, widział co się dzieje i teraz przyznaje mi że był przerażony i spraliżowany.
    Teraz się z tego śmieje „że poród to gorsze niż wojna, bo tam albo cię zabiją albo opatrzą”
    Jednak ja wiem, to co on wie. To była rzeź i masakra, która nie mal kosztował mnie i nasze dziecko życie.
    Teraz zrobilibyśmy, powiedzieli wiele rzeczy, ale wtedy…kiedy żadne z nas nie wiedziało i było sparaliżowane strachem…nie wiem czy da się radę, no chyba że ktoś ma wyjątkowo mocny charakter,
    Do dziś pamiętam jego słowa ;”Błagam przyj mocniej bo zabiorą cię na salę operacyjną” taki lęki, strach był w jego głosie…
    Nigdy więcej, żadne z nas nie chce tego doświadczyć. nigdy

  17. Cześć. Czytam od wczoraj Twojego bloga wpis po wpisie i nie mogę wyjść z szoku Twojej postawy i światopoglądu – tak trzymaj!:)

    ja zostałam mama jeszcze wcześniej niż Ty, do 18nastki zabrakło 4 miesięcy. Taa wpadka, nie to, że planowane, ale chciane od początku. Szczególnie, że z facatem byłam od 14 roku życia ( jak z nim wytrzymałam?! ). 3 miesiące temu urodziłam drugą córę – ta już była planowana.

    1 raz rodziłam w miedzylesiu w Warszawie, ogołnie całkiem spoko. Położna do rany przyłóż, cierpliwa, wszystko mi wyjaśniała na bieżąco, to co się ze mną teraz dzieje, co z dzieckiem. Pech chciał, ze rodziłam w nocy z soboty na niedziele, akurat tak dyżur miała lekarka kontraktowa (tak to się chyba zwie?) , stara raszpla. O jezu jak bolało, darłam się tak, że podobno na parterze było mnie słychać, a byłam na 3cim piętrze 😉 położna mówiła, że jak pomaga to mam krzyczeć i już. Lekarka wpadła o 3ciej w nocy do mnie z ryjem, że jej spać nie daje! cóż miała pecha, akurat miałam skurcz i miałam na kim się wyżyć, a w słowach to ja nie przebieram ;). położna nawet mi wody do wanny nalała!. Wtedy łaskawie dała zgode na jakiś środek, ktory mnie tak otumanił, że byłam bliska gadania z niewidzialnymi krasnalami. Raszpla zszyła mnie tak, że przez 3 tyg siedzieć nie dałam rady i nic robić, a tylko 3 szwy, Poza tą lekarka wszystko było naprawdę super :).

    Drugi raz też tam rodziłam, tym razem z już-mężem ( pierwszy raz bez bo chłopaczyna miał angine – niech się cieszy :D) położna była ta sama 🙂 rewelacja ! lekarka była strasznie młoda, dopiero się uczyła chyba nawet, albo było ledwo co po studiach. Była bardzo zaangażowana, co chwilę przychodziła i się pytała czy czegoś NAM nie trzeba. G w końcu raczyła wyjść po 4 h skurczów (swoja drogą mieli ze mnie dobry ubaw jak klnełam meża , że już mu nigdy nie dam! i nich se goni po lalke do sekszopu jak chce znów kiedyś zamoczyć) . Akurat była zmiana dyżurów więc miałam przy sobie dwie położne i 4 lekarzy 🙂 bo tamte nie chciały wyjść póki wszytsko się nie zakończy. Inny lekarz, który mnie zszywal (16 szwów bo księżna raczką się pchała) w tym czasie miedzy moimi nogami żartował ze mną tak aż się trzesłam ze śmiechu i nie mogł mnie zszyć 😉 coś było o karmieniu piersią przez murzynki , jak karmią to dziecko idzie obok z sutkiem w ustach, a na zime to dobre rozwiązanie cycek jako szalik 😉 czytając to yo nie brzmi zbyt zachęcająco jak takimi żartami sypał, ale on to tak życzliwie i fajnie mówił, bez zadnej złośliwości, ze ten porod wspominam baardzo miło 🙂 swoją drogą miałam 16 szwów, a normlanie siedziałam po porodzie i bez problemu wszystko robiłam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.