Jestem mamą.

Dwa nosy przyciśnięte do szyby wypatrywały błyskawic.
– Patrz mamo! Patrz! Zygzak! Zygzak!
Wielka błyskawica rozjaśniła niebo. Zagrzmiało. Na szybie pojawił się oddech dwóch osób. Matki i syna.

Odkąd jest z nami przestało obowiązywać ,,ja” już zawsze miało być ,,my”. To nawet całkiem ciekawe doświadczenie zważywszy na egoizm wylewający się z każdej części mojego jestestwa. Jestem po prostu stereotypowym jedynakiem, choć jedynaczką nie jestem. Byłam. Bardzo długo.

To on słuchał bicia mojego serca od środka. Uspakajał się przy moim głosie, kiedy mogłam go wreszcie przytulić. To jego uśmiech rozjaśniał dzień, kiedy wszystko wskazywało na to, że dzień będzie do dupy. Wreszcie to on stworzył inną mnie, gotową rozczulać się na widok hektolitrów śliny.
Tylko jemu obcierałam łzy, wielkie jak grochy, kiedy upadł i zdarł kolana. Tylko jemu całuje siniaki, bo wiem, że mam moc znieczulania bólu. Bo jestem mamą. Z nim dzielę się ostatnim kęsem pysznych kinderków i to jemu podjadam kinderki, bo wreszcie mam komu i nie mam wyrzutów sumienia, że sobie kupuję. Kupuję jemu.

Pamiętam jego pierwszy uśmiech. Pamiętam datę jego pierwszych kroków, a w pudełku zachowany mam pierwszy, obcięty loczek. Wreszcie pamiętam datę pierwszego ząbka i godzinę narodzin. Czy kiedykolwiek zdawałam sobie sprawę z tego, że z pozoru błahe sytuacje będą wypełniać moje życie do tego stopnia, że stracę bezpowrotnie część siebie,a w zamian dostanę coś w stylu instynktu macierzyńskiego?

Nigdy nie patrzyłam na niego obiektywnie i nigdy już obiektywnie nie spojrzę. Jest najpiękniejszy i najmądrzejszy. Ma moje oczy. To była pierwsze rzecz, którą w nim ujrzałam. Kiedy urodził się, kiedy mogłam na niego spojrzeć tylko przez ułamki sekund. Zobaczyłam oczy. Wielkie i ciemne. Moje oczy.
Wiedziałam, że jest mój, tak nienamacalnie mały. Taki niewinny, bezbronny.

Mogę mu przekazywać moją wiedzę. Tworzyć z niego człowieka, który w przyszłości będzie wykorzystywał to co sama mu przekazałam. Co przekazaliśmy mu my, rodzice. To ja byłam świadkiem jego pierwszych, samodzielnych kroków, które były nieporadne, ale wielkie. To ja pokazałam mu, że na niebie jest tęcza a na jej końcu można znaleźć garnek złota. To ja wcielam się w postacie z bajek i niefortunnie udaję kolejnego dinozaura gotowego zniszczyć miasto z klocków. To ja nauczyłam go kolorów wytrwale pokazując mu który kolor jest który. Zaraziłam go książkami i nauczyłam ich nie niszczyć.

Biłam brawo przy każdym sukcesie.

To ja przed snem cichutką nucę kołysankę o okruszku masując malutkie plecy.

Bo jestem mamą.

9 komentarzy

  1. Ja też nucę tą samą kołysankę i kręcę kółeczka na małych pleckach :))

    1. Jest piękna. Choć minął długi okres czasu zanim ją zaczęłam śpiewać. 😉

    2. Nasza ulubiona! 🙂
      Ja śpiewam jak nikt inny nie słyszy prócz mojego B. 😉

    3. Zazdroszczę Wam dziewczyny… ja nawet jej zanucić nie mogę bo zaraz ryczę 🙂

    1. Dzięki. Obrosłam w piórka.:D

  2. PRZEPIENKNIE opisujesz swoje odczucia może kiedyś napiszesz książkę, nie którzy mogli by się wiele nauczyć również i ja.

  3. Dla świata jesteś matką dziecka, dla dziecka jesteś całym światem 🙂 Tak jak ono dla Ciebie 🙂

  4. Pięknie piszesz. I mądrze:-) Z przyjemnością się czyta

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.