Przez kilka sekund ze strachem w oczach myślałam o tym, że zaraz odjadę.
Że nawet ja, bez studiów medycznych wiem, że takie objawy przy prawidłowym EKG i ciśnieniu mają swoje podłoże w głowie.
Miałam wrażenie, że tylko ja (z wiedzą z google) przejmuję się tą całą sytuacją.
– Pani się cała trzęsie – parska pielęgniarka
– Czy to coś poważnego?
– A skąd ja mam wiedzieć? Niech Pani się lekarza pyta!
Już wiem dlaczego ludzie umierają…
Kąpałam Prezesa.
Nalałam mu wody do wanny, wsadziłam go do wanny, umyłam go.
Nagle zrobiło mi się słabo.
Spojrzałam w lustro.
Lewe oko do połowy zalane krwią.
Sięgam po telefon. Dzwonię do mamy.
Obraz zaczyna się zamazywać, tracę ostrość widzenia, nie mogę złapać powietrza.
Krzyczę w telefon, że mama ma się nie rozłączać. Że Prezes. Sam. Wanna.
Otwieram okno na korytarzu, nabieram powietrza. Ciągle z telefonem przy uchu.
Tata zajmuje się Prezesem.
Ja jadę z mamą na pogotowie.
Błąd.
Powinnyśmy zadzwonić po karetkę.
Facet na pogotowiu spojrzał na nas i machnął ręką, że mamy się udać na koniec korytarza i skręcić w lewo i sobie iść na opiekę weekendową.
Szarpię mamę za rękaw, że ja wracam do domu.
Tam nam nikt nie pomoże.
Idziemy, a właściwie człapiemy.
Ja jestem blada jak ściana, nogi stają się dwutonowymi klocami.
Siadam na krześle.
– Lekarza nie ma – informuje nas Pani z dzieckiem na rękach.
Mama na głos komentuje opłakaną sytuację.
Wychodzi poirytowana pielęgniarka z pytaniem:
– Co tu się dzieje?!
Po czym mówi do mnie tonem ociekającym nie-zawracajcie-mi-dupy-piję-kawę:
– Jak słabo to można się na kozetce położyć. Co się dzieje?
Tłumaczmy.
Pielęgniarka wraca do swojego gabineciku z głośnym:
– Mi też kiedyś pękła żyłka w oku.
Kurwa. Jego. Mać.
Klnę pod nosem i mówię, że gdzieś to zgłoszę.
Na głos mówię, że tu powinien być lekarz cały czas!
Pielęgniarka wychyla swoją głowę z gabinetu:
– No proszę nie przesadzać.
Mama parska śmiechem.
Na głos mówi:
– No nic Noemi. Będziesz miała temat do artykułu.
Po tych słowach słyszymy rozmowę pielęgniarki z Panią doktor.
Mama się śmieje.
Lekarka przychodzi po 5 minutach (a ponoć gdzieś wyjechała 😉 ).
Pani z dzieckiem na rękach nas przepuszcza. Ona sobie poczeka.
Wchodzimy do gabinetu.
Siadam, a właściwie opadam na krzesło.
Młoda lekarka patrzy na mnie spod byka.
Tak, wiem. Rozmowa już była z pielęgniarą.
– Co się dzieję? – mruczy
– Ja tylko proszę. Aby ktoś łaskawie się mną zajął. – mówię ostatkami sił.
Czekałam na nią 20-30minut!!!
I tu cała litania.
O tym jaka jestem bezczelna. Że to funkcjonariuszka służby zdrowia! Że ona mnie też może opisać! Że co ja sobie wyobrażam!
Wysyła mnie na EKG i na zmierzenie ciśnienia.
Cała się trzęsę, szumi mi w uszach, głowa boli.
To, że stoję na nogach, ale ręce mi się trzęsą upoważniły tę samą lekarkę do pytania, czy ja nie udaję.
No nic. Przyjechałam sobie dla rozrywki, a oko pomalowałam sobie pisakiem mojego dziecka.
Nie mam co robić w piątkowy wieczór, więc przyjechałam do szpitala.
W końcu wypisuje mi skierowanie do neurologa i zapewnia nockę w szpitalu.
Wychodzę. Z litanią przekleństw w głowie.
2 godziny czekałam za neurologiem.
W poczekalni. Na Izbie Przyjęć.
Na twardych krzesełkach. Z zamazanym co jakiś czas obrazem. Z bólem głowy. Z okiem do połowy czerwonym. Z mamą, która stwierdziła, że ona nie wie na co idą jej pieniądze co miesiąc odprowadzane w takich ilościach.
Patrzę na zegarek po raz pięćdziesiąty, dzwonię do PT, którego nastraszyłam do granic możliwości.
I w końcu po 2 godzinach wreszcie zajmuje się mną ktoś, kto nie wmawia mi urojenia.
Ktoś kto mnie wysłuchał.
Czuję ulgę.
Zostaję w szpitalu.
Z wenflonem i kroplówką.
Wracają wspomnienia.
Zapach szpitalnej pościeli, kroplówka, wenflon, strach. Tyle, że tym razem strach jest o mnie, nie o niego.
Zacisnęłam pięści i wargi. Nie patrzę na kroplówkę.
Zasypiam, a właściwie drzemię.
O 5 rano zapalają światła.
Budzę się.
Z rozmów wynika, że to ciężarna z wypadku. Mówi, że boli ją brzuch tu i tu.
Na moje oko była w 28tc maksymalnie.
Trzy razy prosiła o USG, o ginekologa.
Za trzecim razem poirytowana:
– Dlaczego nie przyjdzie tu lekarz?! Dlaczego nie zrobi mi głupiego USG! Chcę wiedzieć co z dzieckiem!
Lekarz nie przychodzi, ale za to po jakimś czasie kobietę zabierają na oddział ginekologiczny.
Kiedy 5 lat temu (de facto też w kwietniu) trafiłam na pogotowie ok. 1 w nocy wszystko wyglądało inaczej.
Nie wiem czy dlatego, że uporczywie powtarzałam, że nie czuję ruchów?
Czy dlatego, że ręce mi się trzęsły i nie potrafiłam nawet odpowiedzieć jak się nazywam?
W każdym razie zaraz po tym jak spisano moje dane zabrano mnie szybko na oddział gdzie już czekał na mnie ginekolog.
Czyli się da?
Nie oczekiwałam tego, że ktoś się będzie nade mną płaszczył.
Ba! Nigdy tego nie oczekuję.
Oczekuję natomiast pomocy.
Nie przyjeżdżam sobie do szpitala, czy na Izbę Przyjęć dla rozrywki, bo nienawidzę szpitali.
Nienawidzę tego smrodu szpitali. Nienawidzę kroplówek i wenflonów.
Na dodatek musiałam się udać na oddział ginekologiczny gdzie czekała na mnie Pani laryngolog by stwierdzić czy nie mam jakiegoś stanu zapalnego ucha.
I teraz ja – po 5 latach wchodzę na oddział ginekologiczny.
Te same korytarze. Ten pokój i ten gabinet w którym lekarz powiedział, że w przeciągu 48 godzin urodzę dziecko. I to dziecko stracę.
Kurczowo chwytam się PT, który od razu zrozumiał.
– Ja. Chcę. Do. Domu.
Panika. Ogarnęła mnie panika.
Mam ochotę wyć jak mała dziewczynka, która właśnie zobaczyła potwora w szafie.
Nienawidzę szpitali.
Nienawidzę.
Rano znowu zrobiono mi EKG. Zmierzono ciśnienie.
Wszystko w normie.
Przyjechał PT.
Sam w nocy spać nie mógł.
Trzyma mnie za rękę, kiedy dostaję drugą kroplówkę.
Migrena.
To prawdopodobnie migrena.
Uaktywniła się w zupełnie inny sposób niż do tej pory, tym bardziej, że ostatni atak miałam rok temu.
Nie ten ból. Choć ta sama strona i zgadzałoby się co do oka.
Bolała mnie przeciwna strona niż zalało mi oko.
Po migrenach zawsze jestem osłabiona, ale mam aury – nie zawroty głowy, nie duszności, nie trzęsę się. Nie mam wylewu w oku.
A gdzie rezonans magnetyczny? Tomografia? EEG?
Nie zrobiono nic w tym kierunku.
Rezonans magnetyczny z zeszłego roku jest (ponoć) wystarczającym dowodem na to, że w mojej głowie nie siedzi nic poważnego, za to EEG mam do powtórki.
Kiedy?
Okaże się jutro. Jadę do kontroli.
Na szczęście z PT u boku.