W poniedziałek, po powrocie z pracy słyszę od PT:
– Młody ma mocno spuchniętą kostką i …
O jeny! Spuchniętą kostkę?! Złamał? Zwichnął? Nie ma nogi?!
– … chyba go ugryzł komar, rozdrapał i teraz ma spuchniętą.
Aha. To komar. Zwykły komar. Poświecił PT matce telefonem, żeby było widać tą spuchnięta kostkę, ale nic Matka nie widziała. Rano o 7 rano dostałam od PT sms jak tam Prezesa noga – ale byłam tak zaspana, że wcisnęłam tylko ,,OK” i położyłam się na drugi bok. Dopiero jak mu zakładałam rano skarpetki spojrzałam, przyjrzałam się i …
(nie, nie zadzwoniłam na pogotowie)
… wzięłam telefon i szybko umówiłam Prezesa na popołudniu do pediatry. Kostka spuchnięta, Prezes skarży się, że go boli. Na środku spuchnięcia ciemna plamka wielkości łebka od szpilki. I w tym całym rozgardiaszu jeszcze głos mojej mamy:
– A wiesz, że może go pszczoła użądliła?
– Ale to by nie czuł? Przecież to boli.
– A może to kleszcze jest?
– Co Ty gadasz?! Pokaż.
– Nie, to chyba nie kleszcz. Ale może jakiś pająk?
– Jadowity?!
– A macie tam jakieś pająki jadowite?
– A skąd ja mam wiedzieć jakie mamy pająki, jak ja się pająków boję!
W pracy się denerwowałam. Czekałam aż PT wróci z Prezesem od pediatry i powie mi, co i jak.
Telefon zadzwonił – wreszcie! – odbieram. Słyszę:
– Jachu rozdrapał ugryzienie od komara i wdało mu się zakażenie.
Mdleję. Wody, wody!
– Do szpitala jedziesz?!
– Poco?
– Zakażenie ma!
– Głupia jesteś?! Maść nam zapisał. To nic poważnego.
Panikara to ja jestem :))) Mojego Franka coś ugryzło wo okolice oka w sobotę wieczorem, a w niedziele rano tak spuchł, że od razu popędziłam z nim do szpitala. Młody dostał zastrzyk, ale z tego co pielęgniarki mi powiedziały wystarczyło smarować fenistilem i podawać wapno.
Jakie prezes ma platynowe włoski 🙂
Matka musi trochę zluzować 😉
A Prezes czyta pierwszorzędnie!
Pięknie czytasz Skarbie :* No tak a u nas plaga komarów bo nad 2 rzekami mieszkamy. Moja młoda dostaje aż odczynów od ugryzień i niemiłosiernie drapie.
Każda matka to panikara 😀