Pizgam złem.

Dzisiaj będę głosem dla całego pokolenia matek, żyjących pod presją otoczenia idealnego. Sama pod tą presją żyję piąty rok już. Bo zawsze chciałam wszystko idealnie, a wszystko nieidealne zamiatałam pod dywan. Tyle, że pod ten dywan nic już się nie mieści.

Wychodząc na spacer chcę być mamą. Nie Pingwinem. Ja naprawdę nienawidzę być Pingwinem. Idąc rano do przedszkola chcę być mamą, idącą z dzieckiem do przedszkola. Za rękę. Dobra, nie musi być za rękę. Ale chcę być mamą idącą z dzieckiem do przedszkola. Nie chcę być żadnym bohaterem z Lego Chima, ani żadnym Ninja. Nie chcę się chować za śmietnikami i strzelać niewidzialnymi bombami. Te lwy, które ktoś postawił na murze własnego domu, to nie jest żadna świątynia Chi. A te krzaki obok, nie mówią! No naprawdę! Do Mojżesza też pewnie nie mówiły, ale wiem już w co się Mojżesz bawił.

[i kiedy czytałam ten fragment Ojcu Prezesa i Prezesowi usłyszałam: ,,Ale mamo! One nie mówią! One zjadają!”].

Nie zrozumcie mnie źle. Mam najpiękniejsze i najcudowniejsze i najmądrzejsze dziecko ze wszystkich. W żaden sposób – nawet te cholerne Pingwiny – nie umniejszają jego idealności w moich oczach. Potrafię przez godzinę mówić do poirytowanego Ojca Prezesa, że moje dziecko jest tak mądre, że mogłoby swoją mądrością obdarować całą armię 5latków. Potrafię pisać również elaboraty na temat mojej miłości do niego. I pałać matczyną dumą nad jego kolejny arcydziełem [antydziełem?] składającego się z pokaźnej wielkości ziemniaków, które robią za naszą rodzinkę. Ale nawet te rysunki, będące poziomem dużo niżej niż przeciętnego 5latka, są dla mnie idealne.

Wszystko co mam do dyspozycji w strefach rodzicielskich, rozdaję na prawo i lewo. Łatwiej mi udzielić komuś rady, niż samemu tę radę zastosować. O ile w pełni popieram wszelkie ideologie związane z rodzicielstwem jakimkolwiek, tak nie potrafię odnaleźć się czasami w tej roli i parokrotnie zadaję sobie pytanie, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie on. Po czym zdaję sobie sprawę, że nie zamieniłabym mojego obecnego życia na żadne inne. Nawet posiadając wybór. I nawet kocham te chwile, kiedy włazi nam do łóżka i zasypia z nami, kopiąc nas, wiercąc się i zabierając [notabene bardzo dużą!] kołdrę.

W te dni, kiedy pizgam złem, mam wszystkiego dosyć, a jego w szczególności i naprawdę mam ochotę wysłać go w kartonie na inny kontynent, albo chociaż do babci. Znajduję sobie wtedy alibi.Ponieważ mam 24 lata, a moje dziecko [prawie] 6, mogę spokojnie zwalić winę na wiek. Uznać, że matka ze mnie marna, bo po prostu do tego nie dorosłam. I fanatycznie tej myśli się trzymam, jak tonący brzytwy. Po jakimś czas jednak dochodzę do wniosku, że kto, jak nie ja ma sobie dać radę? Że nic mnie nie pokona. Nawet ten mały, upiorny 5latek.

Wtedy przeglądam blogi moich koleżanek. Może tak jak ja mają właśnie PMS, ich dziecko odwaliło szatański rytuał, który sprawił, że w ich domach, tak jak moim zapachniało piekiełkiem. A może po prostu któraś z moich blogowym koleżanek właśnie dzisiaj uznała, że wyślę razem ze mną dziecko do Zimbabwe, bo koszt przesyłki będzie tańszy. Podzielimy to na pół.

Czuję się wtedy bardzo osamotniona. Szukam bloga gdzie matka tak jak ja ma dziecko, które brzydko mówi. Takie, które nie słucha prostych poleceń. Dziecko, z którym niekoniecznie chce się bawić. Szukam takiej matki, która wszem i wobec oznajmi, że czasami się wydrze. Nie znajduję …

Czułam się jak w domu, kiedy przekroczyłam próg mieszkania Matki Trójki.  Było tak jakby normalnie. Tak jakby u mnie. Też się wydarła, też jej się nie chciało, też chciała spokoju. A ja tak jakby słuchałam i myślałam, że jest całkiem normalne. Całkiem!

Ile razy robiłam jakieś zdjęcie…

Były zdjęcia otoczenia. Pokój Prezesa specjalnie do zdjęć sprzątałam. Kurze wycierałam, odkurzałam. Wszystko idealnie ustawiałam, plakaty równiutko doklejałam, książki na półkach ustawiałam, zabawki segregowałam. Dwie godziny po zdjęciach pokój wyglądał jakby co najmniej tornado przeszło, albo ten Diabeł Tasmański z bajki, bo po poukładanych zabawkach nie pozostało ani śladu, a dywan znowu był w okruszkach. Na białych meblach, jakby przypadkiem wylał się malinowy sok. I nie było chętnych, żeby zmyć plamę.

Nikogo by nie interesował mój ujebany stół przy którym nierzadko pracuję popijając kolejną dawkę kawy. Próbuję przestawić się na melisę, albo chociaż na zieloną herbatę. Z kolei jeżeli wsadzę kawałek laptopa, kawałek kubka i gdzieś tam mignie Wam jabzo ajfona, to uznacie zdjęcie za dobre.

Skąd to wiem? Bo jestem czytelnikiem. Tak jak Wy. I wiem, doskonale wiem, co się w tym świecie sprzedaje.

Konsekwencjami tego wszystkiego jest pokazywanie świeżo upieczonym mamom, że ten świat jest idealny. My, wiecznie uśmiechnięte. Że do dziecka pała się taką miłością, że szybko zapomina się o kolejnej nieprzespanej nocy. Nikt nie mówi o tym, że po paru nieprzespanych nockach z uporem maniaka powtarzasz, że zaraz mu coś zrobisz i za jakie grzechy Twoje dziecko się tak drze piątą noc z rzędu i oddasz duszę za jakiś mocny środek znieczulający na te cholerne zęby. Po szóstej nocy z rzędu płaczesz i mówisz, że nie chcesz być matką. Po siódmej na pół śpiocha chcesz podpisać papiery adopcyjnej, byleby tylko się wyspać. Tfu … przespać! Dwie godziny chociaż.

Zamiast poradników, których pochłonęłam pierdyliard, mogłabym spokojnie uznać, że czytałam bezradniki, które po pewnym czasie przestały się sprawdzać. Tak jakby nagle okazało się, że te wszystkie punkty jedyne do czego się nadają to do łamania, tylko autor jakoś zapomniało tym napisać.

Moje znajome – a długo mi się tak wydawało – miały zawsze grzeczne, ułożone dzieci. One również były grzeczne i ułożone. W spokoju piły kawę, ich dziecko nie domagało się hurtowych ilości ciastek na stole, a sok marchewkowy na koszulce nigdy nie był widoczny na świeżo poprasowanej koszuli. Ja potrafiłam wyciągać moje dziecko z kąta za nogę, sycząc, przez zaciśnięte zęby, że już nigdy w życiu nie kupię mu klocków lego. Kawę z kolei nauczyłam się pić zimną.

Długo mi się wydawało, że one wszystkie mają naprawdę takie życie. Pokoje wysprzątane, zero śladu na białych lub kremowych dywanach, ścianach, meblach. Że dzieci pięknie pozują do zdjęć, nie uciekają przed aparatem jak poparzone. Że ich dzieci są zawsze grzeczne, nie jedzą słodyczy, a one wstają o 5 rano, szybciej niż dzieci, by zrobić im pożywne śniadanie jak z amerykańskich filmów. Ich dzieci nie jadły, tak jak moje suchego chleba na śniadanie.

Ale przecież my sami jesteśmy sobie winni. Chcemy oglądać takie rodziny.

Ale to takie nieprawdziwe …

 

 

 

51 komentarzy

  1. Annatulipanna

    Jeżuniu, dzięki za ten tekst, bo już byłam jedną nogą na oddziale psychiatrycznym 🙂

    1. Noemi Skotarczak

      Wiesz, czasami się zastanawiam, czy nie powinno się specjalnie dla nas, otworzyć jakiegoś oddziału. Chociażby po to abyśmy się mogły wyspać, czy odpocząć. Takiego miejsca w którym nie byłoby żadnego klocka lego … 🙂

      1. Mama z jajami

        Jak mój 2,5 latek otwiera oczy punkt 7 (dla mnie środek nocy) to… wciskam mu do jednej ręki mój telefon z Reksiem,a do drugiej cokolwiek do żarcia i śpię do 9. On oczywiscie od 2 w nocy w naszym lozku,bo jakże. Przed rodzinką wychwalam jak super obsługuje fona mimo,ze 'tak rZadko się nim bawi’ Jestem zła? Ale wiem,ze jak nie pospie minimum do 8 to będzie mnie wkurzac wszystko na co spojrze 😉

  2. Ja jestem matką nieidealną. Być matką idealną można na blogu, porobić można dużo ładnych zdjęć i pisać jak to cudownie mija dzień za dniem w pełnej harmonii ze sobą, dzieckiem i całym światem. Idealną można być dwie godziny na towarzyskim spotkaniu. Na fejsbuku. Przez telefon.
    Ale życie to życie. Ty możesz mieć zły dzień. Dziecko może mieć zły dzień.
    Nie wiem, może są takie osoby, u których nic nie stanowi problemu i mają na wszystko maksymalnie wywalone. Z uśmiechem na ustach wytrą olej ze ściany, zupę z dywanu, wstaną z półsnu bo dziecko chce się pobawić, pobłażliwie będą tłumaczyć rozdartemu dziecku, że nie należy ruszać noży ani kręcić kurkami od kuchenki. Wysiusiają się razem z dzieckiem albo i kupę zrobią w jego obecności. Bo dziecię chce. Obrazki ze ściany pozdejmują, będą wiecznie podniecone faktem, że oto pełnią arcyważną misję bycia rodzicem. Będą kilka dobrych lat z rzędu, każdego dnia, maksymalnie zainteresowane układaniem klocków i zabawą w coś tam.
    A ja mam czasem dość. Mam najpiękniejszą i najmądrzejszą córeczkę na świecie 😀 ale ona czas, da tak popalić, że odechciewa mi się wszystkiego. Dodam tylko, że od roku mieszkamy za granicą i nie mam pod ręką babci, mamy, siostry, cioci- nikogo, komu mogłabym podrzucić moje cudo i odsapnąć. W Polsce była to dla mnie nieoceniona pomoc. Tutaj mąż pracuje od rana do nocy, a kiedy ma wolne to robimy coś razem. Nie mam czasu tylko dla siebie. Do stycznia pracowałam i pójście do pracy było dla mnie jak urlop. Od marca znów idę i już się doczekać nie mogę. Mała jest w czasie naszej pracy u opiekunki. Z drugą dziewczynką w jej wieku. Druga dziewczynka w jej wieku ma mamę, moją znajomą. Również mamę nieidealną. Rozumiemy się bez słów, mimo że pochodzimy z innych krajów.
    Wśród moich znajomych z Polski nie ma matek idealnych. Każdej zdarza się krzyknąć na dziecko, każdej zdarza się mieć serdecznie dość. Życie.

    1. Noemi Skotarczak

      Ja myślę, że głównym problemem jest tutaj odgórnie narzucona nam rola. My MAMY być idealne, perfekcyjne. Nasze dzieci mogą wszystko [bić, kopać, szczypać, brzydko mówić], my mamy tylko stać i tłumaczyć, bo wszystko inne uznawane jest za przemoc [klapsy to przemoc, kary też przemoc, krzyk to przemoc, nagroda to przemoc].

      W tym wszystkim przestajemy dostrzegać różnice między byciem idealnym a byciem normalnym. Sami zresztą nie do końca chcemy być normalni. Chcemy tak jak inni pokonywać matczyny Mount Everest. Ale tak się nie da. Sama po wielu rozmowach z matkami dochodziłam do wniosku, że takich jak ja, jest wiele. Ale one po prostu boją się do tego przyznać. Wszystko tłumią w sobie, bo muszą.

      Przykre.

      1. No już się chyba gubimy w tym wszystkim, dookoła pełno blogów, superniań, jeden drugiego nakręca i tak się utarło, że w dzisiejszych czasach rodzicowi wolno coraz mniej, bo nie daj Boże zastosuje jakąś przemoc wobec dziecka i dopiero będzie się działo. Albo da znak, że czegoś nie ogarnia więc co z niego za rodzic. Jak dookoła sami idealni. Taa.

  3. ja w moim środowisku jetem uważana chyba za potwora, ponieważ mam odwagę powiedzieć głośno, że czasami mam dosyć dwójki ( 3 i 6l. chłopców) moich harpaganów i szukam tanich połączeń żeby wysłać ich na księżyc. Wtedy widzę zdziwione oczy moich idealnych koleżanek matek, które mają idealne dzieci…. Ehh….. szkoda gadać

  4. „Szukam bloga gdzie matka tak jak ja ma dziecko, które brzydko mówi. Takie, które nie słucha prostych poleceń. Dziecko, z którym niekoniecznie chce się bawić. Szukam takiej matki, która wszem i wobec oznajmi, że czasami się wydrze. Nie znajduję …”

    Ależ ja tu cały czas jestem! ]=>
    I czasem z chęcią sołożyłam bym się do lotu na Zimbabwe.. jak juz we trzy się złożymy to prawie jak za darmo 🙂
    Dora Dorcia

    1. Zanzibar będzie tańszy, sprawdzałam 😉

      Mam córkę i syna. I też nie umiem się z nimi bawić. Nie to, że nie lubię. Nie umiem. Robimy razem mnóstwo rzeczy, staram się ich angażować w życie codzienne na tyle na ile chcą. Ale bawić się nie umiem. 🙁

  5. mam tak samo, tylko ze jeszcze ja nie mam już ładnych białych i zielonych ścian tylko picasso mojego dziecka i wszędzie paluszki. I jak wchodze do domu sąsiadki a ona nie ma dzieci to napajam sie tą ciszą jaką ona tam ma, aż sie nie chce stamtąt wyjść. No i ta czystość tego mieszkania. Jak ja bym chciala mieć tak czysto…. ahhh….

  6. Normalna Matka

    Pd dawna śledzę Twój blog. Lubię go za styl. Nalezałam kiedyś do jakiejś grupy dla matek, ale szybko uciekłam. Nie cierpię zakłamania. Mam dwoje dzieci, które pieszczotliwie nazywam „potworkami”. Ileż razy rzuciły się na mnie przykładne mamusie za to określenie. Lub za masę innych rzeczy. Uwielbiam swoje potworki, bycie matka to najcudowniejsza rzecz, ale nie zamierzam udawać idylli. Zwłaszcza wtedy, gdy Misiek kładzie się z wrzaskiem na podłodze bo chce inną bluzke do przedszkola, albo gdy zaczynają drzeć się akurat w momencie gdy rozmawiam przez telefon, albo gdy w sklepie czasem mam ochote wyjśc i je zostawić. Tak – opadają mi ręce, drę się i jestem wściekła. Czasem muszę wyjśc do drugiego pokoju, żeby ne stracić nad soba panowania. I wiesz co – uważam, że to naormalne. Bo mimo całej cudowności macierzyństwa, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a życie nie jest sielanką rodem z amerykańskich sitcomów. Pozdrawiam Cię serdecznie – Normalna Matka 🙂

  7. Matka_dwóch_diabełków

    Och Noemi kochana, dobrze mi tym tekstem zrobiłaś 🙂
    kiedyś w jakimś poradniku (starym, który już się nie wpisuje w aktualną filozofię wychowywania dzieci)przeczytałam, że to normalne, że czasem matka potrzebuje powiedzieć „zaraz mu coś zrobię” albo „zaraz rzucę się z okna”. nie znaczy to wcale, że naprawdę chce to zrobić (nie mówimy o skrajnościach) ale jest takim wentylem, przez który wypuszczamy trochę złości i bezradności. a robimy to po to żeby nie wybuchnąć, bo wtedy rzeczywiście komuś mogłoby się coś zadziać 🙂
    co więcej w tym samym poradniku (po dłuższym zastanowieniu myślę, że to był dr. Spook – czy jakoś tak) stoi jak wół, że mamusie, które duszą w sobie złe emocje, bezradność itp będą w efekcie „gorszymi” mamami, bo kiedyś czara się przepełni 🙂 niepopularna w dzisiejszych czasach teoria ale mi pomaga 😀

    1. Fajnie, że poruszyłaś taki temat. Każda matka ma prawo czasem mieć dość i mówić o tym głośno. Nie raz miałam na tyle dość, że mówiłam: weźcie to ode mnie! Z bezradności pytam faceta, gdzie możemy go oddać, a on na to, że do okna życia się już chyba nie zmieści. A jeszcze pewnie wiele przede nami!.
      Na pewnej grupie, ktora ma dawać wsparcie, za podobne jak nasze teksty matki pluły jadem i były gotowe mops nasłać na zagubioną kobietę!

  8. Dobrze, że o tym piszesz, to taki tekst resetujący wyrzuty sumienia sfrustrowanych, umęczonych czytelniczek 🙂 Moje dziecko złości się, tupie, wymusza płaczem zabawki i sporadycznie słucha poleceń. Sama kiedyś naiwnie wierzyłam w sielankowe macierzyństwo (tekst „Lukier czy lukrecja?” – jeśli spamuję to śmiało usuwaj), ale mi przeszło po pierwszych kilku miesiącach 🙂 Tyle, że nie wydzieram się, nie wybucham, raczej duszę frustrację w sobie i kiedy już mam dość, to warczę i syczę, ale to już wynika z mojego łagodnego usposobienia. Aaaaa, no i przyznaję: regularnie gotuję dziecku wege żarcie do termosów do żłobka, ale to też tak raz na 2-3 dni 😉

  9. No i tak o to w ten beznadziejny dzien gdzie poraz kolejny moje dziecko wstalo za wczesnie.zażądała płatków czekoladowych na sniadani u bajki dowiedzialam sie czegos nowego o sobie. Jestem normalna (bo juz myslalam ze cos ze mna nie tak)mam prawo miec zly Dzień.syf w kuchni albo kupe niepoprasowanych rzeczy a moje dziecko do ppludnia chodzi w pidzamie…tak jestem normalna matka a nie matka idealna ktora jest ciagle sfrustrowana tym ze tak naprawde idealna nie jest bo Krysia D.z pod 4ki jest Bardziej zorganizowana…Matko Prezesa Dziekuje;)ide pic kawe w moim salonie po ktorym walaja sie zabawki;))

  10. „Z kolei jeżeli wsadzę kawałek laptopa, kawałek kubka i gdzieś tam mignie Wam jabzo ajfona, to uznacie zdjęcie za dobre.”

    Kochana, chciałam Ci przesłać zdjęcie mojego „Lg coś-tam-7” z pękniętą szybką w pięciu miejscach, ale zdałam sobie sprawę, że przecież to mój jedyny na tę chwle aparat foto. 😉 A tak serio, to ja uważam, że jestem matką najlepszą na świecie, bo popełniam błędy i nie boje się o tym mówić 🙂 Wczoraj u Scześlivej czytałam post w tym temacie i w komentarzu pogratulowałam jej wyciągnięcia dobrych wniosków (że nie warto być idealną, że ideałów nie ma, a my jesteśmy najlepsze, kiedy jesteśmy sobą – ze swoimi zaletami i wadami). I Tobie też gratuluję, dobry kierunek obierasz! Lubię to!

    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Jedna z moich znajomych zacytowała jeden z Twoich wpisów, pod tytułem bodajże „A niech mi k… ktoś powie”. To było właśnie takie żartobliwe ujęcie tego, o czym tu rozmawiamy. Pod nim inna znajoma zjechała wszystkie mamy, które śmią narzekać i przyznawać, że nie wszystko jest tak idealne. Wywiązała się niezbyt miła dyskusja. Bo trzeba się cieszyć, że dziecko zdrowe i nie narzekać. Najlepiej NIGDY. Koszmarne.

      1. Noemi Skotarczak

        Może przyjdzie taki moment w którym napiszę o tym z dwóch płaszczyzn. Jednej, kiedy posiada się zdrowe dziecko, a drugiej, kiedy dziecko wymaga specjalistycznej opieki i trzeba znaleźć w sobie jeszcze czas na rehabilitacje i lekarzy.
        I jedna i druga strona ma rację. Oczywiście, że powinnyśmy się cieszyć ze zdrowych dzieci. Nie narzekać. Ale każdy ma własną miarę problemów.

        1. Mam synków w wieku 3 i 5,5 lat. młodszy zdrowy, starszy niepełnosprawny i mogę śmiało napisać,iż „pizganie złem” w obu wypadkach jest praktycznie takie samo. Przy takim „duecie” robię wszystko dwa razy szybciej i częściej(a czasami efektów nie widać);-)), a dochodzą rehabilitacje, lekarze i inni specjaliści i sporo innych spraw, to również męczy, a jedyne co mi zostaje to właśnie pokrzyczeć, ponarzekać i nie ma tu znaczenia czy dziecko zdrowe czy chore, chce się wtedy połazić w piżamie, nie posprzątać,a chłopakom mówię wtedy ,że ich bardzo kocham ,ale jestem już zmęczona bardzo. tulimy się wtedy i jest lepiej do następnej akcji ;-))). i tak to jest;-) wiem z rozmów z innymi mamami dzieci niepełnosprawnych ,że i one są zmęczone mają dosyć i że nie są idealne,są normalne i wspaniałe 😉
          oczywiste jest ,że kocham moich Spustoszeńców nad życie i są cudowni i wspaniali nie wyobrażam sobie życia bez nich, tylko czemu musi być tak ciężko czasami…

          1. Wszystkie mamy zdrowych dzieci cieszą się, że mają zdrowe dzieci (czy nie o to modliłysmy się całą ciążę?). Ja też się cieszę macierzyństwem, obserwowanie rozwoju dziecka jest najbardziej ekscytującą rzeczą na świecie, ale nie ma co się czarować – take jedną z najcięższych! Mamy prawo do narzekania nawet my, szczęśliwe matki zdrowych dzieci, ponieważ nam także bywa ciężko. Dlaczego miałbybyśmy nie mieć takiego prawa? To tak, jakbyśmy nie mogły narzekać na nasz rząd i kraj, w którym przyszło nam się urodzić, ponieważ mogłyśmy trafić gorzej. Pozdrawiam 🙂

          2. właśnie o to mi chodziło (może zakręciłam troszkę, to przepraszam )
            chodziło mi o to,że czy zdrowe czy chore dzieciątko narzekać ma prawo każda mamusia 😉
            bo nie ma różnicy 😉 .(tak ja to odczuwam) .
            Oj a gdybyśmy nie mogły narzekać na rząd ,kraj oj to dopiero byłoby … 😉
            pozdrawiam serdecznie

  11. A ja mysle ze do macierzynstwa trzeba po prostu dojrzeć. Najwidoczniej ty do niego, jako bardzo mloda osoba jeszxze w pelni nie dojrzalas…

    1. Noemi Skotarczak

      Przybiłabym Ci piąteczkę, pod warunkiem, że moje koleżanki 30+ nie miałby podobnych problemów. Więc problem leży gdzie indziej. Albo po prostu – bądźmy poważni – problemu nie ma żadnego. 😉

      1. Jasne, że cieszę się, że mam zdrowe dziecko 😀 ale świętą ani bohaterką nie jestem i udawać tego nie zamierzam 😛

    2. Jeszcze półtora roku temu bym się z tobą Tez mama zgodziła. A potem dostałam nauczkę – są w życiu dziecka trudniejsze wychowawczo okresy. Są w życiu matki słabsze wychowawcze chwile. A nie daj panie żeby się zbiegły.

      I tak – jestem mamą 30+, która bardzo długo się przygotowywała do swojej roli, świadomą siebie i tego co się dzieje z dzieckiem.

  12. „Nikt nie mówi o tym, że po paru nieprzespanych nockach z uporem maniaka powtarzasz, że zaraz mu coś zrobisz i za jakie grzechy Twoje dziecko się tak drze piątą noc z rzędu i oddasz duszę za jakiś mocny środek znieczulający na te cholerne zęby. Po szóstej nocy z rzędu płaczesz i mówisz, że nie chcesz być matką. Po siódmej na pół śpiocha chcesz podpisać papiery adopcyjnej, byleby tylko się wyspać. Tfu … przespać! Dwie godziny chociaż.”

    Kocham Cię kobieto ^_^ jesteśmy w tym samym wieku i mamy podobny schemat „wychowawczy”. Tylko, że moja córa będzie mieć 7 lat w lipcu.

  13. O rany ! uwielbiam ten tekst, szczególnie „ujebany stół” 😉 nie samo przekleństwo, ale o to chodzi, że wszystkie moje stoły w moim domu są ujebane ha ! a słodki różowy stolik mojej czteroletniej córki wygląda jak dzieło picassa z pozasychanym spagetti 😉 ja równiez mam 24, najgorszy miałam okres w czasie sesji na studiach. Kiedy moja córka widziała książki, zeszyty lub chociaż samoprzylepne karteczki dostawała świra, baaa czasem nawet myślałam że ma jakieś niezidentyfikowane napady padaczki. Taże jeszcze raz, uwielbiam ten mega szczery tekst 😉

    PS. Ja na każdym spacerze jestem mamą świnki Peppy. .

  14. uuulżyło mi.ja jeszcze niematka.ale walcząca żeby matką być…ulżyło mi bo jak widze te wszelkie blogowo fbkowe peany na temat supergrzecznych dzieci i ich wniebowziętych matek, na których wrażenia nie robi zalana farbką podłoga czy hałas od którego ściany pękają…czy takowe arie..pomimo tego, że są gdzieś w gościach…to sobie myślalam, żę chyba nie wiem w co się pcham…że zacytuję klasyków.ulżyło mi bo mimo pragnienia ogromnego posiadania potomstwa..przekonana jestem , ze złem pizgać będę.
    ale powiem Ci Noemi…że ja uchodzę za zołzę w innym temacie, na który wyć mi się chce podobni jak TObie w chwilach niemocy…od lat staram się o dziecko i ciągle pod góre…lekarz…leki..lekarz..leki…seks z zegarkiem w ręku…hormony…i tak w koło i ciagle nic…..i jak mam słabszy czas to nie lubie tych wszystkich idealnych wpisów o idealnych mamuskach swoich idealnych dzieci! szału dostaję i wysłałabym je wszystkie w kosmos…..ale otoczenie mnie karci…bo nie wolno mi się złościć , że komuś sie udało a mi nie.tylko, że ja nie o to sie złoszczę a o to , że mnei otaczaja ze wszystkich stron…i mam prawo ich czasem nie lubić.mam prawo!

    pozdrawiam

    Niematka Doremido

    1. Noemi Skotarczak

      Życzę Ci, żebyś kiedyś tym złem pizgała i zobaczyła na własne oczy zieloną plamę po farbie na ścianie [nowo pomalowanej 😀 ] ! :*

      1. dzieki, czekam z niecierpliwościa 🙂

  15. Oj też mam takie dni, kiedy po prostu zapakowałabym moje dziecko do kartona i wysłała paczką na dwie godziny w inne miejsce, byleby odpocząć, wsypać się i pobyć chwilę w ciszy…
    Podobnie, jak Ty nie zamieniłabym swojego życia na to przed, ale czasem są chwile, że wymiękam…
    na początku wstawałam przed moją córką (czytaj 5.30) żeby posprzątać, ogarnąć, wyprasować, wstawić pralkę, że kiedy mała się obudzi być tylko dla niej…ale długo tak nie pociągnęłam…. po 3 tygodniach doszłam do wniosku, że wolę się wyspać niż mieć błysk w domu….

  16. Dobrze napisane… Mam już duże potwory..(.dzieci kochane 13 i 16 lat),czasem żałuję że ich nie zjadłam jak były małe i słodkie… Czasem jakaśkurwapoleci… i czasem strach się odezwać bo tylko moje dziecko nie słucha,nie coś tam nie coś tam. Inne są prawie tak doskonałe jak ich rodzice, zawsze uśmiechnięci w mega czystym domu.. Pozdrawiam 🙂

  17. jej jak ja nie lubie tych lukrowych idyllicznych blogow a`la amerykanski sen, typu m…….i.pl, b…a.pl…. no sama slodycz i wszystko na sprzedaz, oby reklamodawca chcial ta rodzine i wizerunek dzieci, sprzedam dziecko, kilka slodkich historyjek pokochaja mnie i sie na dzieciach dorobie… slabe to, u Ciebie jest „kolorowo”, czasem denerwuje ta Twoja szczerosc, czasem ja uwielbiam, ale jest szczerze, jestes autentyczna nie jestes sztucznym tworem na sprzedaz

    1. Noemi Skotarczak

      Jeden z wymienionych przez Ciebie blogów został stworzony do celów marketingowych, bo mama nie chciała wracać na etat. Tak więc tu akurat nie ma się co czepiać, że ,,sprzedaje dziecko” i ,,rodzinę”, bo takie było założenie tego bloga. Z kolei to jak wygląda – czyli właśnie w każdym calu perfekcyjnie – jest uwarunkowane tym, co MY, czytelnicy chcemy oglądać. A to czytelnicy są głównym motorem każdego bloga, który pełni rolę pracy potencjalnej autorki. Skoro sprzedają się piękne wnętrza, piękne ubrania i perfekcyjne macierzyństwo, to założeniem bloga będzie własnie to. 🙂 Ponieważ widziałam zdjęcia tej blogerki przed założeniem bloga [była zwykłym hejterem na forum dla matek], tak wiem, że to wszystko zostało opracowane na bazie odbiorców, czyli nas i tego co MY chcemy. A chcemy właśnie takie blogerki. 🙂

      1. masz racje, niestety ludzie zyja czyims zyciem, lubia obserwowac zycie innych, a niektorzy lubia je sprzedawac, nawet swoje male dzieci ( matko dzis zobaczylam, ze ta niby najlepsza mama prostuje wlosy prostownica trzylatce, dla reklamy!!!!), zacytuje slowa piosenki ” wszystko jest na sprzedaz”… dlatego wlasnie bardzo pochwalam fakt ze zdecydowalas sie wycofac wizerunek synka z bloga, masz duzo wiecej do zaoferowania czytelnikowi i sferze blogowej niz wiele innych blogow, trzymam mocno kciuki za to by jakosc i tresc jednak ludzi przyciagala i za Twojego bloga

        1. Noemi Skotarczak

          Droga I jesteś kolejną osobą, która mi pisze o prostowaniu 3latce włosów. Moje zdanie w tej kwestii się nie zmienia: Niszczenie włosów dziecku, żeby zrobić dobrą reklamę, jest poniżej mojego poziomu. 🙂 Ale jak kto lubi. I nawet tłumaczenia, że to raz w roku nie robią na mnie wrażenia.

  18. Uwielbiam Cie! Uwielbiam Cie! Uwielbiam Cie! Dzieki Tobie zaczynam wierzyć, ze to, iż tracę cierpliwość po odkryciu rozbitego lakieru do paznokci na kafelkach (utracona juz kilkukrotnie tego dnia), nie robi ze mnie psychicznej wariatki. … To, ze nie chce mi się kolejny dzień układać z klocków zamku dla księżniczki, ze często wole towarzystwo dorosłych niż dzieci i to ze w moim domu pomimo regularnego sprzątania jest wieczny bałagan… To wszystko jest NORMALNE. Dzieki 🙂

  19. Bardzo Ci dziękuję za ten tekst. Też jestem młodą mamą (22 l.), a moje dotąd ułożone dziecko przechodzi właśnie bunt dwulatka. Ledwo mam czas podrapać się po tyłku, a ten komentarz piszę z toalety. To moja jedyna chwila spokoju :).

  20. Pokochałam za ten tekst…. 🙂
    Czasami mam ochtę wyjść i nie wracać conajmniej przez 24 godziny. Kocham moje dzieciaki, ale to ile one mają energii i to w jaki sposób ją pożytkują, to : podziwiam je. Chciałabym mieć choć połowę, albo chociaż tak szybko regenerować się jak one.
    I nie, mój dom nie wygląda jak z zdjęć domu Perfekcyjnej Mamy. Tak, czasem zdarza mi się podnieść głos. Tak, nie wyrabiam czasem ze wszystkim (nawet mając plan).

    Układ jaki panuje u nas w domu: oboje pracujemy, ale mąż poza domem, wyjazdowo. Więc ja muszę ogarnąć całość. Da się. Oczywiście, że się da. Z dzieckiem na zakupy- da się, nawet z dwójką i listą na zakupy. Skręcić meble- no ba 🙂 Matka Tysiąca Zawodów i Pasji. 😉 a co mi tam. Nie jedna tak ma. I nie mylić z Matką Polką.

    Pozdrawiam

  21. a ja mam 3 ufoludków i na ściany ( malowane 2 lata temu jako nówki sztuki ) patrzeć już nie mogę 😛 wszędzie palce, malowidła itp. Moje dzieci mają 9 lat, 3 lata i 2 lata a ja czasami zastanawiam się czy przypadkiem nie przeniosło mnie do klatki z małpami.
    Jak tylko mam okazje – sprzedaje dziadkom ( niech też się nacieszą wnukami – nie mogę być taką egoistką w końcu 😉 )

  22. Jak tylko zaczniesz odwiedzać małe blogi mam, to zobaczysz jak wiele z nich pisze też o tej ciemniejszej stronie macierzyństwa. Tam nie ma wyłącznie jasnych wnętrz i kołderek w szare zigzaki. Tam się wkradnie jakiś pstrokaty Puchatek, a kocyk jest po prostu błękitny z misiem, a nie w biało-czarne sówki. Tam matka pisze jak ledwie ogarnia chaos, że nie pamięta pierwszych 2 tygodni życia swojego dziecka, bo właśnie wygrał z nią ten CHAOS, kolka czy inne ząbkowanie. W sieci jest więcej tych ładnych, perfekcyjnych obrazków, ale to zupełnie normalne. Też wolę oglądać takie obrazki niż fotki mam, które wstawały pierdyliard razy w nocy, są niewyspane i wkurwione na cały świat. To tylko te gorsze momenty i nie ma sensu wywalać ich ciągle na pierwszy plan.

  23. Ja z premedytacją rzadko czytam blogi ładne z czystością i wyprasowanymi wdziankami. Nie powiem, zazdroszczę estetyki i „czemu tak u mnie nie ma?”, ale to nie moja bajka, zresztą i tak tego ideału z pewnością tam tyle nie ma. Pizganie złem? Ot dzisiaj cieszę się, że od niedzieli na parę dni pozbędę się starszej – do babci wysyłam, niech się cieszy, a ja odsapnę z młodszą.

  24. Pewnie, że nieprawdziwe. Niedawno o tym pisałam 😉

    I tak, jak nie wierzę, że te wszystkie mamuśki na blogach robią jedzenie wystrojone i uczesane, jakby dopiero co wyszły od Jagi Hupało, tak przekonałam się też, że nie do końca wszyscy mają ten syf na salonach. Poznałam (niestety!) mamy, które są tak bardzo ułożone i czyste, że naprawdę o której godzinie nie przyjdziesz, to mają jak po wejściu do pokoju hotelowego. I Ty masz tak w hotelu przez minutę, dopóki nie rzucisz wszystkiego gdzie popadnie, a one tak mają cały czas. Nie wiem, jak to robią, ale są cyborgami. One istnieją Noemi.

  25. Chyba jakieś inne internety oglądamy, bo ja gdzie nie spojrzę wszędzie „ciemniejsza strona macierzyństwa”;> A u mnie wprawdzie nawet bez dzieci czysto nie było nigdy, taki lajf, ale za to wiecznie muszę się wstydzić, bo oba (no, półtora, Druga się jeszcze nie za bardzo liczy) NAPRAWDĘ są grzeczne, usłuchane, śpią po dwanaście godzin, ząbkują tak, że natykam się na te nowe zęby przypadkiem i nawet głupiego zastoju pokarmu nie miałam. I o czym tu pisać?;>

  26. Dzięki Ci za ten wpis. Nie wiem czy to jakieś zrządzenie losu, ale dzisiaj akurat mam taki dzień, że chętnie bym się na tę paczkę do Zimbabwe złożyła. Mój „upiorny” dwulatek nie był dziś bardziej upiorny niż zwykle. Miauczał jak zwykle, urządzał takie same awantury jak każdego innego dnia i z taką samą stanowczością mówił ” nie” patrząc mi w oczy z uśmiechem błąkającym się w kąciku ust. To chyba moje zasoby cierpliwości nie uzupełniły się przez noc i chodziłam po domu jak chmura gradowa… No nic , jutro będzie lepiej 😉

  27. Kochana, trafiłam na Twojego bloga wpisując w google „bunt 5-latka”… 😉 Moja córcia dziś odwaliła taki armagedon że chyba nas cały blok słyszał! Ręce mi opadły, mała pyskata darła się jakby ją ze skóry obdzierali tylko dlatego, że chciałam ją wyciągnąć z kąpieli z zimnej już wody. Nie ma sytuacji żeby młoda wykonała polecenie, ta mała zaraza za nic ma jakiekolwiek polecenia, nie słucha ani mnie ani taty czasem ciocię (ciocia twarda babka, nie pozwoli by dziecko weszło jej na głowę), ogólnie podniosłaś mnie na duchu, że nie jestem do końca taką wyrodną matką i że nie tylko ja mam takie problemy z dzieciem. Dodam że mam 32 lata i uważam że jesteśmy doświadczone adekwatnie do wieku i ilości posiadanych dzieci, nie mądrość życiowa nas tu określa, a doświadczenie w wychowaniu tych naszych niesfornych (delikatnie mówiąc) aczkolwiek kochanych i mądrych dzieci. Pozdrawiam, Kaśka.

  28. to zapraszam do mnie. mam wrażenie, że mój sześciolatek zjadł sobie mózg. serio.
    Mam wrażenie, że nie myśli, nie słyszy i nie widzi. Mam wrażenie, że on ma mnie w tyłku, chociaż wiem, że tak nie jest, jesteśmy ze sobą bardzo zżyci.
    Ale do cholery jasnej. Jego fochy, jego odzywki i jego smiechy chichy kiedy nie ma nic śmiesznego doprowadzają mnie do szału. No i powiem to głośno, że mam nieznośne dziecko.
    Które idąc do szkoły skacze po śmietnikach, które rzuca patykami na ulice i czeka aż samochód po tym batylu przejdzie, albo butelkę jakąś czy puszkę kopnie. Łazi wiecznie po murach, przewraca się, zbiera wszystkie patyki i macha nimi przed oczami mi, siostrze i gdybym nie była superbohaterem dla innych ludzi to pewnie nie jednemu wydłubał by oko. Nie potrafię nad nim zapanować.
    wylatuje na ulice, nie przewiduje niebezpieczeństwa. Ale jak wchodzimy na teren szkoły wygląda jakby miał zesztywniały kręgosłup, ale w jego oczach widać szaleństwo i uśmieszek zdradza wszystko. Ale ze szkoły skarg nie ma. Angielska szkoła, żadna tam nasza, stawia na samodzielność i kreatywność. Oba są tylko nie w tym co trza. cóż może wyrośnie !

  29. […] Jestem rodzicem w XXI wieku. W dobie Internetu, specjalistów od wszystkiego. Żyję przede wszystkim w ciągłym przekonaniu swojej beznadziejności, a wszystko rozpoczyna się już na starcie. Nie chcę rodzić naturalnie (ale rodzę), nie karmię dziecka (wprawdzie nie głodzę, ale nie karmię piersią), wreszcie moje dziecko w wieku lat 6 ogląda bajki (ponoć niedozwolone) i gra na komputerze. I choć nie ma tabletu, choć nie ma ajfona (bo ma samsunga), a ja staram się jak mogę to i tak poczucie beznajdziejności mnie nie opuszcza. Bo w sumie jak być matką w XXI wieku, kiedy czasem, całkiem czasem pizga się złem? […]

  30. „Pierdyliard” buhahaha , U made my day!!!! Uwielbiam Twoje teksty.
    Fajnie ze piszesz i pokrzepiasz tyle mam…
    Fajnie się uśmiać, nabrać dystansu, zmienić nastawienie z „do dupy” na ” jest dobrze”
    Pozdrawiam mama (1,5) i (5)

  31. Ja po prostu nie wierzę, że istnieją idealne matki z idealnymi dziećmi. Kiedy widzę te piękne wystylizowane zdjęcia to zawsze się zastanawiam co się kryje po drugiej stronie aparatu. Tak samo myślę sobie, kiedy odwiedzam jakąś z pozoru idealną matkę w idealnym domu. Na szczęście mało mam takich znajomych. Kiedyś nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, jak przyszła do mnie znajoma mama i z zachwytem powiedziała „Jak tu macie czysto!”. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że pół godziny przed jej przyjściem szalałam z mopem i modliłam się, żeby nikt nie otwierał szafy, bo wszystko wypadnie 😉 Taka ze mnie perfekcyjna pani domu.

  32. Jestem mamą 2,5 roczniaka, rocznik z tych 30+. Zawsze myślałam, że zabrałam się chyba ciut za późno za robienie dzieci, bo chyba już nie ta cierpliwość, nie te chęci, a do wielogodzinnego maratonu autkami i ciuchciami po wszelkiej maści płaszczyznach (włączając w nie płaszczyzny cielesne własne, również owłosione…) weny nie mam i mieć nie będę. Po tych prawie trzech latach nieprzespanych nocy (Małżon pracuje, ja również, tyle że ja zmianowo, więc jako tej, co ma szansę 2-3 razy w tygodniu pospać dłużej, przypadła w udziale przyjemność licznych śródnocnych pobudek) mam ochotę również pizgnąć i to nie tylko złem. Najlepiej własnym łbem o ścianę i zostawić na niej krwawy ślad. Ładnie urozmaici synowskiego picassa wykonanego metodą kredek świecowych. Wow, a ja myślałam że nie przeżyję pierwszych trzech miesięcy kolek i to dla mnie było wyzwanie ponad siły. A tu bach, mamy trzy lata prawie, a liczba przespanych nocy bez pobudek jest z pewnością mniejsza niż liczba posiadanych palców u rąk.

    Cieszę się niezmiernie, że moje dziecko jest zdrowe. Zwłaszcza, że z naszej trójki (Ja, Małżon i Młody) akurat ja od nastu lat walczę z dwoma przewlekłymi chorobami, w tym z Hashimoto. Obie choroby w połączeniu z przemęczeniem i niewyspaniem to bomba z opóźnionym zapłonem. Same one powodują, że czasem bez powodu pizgam złem i w połączeniu z Małym Wymuszaczem, Marudą i Wrzaskolem jest to istny koktajl Mołotowa.

    Macierzyństwo to je je bajka. Wymaga bycia 'oazą spokoju. Pierdolonym kurwa zajebiście wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora…” Wybaczcie wulgaryzmy. Czasem marzę o godzinie tylko dla siebie. Bez wrzasków, marudzenia, rozlewania kawy, sików, ba nawet kup z nocnika. Bez śniadania jedzonego na trzy razy, z jedną przerwą na stawianie dziecięcego klocka.
    A czasem jak patrzę na moje mieszkanie, wszechobecny syf, porysowane ściany, porypane dziecięcymi autkami drewniane podłogi za ileśtam tysięcy mam ochotę pizgnąć po raz kolejny.

    Ale w końcu tego nie robię. Liczę do dziesięciu, para i dym leci mi uszami i innymi otworami wentylowymi. Potem idę do pracy i tam się regeneruję psychicznie. Po ośmiu godzinach z upierdliwymi klientami dochodzę do wniosku, że może nie jest tak źle… I zaczynam tęsknić za syfem, wrzaskiem i marudzeniem.

    I stwierdzam, że jednak kocham tego mojego Smoka Wawelskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.