Los na loterii.

On jest mistrzem ciętej riposty, ja chujową Panią domu. I tak się nawzajem wypełniamy. Jakoś. Czasem z trudem.
On motywuje mnie do ćwiczeń szyderstwami o kolejnym dniu w którym ćwiczeń nie wykonałam, ja z uporem maniaka mówię, że umrę na raka. Ostatnim hitem u nas w domu jest rak przełyku, bo czy zdaje sobie sprawę z tego, że to głównie od seksu oralnego jest?

Moje znajome mają ze swoimi partnerami różne problemy. A to mąż alkoholik, a to mąż, który nie sprawdza się w łóżku. Tamtej partner całe dnie spędza z kolegami, wraca do domu, idzie spać, a rano do pracy. I tak leci dzień. Czasem seks, czasem jego brak.
I w tych opowieściach czuję, że wygrałam chyba los na loterii.

Nie ma chyba pary, która chociaż raz w życiu by się nie pokłóciła i to tak konkretnie, że wszystko wisiało na włosku. Nie jesteśmy wyjątkiem. Ale potrafimy ze sobą rozmawiać, no i mamy dziecko. Można pisać wiele elaboratów na temat życia par dzietnych i bezdzietnych, ale w tym konkretnym przypadku, kiedy ma się dziecko, jest zawsze dodatkowa motywacja, żeby się dogadać.

PT zaraził mnie grami, planszowymi, karcianymi, raz grałam z nim nawet sesję RPG. Ponoć szło mi całkiem nieźle. Co najmniej dwa razy w miesiącu ktoś do nas przychodzi, z kimś gramy, czasem do późnych godzin. A czasem, ja odpadam jako pierwsza i idę spać. Raz siedzieliśmy do 4 nad ranem. Chyba nawet nie było sensu się kłaść, ale mogliśmy sobie na to pozwolić, bo babcia miała zabrać Prezesa o 9 rano, więc mieliśmy kiedy się wyspać.

Każdej parze, tak i nam należy się chwila dla siebie. Taki reset. Obiad w restauracji we dwoje, nocne seanse filmowe. Gdzieś tam kolacja, może niekoniecznie przy świecach, ale jednak kolekcja. Taka we dwoje. I współczuję niezmiernie wszystkim parom, które od narodzin dziecka nie chcą, lub nie mogą sobie na takie chwile pozwolić.

Uwielbiamy tę samą kawę, pachnąca w całym mieszkaniu, ja z dodatkiem mleczka. Na małych talerzykach w kwiatki kawałek ciasta,ten z cukierni przy Rynku, czasem jakaś babeczka, czasem sama coś upiekę. Czasem nawet mi się uda …

On? Gotuje najlepsze obiady pod słońcem. Nigdy nic nie sfajczył, może potrawka miała inny smak, ale zawsze wszystko było jadalne. Moje? Niekoniecznie.

I nie wiem co bym zrobiła, gdybym przed każdym zaśnięciem nie usłyszała kilku cierpkich, ale pełnych miłości słów. O moich wadach przeistoczonych w zalety, głośny śmiech,nawet wtedy, kiedy pokazuję mu zdjęcie Ekskluzywnego Menela i proszę, żeby jego broda stała się jeszcze dłuższa. Chcę mieć w domu drwala. Z prawdziwego zdarzenia. Nawet powiązania te same, wszak pracuje przy dechach.

I lubię te poranki, kiedy  ledwie odpalę laptopa, kiedy Prezes jest już w przedszkolu, kiedy nie mam żadnych innych obowiązków, kiedy w moich rękach jest świeżo zaparzona kawa i słyszę, tak jak dzisiaj głośny śmiech i ironiczne zdanie:
– Ale Cię zjebali za ten wpis o MacDoland’s.

Dobraliśmy się.

źródło zdjęcia: http://www.shortoftheweek.com/2009/02/14/a-short-love-story-in-stop-motion/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.