Otwórz oczy.

Szłam do pracy.  Był pochmurny, deszczowy dzień, w sam raz do tego by zanurzyć się pod kocem. Na sygnale tuż obok mnie przemknęła karetka. Poczułam charakterystyczny skurcz żołądka. Poznałabym ją wszędzie. Wielkie N w kółku i logo kliniki. Wiedziałam, że w Śremie urodziło się dziecko, którego rodzice właśnie rozpoczęli walkę. Tą samą, którą my stoczyliśmy w czerwcu 2009 roku.

Dużo zdrówka maluszku – pomyślałam.


Na chwilę się zatrzymałam. Popatrzyłam przed siebie. Tępym wzrokiem. Powtarzając sobie, że z tym maluchem będzie wszystko dobrze. Na pewno. Szłam w strugach deszczu, obracając w dłoniach parasol. Myślałam, długo, zbyt długo. Choć nigdy nie poznam tego dziecka, ani jego rodziców, czułam się z nimi jakoś powiązana. Kroczymy tą samą ścieżką, tylko oni zostali właśnie na nią gwałtowanie wepchnięci, ja jestem gdzieś w połowie i nadal nią kroczę. Może trochę pewniej niż na początku, ale nadal się potykam. O zbyt duże kamienie, których nie jestem w stanie przeskoczyć.

Dzień później, o 5 rano zmarła pewna dziewczynka. Przegrała walkę z sepsą. Przyszła na świat zbyt wcześnie i powiększyła grono aniołków. Poczułam żal. Ukłucie bezradności i ogromną chęć rozpłakania się. Nie płakałam. Zamknęłam oczy. Oparłam głowę o oparcie kanapy i myślałam.
Nie ta kolej. Nie tak kolej. Nie…
No i sepsa. On też ją miał.

Już nie pada.
Wyszło słońce.

Jestem kolekcjonerką wspomnień. Nauczyłam się doceniać małe rzeczy. Tak małe, że w natłoku codzienności ominęłabym je i nigdy nie pomyślała, że są ważne.
Robię zdjęcia. Jego dzieciństwo często oglądam przez pryzmat obiektywu. Pstryk. Pstryk. Pstryk.
Nie chcę utracić ani jednego, ważnego momentu. Chcę to wszystko mieć. Móc oglądać po latach, wdychać zapach triumfu i radości. Radości posiadania zdrowego dziecka.

Dzisiaj opowiem Wam bajkę. Bajkę, którą opowiadam mu od kilku dni przed snem. Ma 5 lat. Jest jej bohaterem.

Dawno, dawno temu pewna kobieta bardzo nie chciała mieć malutkiego dziecka. 
Ale Czarodzieje w białych szatach powiedzieli, że urodzi wyjątkowe dziecko. 
Pewnego, słonecznego dnia na świat przyszedł malutki Wojownik. 
Zbyt malutki by jego mama mogła go przytulić, więc położyli go w szklanej kuli. 
Dzielny Wojownik rósł i rósł, a jego rodzice przypatrywali mu się snując plany na przyszłość. 
Tata obiecał, że będzie z nim grał w piłkę. 
Mama obiecała, że przed snem będzie mu opowiadać bajki o rycerzach, smokach i księżniczkach. 
Rodzice obiecali mu, że będą wspólnie oglądać gwiazdy, cieszyć się życiem. Że zawsze będą razem.
Któregoś razu Aniołki bardzo chciały go zabrać do siebie. Obiecywały, że się nim zajmą. Tam będzie szczęśliwy. 
Jego mama bardzo płakała. Mówiła, że sobie nie poradzi. Że jest bardzo ważny. Że nie odda go nikomu. Że będzie jego Aniołem Stróżem. Że jest częścią jej samej. Zbyt ważną, by można ją było stracić. 
Mały Wojownik powiedział:
– Nie mogę zostawić mojej mamy samej. Jestem jej potrzebny. Muszą ją trzymać za rękę i prowadzić. Tak jak ona będzie mnie prowadziła. 
Mały Wojownik wyzdrowiał. Jego mama mogła go wreszcie przytulić. Tuli go cały czas. Kocha i jest kochana. 
Życie jest piękne synku. 
 
 
 
,,Pa­miętasz prze­cież przy­jacielu, te wszys­tkie dni, nadzieję tak wielką, że aż bo­lała, i zwątpienie, które korzys­tało z naj­mniej­sze­go wyczer­pa­nia, żeby przyjść i za­bić nadzieję. „
– H. Poświatowska
 
 

7 komentarzy

  1. Każdy Twój wpis, którego bohaterem jest Jasio czytam z zaciśniętym gardłem. I bynajmniej nie zasmucają mnie Twe słowa, bo nawet jeśli piszesz o czymś smutnym, z tekstu eksploduje radość, duma i niesamowite ciepło, które wyczuje tylko inna bezgranicznie zakochana w swoim dziecku matka. Pozdrowienia dla rycerza, który jako mała bezbronna kuleczka wygrał bitwę, która powaliłaby niejednego, wielkiego jak koń, silnego faceta.

  2. Piękne. Łza się ciśnie do oka. Sami mamy wcześniaka. Wiem co to walka o zdrowie, czekanie, niepewność… Życzymy duuużo zdrówka bo to najważniejsze 🙂 reszta sama przyjdzie. Pozdrawiamy.
    PS: W niedziele idziemy na piknik wcześniaka w Warszawie… 🙂

  3. Usypiam właśnie przytuloną do siebie córeczkę. Łzy płyną po policzkach. Jak dobrze, że to bajka ze szczęśliwym zakończeniem… dziś będę spać z córeczką. Nie chce wypuścić jej z ramion…

  4. mam łzy w oczach…..

  5. Ale tak jest, prawda? Ta karetka zostaje, zawsze. Jakoś inaczej się na nie patrzy. „Żebyś zdążył”. Tak jak na niepełnosprawne dzieci, które mogły być twoim. Którymi był jakiś czas, potencjalnie, ale jednak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.