Oczami telemarketera.

Są namolni, niewychowani, zwala się na nich całą brudną robotę, a potem opisuje, bo temat na topie jako zło konieczne dzisiejszych emerytów. Czytamy o tym, że mają wejść ustawy srakie i owakie. Że telemarketerzy razem z pracodawcami będą płacić grzywny.

Ale jak to wygląda z punktu widzenia telemarketera?

Idę na rozmowę kwalifikacyjną. Wszystko wygląda cacy. Zarobki niezłe, przynajmniej jak na początek i możliwość premii. Umowa zlecenie, to ten minus, ale cudów się nie spodziewałam.
Dostaję na kartce regułkę. Naiwnie wierzę w uczciwość.
Czytam słowa Badanie. Finansowane. Bezpłatne. 

Dzwonię do pierwszego klienta i do dziesiątego, większość odmawia. Coś mi nie gra,no bo jak można odmówić uczestniczeniu w bezpłatnych badaniach, gdzie tak naprawdę zostanie przebadane dosłownie wszystko? Więc się dziwię, ale nadal zbyt naiwnie. Tłumaczę to sobie pokazami garnków i pościeli. Brnę w tym dalej, kłamiąc tym ludziom w żywe oczy. A właściwie nie kłamiąc, bo przecież nie wiem, że kłamię. Ja po prostu mówię to co, przekazała mi firma.

Ta firma padła. Nie ma już jej. Wytrzymałam w niej długo, ale pod koniec wyczerpana. Psychicznie. Przestałam wciskać na siłę zaproszenie na badanie, które wiedziałam już, że żadnym badaniem nie jest. To był pokaz. Sprzętu za 5 tysięcy, który działa na takiej zasadzie jak cukier leczący raka.
A potem się zwolniłam.

Nie miałam mówić, że jestem telemarketerem. Miałam szumną nazwę konsultanta medycznego co miało tyle wspólnego z konsultantem (do tego medycznym) co świnia ze skunksem. Do tego na pytania skąd w ogóle są te badania i kto je finansuje mieliśmy odpowiadać, że z projektu nowych technologii medycznych, a żeby ludzie bardziej się na to nabierali musieliśmy dodawać, że z UE.
Jak się głośno o tym zrobiło (tv, prasa, radio) to z dofinansowania prywatnego.

Podawaliśmy się za firmy z różnych miast. Ktoś pytał o dokładny adres, rzekomego Instytutu Medycznego i wiele osób wymyślało adresy, inne osoby (w tym ja) z początku mówiły, że nie mogą udzielać takich informacji, potem dodałam, że można sobie znaleźć adres w Internecie, ale wiedziałam, że tak naprawdę nikt nic konkretnego nie znajdzie, bo Instytut ten nie istnieje.

Ludzie narzekali, a ja razem z nimi. Oni narzekali, bo ja do nich dzwoniłam namawiając ich na coś, co nie miało nic wspólnego z badaniami, a ja narzekałam, bo nikt nie chciał się umawiać, a szefostwo nie miało w ogóle w planach zmiany strategii. Oprócz tej finansowej, która przelała czarę goryczy.

Nie mogłam używać słów pokaz. A to był pokaz. Sprzętu medycznego, a właściwie jakiegoś świecącego gówna, które można kupić za 20 złotych, w nadziei, że zadziała efekt placebo. Był starsze Panie, które dziękowały, bo ich emerytura jest tak skąpa, że na NFZ nie mają co liczyć. W myślach modliłam się sama do siebie, żeby jednak ta starsza Pani nigdzie nie poszła.

Wreszcie wyniki badań, a właściwie coś, co było kreskami, rzekomo określającymi termoregulację człowieka. Każdy, kto zjawił się na pokazie dostał od nas informację, że takie wyniki dostanie i będzie mógł spokojnie udać się do lekarza. Ale o ile niektórym udało się to wyciągnąć, o tyle lekarze widzący taką kartkę wybuchali śmiechem.

Byłam słuchaczem drugiej strony mocy. Wcale nie dlatego, że lubiłam słuchać, że jestem złodziejką żerującą na naiwnych emerytach. Po prostu chciałam się dowiedzieć jak to wygląda poza naszym biurem. Dzwoniliśmy do miejscowości oddalonych od nas o setki kilometrów, pewnie dlatego, żeby nikomu nie przyszło do głowy pójście na takie spotkanie, żeby zobaczyć jak to wygląda.

Chamskie prostaki, które są na spotkaniu dyskwalifikują niektóre osoby na starcie. Bo ta za młoda, ta pewnie za kumata. Sami zaś gubią się w najprostszych pytaniach. Dochodzi do tego, że zwiększa się wiek w którym mamy umawiać ludzi. Bo niby tylko od tego wieku weszło takie rozporządzenie.

Pytacie oto skąd telemarketer ma Twój numer?
Ale skąd on ma to wiedzieć, jak szefostwo podaje jak na tacy informacje, że w książkach telefonicznych dane to są cały czas i sami na to godzili. Problem pojawiał się wtedy, kiedy ktoś wydzierał się do słuchawki, że jego numer jest zastrzeżony od paru lat. Więc wystarczyło mówić, że książka telefoniczna jest stara, wszak firmy na nową nie stać, ale obiecujemy, że więcej razy nie zadzwonimy. Tzn. więcej razy na ten pokaz. Ale na kolejny na pewno …

Inna sytuacja jest kiedy dzwoni do Ciebie operator, wtedy wiesz, że numer to ma z bazy danych. Podobnie banki oferujące kredyty za bezcen (do nas przestali ostatnio dzwonić). Wreszcie firmy ubezpieczające.

Ale pokazy?
Dzwoni do nas ktoś, a właściwie do PT. Mówię mu, że skoro dzwonią na telefon komórkowy to powinien się zapytać skąd mają numer. Odpowiedzieli, że wylosowali.
Jasne.
Akurat padło na numer oddalony 2 kilometry od hotelu. Taki fart!
No nic. PT grzecznie odpowiada, że mogą przysłać zaproszenie, bo będzie pokaz gotowania ekologicznej żywności i ja na pewno się udam. Przychodzi zaproszenie a tu o gotowaniu mowy nie, bo to pokaz garów, które wybaczcie – nie bardzo mnie interesują.Kolejny problem, że pokaz od 25 r.ż a ja przecież tyle nie mam. Dzwoni ktoś, żeby potwierdzić, PT mówi, że o garach to nic mowy nie było, bo babka jedzenie zachwalała a i tak nikt się nie wybierze, bo ograniczenia wiekowe jest, a ja mam mniej niż 25, on owszem więcej, ale się nie wybierze, bo będzie w pracy.
Pani skapitulowała, zaczęła się tłumaczyć PT zakończył dyskusję słowami:
– Wszystko rozumiem, bo moja dziewczyna pracowała w telemarketingu, ale serio nikt nie przyjdzie.

Jestem zgodna co do tego, że telemarketing sam w sobie jest drażniący, irytujący i prowokujący. Sama zresztą uważam,że to najgorsza praca jaką do tej pory miałam. Obecnie mam pracę, którą lubię i to się chyba najbardziej liczy. I w międzyczasie robię kurs, żeby więcej zarabiać.

Osoby o najniższym szczeblu mają za to odpowiadać grzywną. Takie przynajmniej są pomysły ,,rządzących”, którzy nie potrafią w inny sposób poradzić sobie z telemarketerami. Warto pamiętać, że oni nie są za to odpowiedzialni, tylko wykonują polecenia.

 

26 komentarzy

  1. Amen. Byłam po tej samej stronie barykady i od tamtego czasu doskonale rozumiem tych dzwoniących i nakłaniających na ankiety czy pokazy telemarketerów.

  2. Moja mama raz tak dała się wrobić… Niby pokaz jakiegoś sprzętu rehabilitacyjnego obiecywali, a były pościele…. Od tego czasu jak ktoś do niej dzwoni z jakimś pokazem to zawsze mówi, że będzie, że chętnie zobaczy ale nigdy nie idzie :p

    1. Mój wujek i ciocia cały czas chodzą na te pokazy. W dodatku wzięli na raty garnki i kołdrę za 10 tysięcy i są zadowoleni! Chodzą na kolejne pokazy i ciągle coś z nich przynoszą. :/

    2. Wiem, że oni mają mieszane pokazy. Sprzęt rehabilitacyjny i na to się umawia, ale w międzyczasie jeszcze gary, czasem koce i pościele. 🙂 Moja babcia chodziła na takie pokazy, ale nigdy nic (oprócz kołder z których jest zadowolona) nie dała się namówić. Ale zawsze z czymś przychodziła – jak nie czajnik elektryczny, to jakieś noże, garnek itp.

  3. Kilka opcji sprzedawania przez telefon przeszłam.
    Pierwsza moja styczność z pracą „na słuchawkach” to była na infolinii przychodzącej. Było dobrze, chociaż pieniądze małe, bardzo małe. No i nerwowi klienci, bo to była firma energetyczna i czasami rozżaleni ludzie dzwonili, że nie mają za co opłacić rachunków za prąd. Ale przynajmniej nic nie musiałam wciskać.

    Po paru latach przyszło mi sprzedawać kosmetyki, znanej, francuskiej firmy kosmetycznej. Pracowałam tam półtora miesiąca, nauczyłam się fantastycznie modulować głos. Nawet przez prywatny telefon rozmawiałam długo tak, jakbym chciała sprzedać wspaniały krem na zmarszczki 50 +. Praca była męcząca, szczególnie, że ciężko jest sprzedać zapach, którego klient nie czuje, chociaż były osoby, które sprzedawały po 15-20 zestawów dziennie. Sama zrezygnowałam, gdy nie chciano mnie przenieść na coś innego. Umowa zlecenie.

    Później wpadłam do pewnej firmy telekomunikacyjnej. Przepracowałam tam trzy dni. Firma była jakaś lewa. Poza tym nie podobało mi się, że stawiam tych ludzi przed faktem zmiany operatora telefonu stacjonarnego chociaż im o tym nie mówię. Za miękka jestem na to. Tu była umowa o dzieło, której nie zdążyłam podpisać.

    No i przed ostania moja przygoda z pracą na słuchawkach. Pomarańczowa firma. Przedłużanie umów na telefony komórkowe. Myślałam, że to będzie prosta sprawa. Przecież jak ktoś już ma numer to dlaczego nie miałby go przedłużyć? Prosta może i była jak baza była świeża, projekt nowy. Pracowałam tam pół roku. Kokosów nie było, ale zawsze coś było. Pierwsze trzy miesiące umowa zlecenie, reszta na umowie o pracę tymczasową, pół etatu. Niestety baza się nie odświeżała, wszystkie lokalizacje w Polsce dzwoniły na te same numery nawet po kilka razy dziennie. Później kazano nam dzwonić nawet po 10 razy na jeden numer jak nie odbierał… Ludzie mieli nas dość, już niczego nie chcieli od nas. Po drugiej stronie słuchawki nasłuchaliśmy się różnych rzeczy, nie dziwiłam się ludziom. Najgorsze było to, że już kierownictwo zaczęło się z nami obchodzić bardzo nieładnie. To był mobbing. Odeszłam za porozumiem stron. Miesiąc później projekt rozwiązano. Część osób zwolniono, część poszła na inne projekty. Powiedziałam sobie, że już nigdy więcej infolinii wychodzącej.

    Teraz pracuję na przychodzącej. Nie jest źle. Firma w stabilna i raczej pewna. Nie muszę niczego sprzedawać i to jest najważniejsze 🙂

    Też zawsze mówię (jak do mnie dzwonią i próbuję wcisnąć), że też jestem/byłam telemarketerem, więc wiem z czym się je te ich metody i zazwyczaj odpuszczają.

    1. ,,Pomarańczowa firma” na pewno nikt się nie zorientuje co to za firma! 🙂

      Ja miała dwie nauczki w telemarketingu. W przypadku firmy drugiej wszystko było cacy, oprócz kierowniczki, która właśnie stosowała typowy mobbing. Ludzie przychodzili do pracy na jeden dzień i odchodzili i to wcale nie dlatego, że nie dawali sobie rady z pracą, ale dlatego, że nie mogli znieść kierowniczki. To była firma rodzinna, wiec jej nikt nie zwolni, ale też podejrzewam Ci na górze nawet nie wiedzieli dlaczego firma ma braki w ludziach. 😉

      Czy jeszcze istnieje to pojęcia zielonego nie mam, ale ogłoszenia o pracy wisiało bardzo długo i ciągle nikt tam nie chciał pracować. W sumie Śrem nie jest duży i wszystko się roznosi.

    2. Każda firma może być pomarańczowa 😛

  4. Najgorsze jest chyba to, że to praca jak każda inna i nikt nie chodzi sobie tam, bo lubi wydzwaniać i wysłuchiwać jakim to oszustem, chamem i dupkiem nie jest. Może gdyby panowały u nas inne realia nikt nawet przez chwilę nie zastanawiałby się nad tą pracą. A że jest jak jest to ludzie chowają dumę w kieszeń, dzwonią, obrywają za to i jakoś ciułają marne grosze.

    1. Niekoniecznie. Ja znam ludzi (poznałam właśnie w firmie), którzy nie wyobrażają sobie pracować na innym stanowisku niż ,,telemarketer” po prostu to uwielbiają. W tej pracy liczy się głos, ale również dobra ściema. Nawet nie tyle ściema co wybrnięcie z trudnych pytań bardzo ładnie i zgrabnie zamiast ,,yyy” ,,eee” a potem rozłączaniem się. 😉

      Przyznałam miałam okazję poznać pewną starszą Panią, której trochę do emeryturki brakowało, która zaginała czasoprzestrzeń. 😀

  5. Ja też byłam telemarketerem… całe dwa miesiące. Mój mąż trochę dłużej. Wiem, czym to pachnie, a właściwie nie pachnie, tylko śmierdzi. Przez chwilę byliśmy pomocnikami agenta ubezpieczeniowego i wiem, że bazy danych są najczęściej nielegalne lub legalne z przymrużeniem oka.
    Ostatnio taka sytuacja. Dzwoni do M. na komórkę babka i proponuje pokazy w miejscowości, do której mamy rzut beretem. Mąż pyta, skąd mają jego dane, skoro wiedzieli, na które pokazy zaprosić, czyli w miejscowości obok -> prosta kalkulacja – mają adres. Babka nie wiedziała, co powiedzieć. Zapytał o adres i siedzibę firmy, rozłączyła się.
    Ja wysyłałam poradniki dla księgowych a potem z prawa pracy, niby bezpłatne, ale potem się płaciło. Połączenia rozpoczynały się automatycznie, telefon odbierały osoby z jednoosobowymi firmami, rolnicy, itd. Nie chciałam nikomu wciskać chłamu na siłę, dzień w dzień stał nade mną supervisor i gadał – sprzedaj, sprzedaj, nie ten ton, nie ten głos…

    1. Jeżeli chodzi o telefony domowe to oczywiście uwierzę jeszcze, że są ogólnodostępne z Książek Telefonicznych i ktoś sobie po prostu zrobił bazę danych z tego. Do mojej babci nie bardzo docierało, żeby nie godziła się na publikację KT. Ale ona się godziła i jeszcze zamawiała sobie KT do domu.

      Ale jeżeli chodzi o telefony komórkowe to nie wiem skąd mają numery. Chodzi mi o tych od pokazów (bo operatorzy, ubezpieczenia itp to co innego). W przypadku Artura miałam jeszcze to podejrzenie, że on miał telefon na firmę, wiec może gdzieś tam coś było wypełniane i nieprzeczytane małym druczkiem ,,wyrażam zgodę na przetwarzanie sratatata”. 🙂

    2. No własnie ja myślę, że z nielegalnych baz, bo mój mąż niczego nigdy nie podpisuje i zwraca uwagę na ten dopisek. No i babka się rozłączyła, a z tego wniosek, że się wystraszyła lub nie wiedziała, co powiedzieć.
      Przypomniało mi się, jak kiedyś mój mąż wrócił przybity po pracy i mówi, a wtedy akurat sprzedawał tele 2, że dodzwonił się do dziadka i ten dziadek chciał mu nawet zapłacić, żeby przyjechał. W sensie towarzysko, bo nie miał nogi, był inwalidą wojennym i żył w samotności, nie miał do kogo gęby otworzyć i ucieszył się, że ktoś do niego w ogóle zadzwonił.

  6. Kiedyś jak dzwonili do mnie operatorzy komórkowi, banki czy cokolwiek innego od razu się rozłączałam, nie słuchając nic totalnie i mając gdzieś. Potem zaczęłam pracę jako telemarketer w firmie, w której miałam to szczęście, że nie kłamałam. Przedstawiałam warunki współpracy i ofertę firmy mając pewność, że tak to wygląda i kłamać nie muszę, przechodziłam szkolenia prawnicze, żeby dodatkowo móc doradzić osobie po drugiej stronie słuchawki. I właśnie wtedy inaczej zaczęłam inaczej traktować tych, którzy dzwonili do mnie, bo zrozumiałam, że to tylko ich praca i tak jak ja muszę zarobić na czynsz i chleb, tak samo robią to oni. I fakt, bywa czasem irytująco, kiedy po raz 5 mówisz nie, a ktoś dalej Cię namawia, ale nie trzeba być wulgarnym i chamskim. Już jako telemarketer nie pracuję, ale zdania nie zmieniłam. Praca, która pozwala na godne życie i która nie niszczy czyjegoś życia, nie hańbi.

    1. Też patrzę na to trochę inaczej teraz. 😉 Raz się nawet zgodziłam na angielski, choć wiedziałam, że nie będę mogła dojechać. Potem się wytłumaczyłam, że mam chore dziecko i bardzo mi przykro. Co najmniej raz w miesiącu mam od nich mejla, ale do ogarnięcia.

      Co do tego, że pozwala na godne życie to bym polemizowała, bo za to zazwyczaj nie ma więcej niż 1200 zł, wiec to nie są wcale godne pieniądze.
      No i ,,niszczenie czyjegoś życia” też można różnie zinterpretować. Przykładowo starsze Panie biorące kredyt na sprzęty gówniane, pościele, garnki i potem do końca życia spłacają z malutkiej emerytury.

      Ja akurat w tamtej firmie jak słyszałam taką staruszkę, którą wiedziałam, że ledwie się na nogach trzyma, to tak obracałam kota ogonem, że ona sama się nie godziła. 🙂 Wolałabym jednak ludzi, którzy samodzielnie myślą i powiedzą mi, że pójdą z CIEKAWOŚCI.

      Chociaż – UWAGA! – miałam okazję z kilkoma osobami rozmawiać, którzy z tego sprzętu byli bardzo zadowoleni! Jak oni zachwalali, że przejdą się jeszcze raz, bo chcą podziękować itp. 🙂

    2. sorry za literówki. 😉

    3. No ja zarabiałam akurat na rękę 1600 plus premie za potencjalnie zainteresowanych klientów oraz podpisane umowy więc w dzisiejszych czasach uważam to za pieniądze na godne życie 😀 Ja nie musiałam nikogo wkręcać, sprawa była prosta, jeśli ktoś miał problem w konkretnej sprawie jakimi się zajmowaliśmy i chciał posłuchać co mamy do zaoferowania to mówiłam, całe szczęście nie regułkę, ale po prostu jak możemy pomóc. Jeśli ktoś takiego problemu nie miał to rozmowa kończyła się kulturalnym 'dziękuję, do widzenia’ i nie było zmuszania na siłę. Fakt, jeśli chodzi o firmy, które naciągają ludzi na garnki, pseudo uzdrawiające urządzenia itp to jest to niejednokrotnie niszczenie czyjegoś życia, ale to już leży na sumieniu osoby, która się takiej pracy podjęła. Ja się nigdy nie podjęłam bo nie byłbym w stanie a) kłamać b) mieć tych ludzi później na sumieniu. Chociaż znam osoby, które w takim czymś pracowały i żałują, że firmy te zostały zamknięte, no ale tego już komentować nie będę 😀

  7. najlepsze to są mapy z piętki 🙂 „ale to nie jest praca telemarketere, proszę nas nie obrażać. to jest niesienie dobra” takie coś usłyszałam jak powiedziałam, że nie chcę tam pracować, bo nie chcę być telemarketerem 😀

    1. Ta. A na umowie co masz? 😀 ,,Praca nosiciela dobra”? 😀

  8. Ja na słuchawkach pracowałam ponad 2 lata. 2 miesiące jako telemarketer u operatora sieci komórkowej, 1,5 roku jako „konsultant ds. zdrowego żywienia”, czyli osoba zbierająca dane do wysyłki zaproszeń na pokazy naczyń, a ostatnio prawie 7 miesięcy jako doradca klienta na infolinii przychodzącej. Na szczęście to już za mną, jutro mój pierwszy dzień w nowej pracy 🙂

  9. Kurcze, ale to jest strasznie smutne, ze kaza ludziom klamac. No, ja rozumiem, praca, kazdy ma rachunki do oplacenia, wiec staram sie byc mila dla osob, ktore do mnie dzwonia. Ale no litosci, jak ktos mi dzwoni i chce cos sprzadac, ale to w ogole nie jest sprzedaz, ja to za darmo dostane, musze tylko za przesylke zaplacic, to szlag mnie trafia. Bo oni dzwoniac do mnie zabieraja moj czas. I ja oczekuje, ze to zostanie uszanowane i ze bede traktowana uczciwie.
    Pomysl grzywien dla telemarketerow natomiast uwazam za debilizm skrajny, bo serio, nie mozna karaz kogos za to, ze wykonuje swoja prace zgodnie z oczekiwaniem przelozonego!

    1. Swojego czasu była bardzo głośna akcja z jakąś telefonią, która podawała się za TP i kazała podpisywać rzekomo nowe umowy.

    2. Az mi sie przypomniala rodzinna akcja. Kiedys w zamierzchlych koncach monopolu tpsa, zeby zadzwonic na miedzymiastowa, trzeba bylo wybrac prefiks operatora. No k z tymi umowami tez latali i dzwonili ankieterzy, telemarketerzy i roznosiciele ulotek. W kazdym razie, rodzice mieli banalny numer telefonu, takie odliczanie w dol. No i ktos chyba po to, zeby sobie statystyki poprawic spisal umowe z netia na te prefiksy nieszczesne wpisujac jakies fikcyne dane i ten numer z d…, ktory okazal sie naszym rodzinnym. No i sie zaczely telefony do nas od netii wlasnie. Numer sie zgadzal, ale nazwisko i adres juz nie. Z racji faktu, ze nie ta tozsamosc, to nie wiedzielismy, o co chodzi dosc dlugo (wiadomo, nie ty na umowie widniejesz, to spadaj). Dopiero jak sie nam zachcialo na drugi koniec Polski dzwonic, tosmy sie dowiedzieli o tym prefiksie i tej umowie. A wez teraz odkrecaj taki syf…

  10. Wytrzymałam prawie całe dwa tygodnie i nigdy w yciu już nie podejme się takiej pracy. Rozmowa kwalifikacyjna: w miesiąc zarobisz miliony, czytaj tylko z tej kartki, przychódź kiedy Ci odpowiada, wystarczy że wyrobisz dwa zamówienia na godz – to naprawdę mało! Srututu. Dzień później: Przecież kartka to tylko sucha teoria, mała pomoc, wymyśl coś od siebie, bądź kreatywna, retrening godzinny, oczywiście nie płatny, gdzie dowiadujesz się mniej niż na począku. i oczywiście starsze panie, które opowiadają Ci o liście leków, na którą je nie stać, chorym męzu, wnukach za granicą, aż żal coś wciskać, to też dałam sobie spokój… dobrze, że teraz mam pracę, którą lubię 🙂 Nawet stanie, jako hostessa i naciąganie mięśni twarzy było lepsze, niż siedzenie na słuchawce, co tam stanie! Praca w pizzeri po północy nie była tak wykańczajaca 🙂 Równiez znam osoby, które lubią telemarketing, siedzenie i gadanie przez telefon sprawia im frajde, w dodatku chyba mają gardło ze stali, ja szczęśliwie od tego awodu się odciełam 🙂

  11. te pokazy:( moja mama kupiła nam garnki – oczywiście za „kupe” kasy. Telemarketerzy. Próbowałam sil jako telemarketerka kilka lat temu – wytrzymalam 3 dni. To kompletnie nie moja bajka. Wiem, że znaczna część to osoby, ktore wykonują obowiązki, ale jest tez spora grupa wyzyskiwaczy, ktora świetnie odnajduje się w tym co robi (wiem, bo pracowałam z takimi, one uważały się za konsultantki medyczne – ale to nie były pokazy – sprzedawaly suplementy diety). Byly gotowe opchnąc nawet największe „gówno” byle dostać z tego prowizje, klamały, manipulowaly, naciągały… żal było patrzeć.
    Gdy jednak dzwonią do mnie z sieci komórkowych mówię jedno, krótkie zdanie „Nie zgadzam się na nagrywanie” i koniec rozmowy:)

  12. Mnie osobiście telefony nie przeszkadzały – stanowcze „nie, dziękuję” zwykle wystarczało, tymbardziej wiadomo – też praca.Bardziej irytują mnie domokrążcy – moja matka zawsze padała ich bezmyślną ofiarą – cudowne odkurzacze, samogotujące garnki, cegiełki dla pokrzywdzonych – brała jak leci, a w domu ledwo starczało na życie. Tu gdzie obecnie mieszkam też mnie to irytuje – co jakiś czas ktoś puka z propozycją odnowy konserwatorium, przekopania ogrodu czy zmiany wiary…bardzo tego nie lubię, bo telefon zawsze można po prostu wyłączyć, nie ingeruje to zbytnio w mój spokój. Natomiast czasem trudno grzecznie odmówić komuś kto zagaduje mnie przy moich własnych dzwiach i nie raz nawet próbuje wejść do domu. W okresie letnim to już masakra po prostu – kilka razy dziennie ktoś puka po moje pieniądze albo moją duszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.