Masz dziecko. Po prostu.

Nie było negocjacji, no bo niby z kim? Z niemowlęciem? Butelkę siup dajemy, na żądanie, no bo budził się co 30 minut, ewidentnie z głodu. Coś się teorie książkowe go nie trzymały. W niczym. Oprócz tego, czego trzymać się nie powinny (patrz bunt 2latka).

Fajnie jest mieć dzieci co? – mówi koleżanka. Niedzieciata. Ta to ma dobrze. Jeszcze nie wie co ją czeka. Odpowiadam, że w sumie to fajnie …

Wraca z przedszkola, z rysunkiem i wiadomością, że dostał chmurkę, ale ze słoneczkiem, za gadanie podczas zajęć. Wtedy wiesz, że to po Tobie, bo sama dostawałaś takie same chmurki również za gadanie. W geny poszło. Nie ma co. Potem dowiadujesz się, że wcale tej chmurki za gadanie nie dostał, bo wszystkie dzieci w jego wieku gadają, ale za brak wykonywania poleceń. To po tacie. Na pewno.

Się przytula, Ty starasz się całować te małe rączki, które wcale już takie małe nie są. I te stópki, które jeszcze kiedyś pachniały oliwką, dzisiaj zajeżdżają skarpetkami. Gdzieś tam przemyka Ci myśl,że  zapach skarpetek to po tatusiu.
Niestety.

Pękasz z dumy, bo wiesz, że czytający 5latek to nie lada wyczyn, nawet jeżeli nie przeczyta wszystkiego. Poza tym to Twoja zasługa, no więc jesteś dumna sama z siebie.

Wiesz, że on jest Twój, taka kopia Ciebie, choć w myślach klniesz, że prawie wszystko to po tatusiu, który przy porodzie się nie męczył, ba! wcale go tam nawet nie było.

Rozczulasz się, bo powiedział wiersz na Dniu Mamy, wytrwale recytując to czego się nauczył. Powstrzymujesz łzy, bo przecież nałożyłaś na siebie tonę mejkapu, więc nie chcesz wyglądać jak zawodowa panda.

Jest jak w bajce. Uczysz się na pamięć (wbrew sobie) wszystkich aktualnych bajek, a potem oczywiście musisz wiedzieć, który zestaw lego kupić, pamiętając by nie pomylić bohaterów. Jeden chuj pies, że mają prawie identyczne nazwy i wyglądają tak samo.

Budzi się przed Tobą, ale gdzieś tam wmawiasz sobie, że te poranki to nowy dzień, nowe wyzwania i nowe kroki w świat. Tylko potem zastanawiasz się, czy właśnie nie skręciłaś nogi, bo w sumie to już Ci się chodzić nie chce, nic nowego poznawać nie chcesz. Chcesz spać. Po prostu.

Czytasz poradniki dla rodziców ciągle mając nadzieję, że dziecko posiada instrukcję obsługi, której zapomniano Ci wręczyć przy porodzie. Dziecko posiada tylko dożywotnią gwarancję Twoich przedwcześnie siwych włosów.

Ale zdajesz sobie sprawę, że nic już nie jest takie jak dawniej i szybko zapominasz o tym życiu przed, jakby tak naprawdę nigdy go nie było. Wiesz również, że jesteś szczęściarą (cholerną szczęściarą), bo nadal masz wychodne, nie jesteś jedyną osobą, która wstaje w nocy i nie musisz się martwić, że nie masz co do gara wsadzić.

Dziecko, dodaje barwy Twojemu życiu niczym fenoloftaleina. Ktoś w końcu musi wrzucać kawałki rzodkiewki do Twojej kawy, podkładać Ci jajka pod nogi, żebyś majestatycznie w nie wdepnęła.

Ale jak każdy rodzic, tak jak i ja przechodzę pewne załamania. Nie, wcale ich nie planując na konkretny dzień. To załamania, których nie jestem w stanie przeskoczyć. Gdzie mam wszystkiego dosyć, mam ochotę trzasnąć drzwiami i uciec, oczywiście bez dziecka. Gdzie krzyczę tak głośno, że mnie pół Śremu słyszy. Gdzie dziecko wpycham ojcu zaraz po tym jak przekracza próg domu z informacją, że mam wszystko gdzieś, ma się nim zająć. Gdzie myślę i mówię: ,,Na cholerę mi to było!„. Gdzie siedzę na kanapie i wyję, że mam dość, że ja już nie mam siły, że się chyba nie nadaję. Że miało być fajnie. Że miał być bobasek, że miałam wychowywać, że wszystko miało być na pstryknięcie palców. Ooo… Tak jak w tej reklamie, gdzie dzieci są uśmiechnięte i matki też. Cholera! One pewnie w ogóle nie mają dzieci.

Wiesz dlaczego to piszę?
Bo nie jesteś jedyna.
Wszystkie tak mamy.

19 komentarzy

  1. A może istnieją żelazne matki, takie które nigdy nie przyznają się do tego, że mają dość ? Ja podobnie jak Ty do takich nie należę. Lubię Cię za taką szczerość 🙂

    1. Myślę, że jest masa takich żelaznych matek. One się otwierają dopiero wtedy, kiedy ktoś zrobi pierwszy krok … Serio. Spotkałam się z tym nie raz. Zawsze myślałam ,,Jestem jedyna” do momentu aż nie okazało się, że 90% tak ma.

  2. fenoloftaleina nie daję barwy wszystkiemu 😉 a tak poza tym dobrze napisane 😉

    1. Dobra, dobra Chemiku. 😀

  3. Dobrze napisane. Ja gdy mam chwilę załamania i chcę wyjść z siebie to po prostu wychodzę, nawet na chwilę 🙂 Ale nie żałuję żadnej chwili z moją córką bo wszystkie są cenne, nawet te ciężkie.

    1. Nie zawsze da się wyjść. Bo z kim zostawić dziecko jak nikogo obok nie ma? 🙂

  4. Uch, ja znam matki cyborgi – normalnie załamka. Ale jak pomyślę, że zamiast wypucowanego na glanc mieszkania i obiadu, mogę mieć chwilę dla siebie plus ułożyć puzzla z Bejbulcem… to nie chcę być cyborgiem.

  5. Jeden chuj pies. Uśmiałam się 😀

  6. pokochalam Cie za ten wpis, naprawdę… dziękuję

  7. Dzięki. Lepiej mi po przeczytaniu tego tekstu. Dużo lepiej!

  8. Swietny tekst! Sama prawda i szczera prawda! Zwlaszcza z tymi „smierdzacymi skarpetkami”, ze to na bank po tatusiu… 😉 Pozdrawiam. Roksana. Mama z Irlandii.

  9. Jakie prawdziwe:) chyba czytasz w moich myślach;)

  10. Prawie kazdy pieciolatek czyta

    1. Oczywiście. Pod warunkiem, że rodzice go tego chcą nauczyć, co niestety rzadko się zdarza. Szkoda, bo takiego małego dzieciaczka łatwiej jest nauczyć czytać (w formie zabawy) niż 7latka idącego do szkoły, który tej czynności uczy się w szkolnej ławie. 😉

  11. Podoba mi się ten tekst 🙂

  12. No w mordę, a ja myślałam, że tylko u nas taki niesprawiedliwy podział genetyczny. Ci faceci to mają za dobrze.

    Fajny tekst :)))))

  13. Ojej, a ja na prawdę parę dni temu myślałam jaka ze mnie wyrodna matka, jak można się tak denerwować na własne dziecko, i że może jednak nie nadaję się na matkę. Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama 🙂

  14. Wiesz, co mnie najbardziej śmieszy (a czasem też boli)? Że jeśli się do tego przyznajesz głośno (jak ja), opisujesz gorsze momenty, to od razu na ciebie naskakują. Te same babki, które dzień wcześniej wyrażały się o swoim dziecku (oczywiście w prywatnej wiadomości) w słowach, których niejeden szewc by się nie powstydził. Te kobiety, które przeżywają dokładnie to samo, tylko dziś mówić o tym nie wolno. Jak powiesz – jesteś zła, wyrodna, nie powinnaś mieć dzieci, powinni ci dziecko odebrać, blablabla. A największą krzywdą jest wmawianie kobiecie, że wszystko będzie cukierkowe. A jak nie będzie, to ona i tak MUSI. Matka też człowiek. I dziecko to człowiek. Nie rozumiem obecnych trendów wychowania, nie rozumiem dlaczego dziecko MUSI być sensem mojego życia i ostatecznym celem, a nie najważniejszą częścią składową, obok której jest jeszcze praca, rozwój osobisty, zmęczenie, choroba, słabość, człowieczeństwo mimo niekwestionowanego matczynego superbohaterstwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.