Dzisiaj zapłacę.

Do doktora M. trafiłam w styczniu. Wybrałam drogę NFZ pewnie dlatego, że wtedy jeszcze naiwnie wierzyłam, że to lekarz z powołania. Po co płacić za coś, co należy mi się bezpłatnie? – myślałam. Do tego miał najlepszy sprzęt w Śremie.
Nie byłam umówiona na godzinę, miałam przyjść w godzinach od X do Y. Kolejka ogromna, kobiet w ciąży (i nie tylko) wiele. Korytarz remontu nie widział od bardzo dawna, nie zdziwiłabym się jakby nie widział remontu od początku istnienia. Drewniane, niewygodne ławki i ta gruba pielęgniarka siedząca tam jakby za karę.
Wchodziło się więc do jej gabinetu. Dwa na dwa. Pielęgniarka wypełniała dokumenty, a potem kazała przejść do pomieszczenia obok. Łazienka. Miałam się w niej przygotować, żeby przejść do gabinetu doktora M. Czasem pielęgniarka wpychała dwie kobiety jednocześnie. Rozbieram się przed obcym facetem, to fakt – ale przed obcą kobietą?
Każda pacjentka była tym zażenowana.
XXI wiek drodzy państwo.

Doktor M. jest znanym w Śremie lekarzem dlatego każda śremianka z pewnością będzie wiedziała o kogo chodzi. Reszta nie musi. Niech dla innych ten Pan będzie anonimowy.
5 lat temu miał jeden gabinet w którym przyjmował i na NFZ i prywatnie. Nie wiem do końca jak wyglądało to wszystko prywatnie (a pewnie inaczej, biorąc pod uwagę opinię), bo kiedy powiedziałam, że chce się przepisać prywatnie, stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, skoro z ciąża nic się nie dzieje. Dzisiaj wiem, że pewnie sądził, że skoro jestem taka młoda to mnie na niego nie stać. W końcu nie należy do tanich. Cóż. Stracił możliwość zarobku.

Na pierwszej wizycie ciąże potwierdził. Termin porodu – koniec sierpnia. Dwa terminy, bo nie zgadzała mu się wielkość płodu do daty OM. Karty ciąży nie założył, bo teraz to bezsensu, wszystko się może zdarzyć. Wyszłam z gabinetu trochę zaszokowana, mocno ściskając zdjęcie z USG. Słyszałam bicie serca. Widziałam dziecko. Moje dziecko. I to wszystko wydawało mi się nierealne.

Na każdej kolejnej wizycie czułam się coraz gorzej. Emocjonalnie. Bo choć wyczekiwałam tych wizyt, to jednak przerażał mnie ten korytarz, ta pielęgniarka w gabinecie i lekarz nie wiele mówiący. Ciąża przebiegała prawidłowo, zero dolegliwości istna bajka.
PT w sklepie z akcesoriami dziecięcymi, gdzie wytrwale wybierałam wózek, powiedział:
– Kochanie nie będziemy teraz zagracać mieszkania. Kupimy wyprawkę w lipcu. Mamy czas.

Sprawdziło się jedno. Wyprawkę owszem, kompletowałam w lipcu, ale posiadając już miesięczne dziecko.

Prawidłowo przebiegającą ciąże szlag jasny trafił.  I tu w akcję wkracza doktor A. Młody, przerażający, bo przekazywał złe wiadomości. Przyjął mnie w nocy. A ja? Powtarzałam kto jest moim lekarzem prowadzącym. Chcę rozmawiać z doktorem M. Wszystko będziesz będzie dobrze. Prawda?!

Doktor M. mnie olał.
Dwa dni później zjawił się na obchodzie. Na pewno mnie rozpoznał jak nie po twarzy, to po imieniu, które przykuło jego uwagę już na pierwszej wizycie – mam nadzieję, że rodzice nie będą wybierać Ci imienia dla dziecka. Nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Nie odpowiedział na korytarzu dzień dobry. Traktował mnie jak powietrze. Moja ostatnia nadzieja prysnęła jak bańka mydlana.

Ostatni raz widziałam doktora M. wtedy, na obchodzie. Nigdy więcej do niego nie poszłam. Nie licząc jednego razu, kiedy potrzebowałam zaświadczenia do becikowego. Przyszłam z kartą ciąży. Był już rok 2010. Początek czerwca, więc mijał prawie rok, a do odebrania becikowego jest 12 miesięcy.
Pielęgniarka się oburzyła. Dlaczego do niej przychodzę jak nie jestem pacjentką?! Niech mi doktor A. wypisuje zaświadczenia. Ona nie musi.
Inna ja z rocznym dzieckiem na rękach, która w swoim życiu zbyt wiele zobaczyła powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu:
– Byłam pacjentką doktora M.  i to Pani obowiązkiem jest wypisanie zaświadczenia. Jeżeli Pani tego nie zrobi zgłoszę to do odpowiednich instytucji.

Wypisała. Z błędem. Błąd polegał na tym, że ponoć pacjentką doktora M. byłam również w III trymestrze. Nie byłam. Zabawne, ale to może z tej złości.
Doktor M. musiał podpisać. Ona mu coś szepnęła do ucha, on spojrzał na mnie, chciał coś powiedzieć, pamiętał. Wiedziałam, że pamiętał. Wzięłam zaświadczenie, odwróciłam się na pięcie i wyszłam.

Jestem pacjentką doktora A. Tego samego, którzy przyjął mnie w tą felerną noc. Gdzie całe życie stanęło do góry nogami i nic już nie było takie jak dawniej.
Dlaczego akurat on? Bo się pytał. Bo wiedział kim jestem i nie uciekał od obowiązków. Załatwił miejsce na Polnej, a potem nasze drogi się rozeszły.
PT spotkał go w dzień narodzin Prezesa. Pracował na Polnej – miał jakieś praktyki? – nie ważne. Ważne, że tam był. Rozpoznał PT i od razu zapytał co i jak. Że wiedział, że nadal daję radę, bo pytał i że będzie wszystko dobrze, bo daliśmy radę dobić aż do czerwca.

Potem spotkałam go pod koniec lipca. Prezesa przewieźli do Śremu. Wychodziłam z oddziału noworodkowego, gdzie korytarz styka się z ginekologią. Rozpoznał nas. Zaczęliśmy rozmawiać. A potem zapytałam:
– Czy mogę się umówić z Panem od razu na wizytę poporodową?
Zajęta byłam Prezesem, wizytę potrzebowałam, a lekarza nie wybrałam. Stwierdziłam, że on będzie idealny.

Sterylny korytarz. Ładny gabinet. Łazienka na korytarzu i łazienka w gabinecie. Ładne obrazy na ścianie, pielęgniarka uśmiechnięta od ucha do ucha częstująca kawą i herbatą. Wygodne krzesła, czasopisma, ulotki. Tu jestem ,,Panią Noemi S.” a nie ,,Pacjentką Jakąś Tam„. Miła atmosfera i … lżejszy portfel.
Cenię sobie ten luksus i nigdy z niego nie zrezygnuje.
Tu czuję się komfortowo, nie stresuje się wizytami.

Drugie dziecko? Ach tak. Pojawia się czasami w myślach i słowach. Zwolenniczką jedynactwa jestem, zegar biologiczny mnie nie goni, wychowam dwoje jedynaków, stwierdziłam ostatnio.
Potem wiem, że czeka nas szereg badań i prowadzenie ciąży tylko prywatnie.

39 komentarzy

  1. A no u mnie historia nieco odwrotna. Test wskazał die kreski więc zrobiłam wywiad i wybrałam prywatnego lekarza (miasto wojewódzkie, lekarz z super renomą). Gabinet może i ładny, krzesła w poczekalni srednio wygodne, a szkoda, bo zawsze przyjmował z co najmniej 1,5 h opóźnieniem od godziny ustalonej wizyty. Okropna pielęgniarka w recepcji, zero jakiejkolwiek informacji na jakikolwiek temat. Czara goryczy przelała się, kiedy chwilowo borykaliśmy się z uszczuplonym budżetem i zdecydowałam, że pierwszą turę badań zrobię sobie na nfz – kiedy poinformowałam o tym w tym prywatnym gabinecie pielęgniarka przy pełnej poczekalni pacjentów zjechała mnie z góry na dół i między wierszami dała wyraźnie odczuć, że jak mnie nie stać na badania za 300 zł plus wizytę za 160 plus cytologię za 100 w jednym miesiącu to nie te nogi na takie progi. Mijał już 1 trymestr a ja nadal nie miałam założonej karty ciąży. W końcu udało mi się dostać do lekarza z nfz. I jakież było moje zdziwienie, kiedy obsłuzyła mnie genialna położna, zrobiwszy ze mną pełny wywiad. Od razu założyła kartę ciąży i nawet zainteresowała się tym, że niewłaściwie przybieram na wadze. W gabinecie lekarza full wypas, a doktor podczas badania cały czas relacjonował co robi i dlaczego. W końcu poczułam że jestem w rękach kogoś normalnego. Na koniec dostałam full wyładowaną paczkę próbek kosmetyków dla dzieci, namiary na położną środowiskową i na specjalną poradnię dla kobiet w ciąży dzięki czemu mogłam przez całą ciążę korzystać z spotkań edukacyjnych dla kobiet w ciąży. Nie muszę chyba dodawać, że więcej do pana prywaciarza nie wróciłam, a i portfel odetchnął. Wniosek z tego taki, że nie ważne czy lekarz jest prywatny czy na nfz. Ważne jakim jest człowiekiem i jakimi ludźmi pracuje.

  2. Chcesz mieć jeszcze jedno dziecko?

    1. Nie wykluczamy w dalekiej przyszłości. 😉

  3. No właśnie, XXI wiek, a oni traktują nas gorzej niż źle idąc na NFZ niestety… Najgorsze jest to, że raczej znieczulica i olewactwo się nie zmieni…
    icadoo.blogspot.com

  4. Smutne, lecz w wielu przypadkach prawdziwe… ja miałam szczęście, bo trafilam na dobrego lekarza. Dwie ciąże chodziłam na NFZ. Zawsze jestem i byłam witana z uśmiechem i po imieniu. A w domu mam dwoje jedynakow. Fajnie jest 🙂 i darmowa opiekunka dla brata 😉

  5. Na mojego anioła stróża trafiłam pod koniec ciąży na szpitalnej izbie przyjęć. Ponad 3,5 roku temu. Młody, miły, delikatny. Wtedy nie sądziłam, że się jeszcze spotkamy.

    6 marca tego roku spotkaliśmy się znów. To on badał i przekazywał złe wiadomości. Poronienie septyczne. Potrzebne antybiotyki. Bardzo mu przykro. Na korytarzu proponował rozmowę i wsparcie. Miał dyżur do rana. Na obchodzie pytał o samopoczucie. Czułam wsparcie.

    Na wizytę po zabiegu pojechałam do niego prywatnie. Odebrał kartę i wyniki badań ze szpitala. Opisywał, tłumaczył. Pamiętał, kim jestem, czym się zajmuję. Rozmawiamy o mnie, jego żonie i rocznym synku. Jak człowiek z człowiekiem. Przygotował mnie do kolejnej ciąży, będzie ją prowadził.

    Dziękuję losowi, że na niego trafiłam.

  6. M…m.m.m… wiesz, nawet na prowadzeniu ciąży prywatnie można się przejechać. Właściwie od trzech lat tylko tak się się leczę i spotkałam bardzo różnych, jeden z którego byłam zadowolona, bo właśnie taki troskliwy, w szpitalu mnie odwiedził, przy kolejnej sytuacji kryzysowej zostawił mnie na lodzie dwa dni przed świętami. Kilka dni temu musiałam szukać kogoś do wypisania świstka do szpitala, mój obecny lekarz jest kawał drogi ode mnie, postanowiłam skorzystać z abonamentu medycznego. Trafiłam na szybkiego, do młodej lekarki, która nie dość, że wypisała co trzeba, powiedziała kiedy ma dyżur w szpitalu, jak i gdzie mam zadzwonić, aby dowiedzieć się o ważne dla mnie informacje. Dziś spotkałyśmy się na dyżurze, nie byłam jakąś tam anonimową „x”, była bardzo zaangażowana w moją sprawę, wszystkiego dopięła. A byłam u niej tylko na jednej wizycie. Z mojego niestety bogatego doświadczenia wiem, że młodzi bardziej się przykładają, zależy im na pacjencie a im starszy, tym ma bardziej rozbujałe ego.

  7. Wiem o kogo Ci chodzi,choć ja z Poznania jestem,jednak złe opinie o tym lekarzu nawet tu dotarły na porodówkę do Kliniki Świętej Rodziny…Miałam identyczną sytuację co Ty,tylko chodziłam prywatnie od początku,i nie urodziłam wcześniaka,tylko miałam problemy z nerkami :/

    1. Ha-ha.
      Wiesz co jest najlepsze? 🙂 Że na wszystkich portalach ,,Znany lekarz” itp. on ma opinię idealnego lekarza! W sumie ma konto zaktualizowane i tak się zastanawiam czy czasami nie moderuje komentarzy. Nie wiem czy można, ale dla mnie to zastanawiające. Tym bardziej, że dzisiaj np. czytałam komentarze u niego, że do każdego lekarza można się przyczepić, ale on jest anioł, nie lekarz. 😀

    2. Chyba,że sam pisze te komentarze 🙂

  8. Zgadzam się z Tobą całkowicie, też chodziłam do Pana M i nie jestem zadowolona.. Co prawda w ciąży nie byłam, ale zachowanie grubej Pani i Pana M pozostawiało wiele do życzenia. Pani Gruba siedzi obrażona i co chwilę pokrzykuje na panie czekające w kolejce a to, żeby ciszej rozmawiały,a to ,żeby nie stały pod drzwiami, a najlepiej to, żeby się wcale nie odzywały. Pan M wiele do powiedzenia nie ma oprócz 'wszystko w porządku’. Na pytania reaguje głupim uśmieszkiem.. A 'przebieralnia’ to katastrofa… Marta P – Twoja kuzynka 🙂

    1. Ha. Właśnie. Też mi się przypomniało, że czasami wychodziła uciszać, bo kilkanaście Pań czekających na wizytę gawędziło w najlepsze, a ona ze spokojem kawy nie mogła wypić.
      No cyrk normalnie. 😀

  9. Ja w ciazy z Antkiem mialam takiego doktora N. (odbiera porody w sremie) straszny! W 4 miesiacu poszlam do innego, jak mnie wyzywal ze w ciazy sie lezy a nie chodzi na zakupy O.o

    Pozniej byl inny-bylo ok do porodu. Pretenje robil ze do niego nie zadzwonilam jak zaczelam rodzic (1000zl lzejsza bym byla). Nie chcialam bo wolalam lepszy wozek kupic 😀

    Na szczescie teraz od ponad roku jestem pacjentka gibekologa z powolania. Place fakt 200 zl za wizyte (w ciazy to sie odczuwa) prywatnie, co za tym idzie badania zwykle moczu tez sa prywatnie. Ale mam komfort psychiczny ze on sie mna dobrze zajmie 🙂

    Ps-Noemi? Coraz czesciej slysze z Twoich ust „rodzenstwo dla Jaska”. Nie chce byc czarownica ale czuje ze cos sie szykuje 😀

    1. U nas w Śremie to na tego lekarza mówią ,,Rzeźnik”. Wiem o kogo Ci chodzi. 😀 Sama u niego raz w ciązy byłam – prywatnie – na samym początku.

      PS: No nie ma opcji na razie. Tak za 10 lat może? 😀

  10. Ja miałam trochę przebojów u siebie w mieście, bo „limity na ciężarne się skończyły” na tamten rok. Bo gabinet prywatny u pana A, ale też na NFZ przyjmował. Próbowałam w publicznej przychodni (obskórnej i ohydnej), ale tam podobna sytuacja. W dniu umówionej wizyty, na którą czekałam prawie miesiąc ze stwierdzoną już ciążą, zastałam w tej publicznej kartkę na drzwiach, że nieczynne. Popłakałam się na ulicy. Nikt mnie nie poinformował, wiedzieli, ze będzie zamknięte od dawna, a nie zadzwonili nawet, kolejny termin za kolejny miesiąc. W końcu wróciłam do pana A na prywatną, a obiecał, że od nowego roku już będzie na NFZ. I było. Niczym się wizyta od prywatnej nie różniła, a gabinet komfortowy, z łazienką przy nim bezpośrednio (druga ogólnodostępna w korytarzu). Panie miłe, w poczekalni tv. A jak zdarzyło się że wizyta wypadła, to zadzwoniły i przełożyły na następny dzień. Można jak widac nawet na NFZ

    1. Myślę, że są lekarze z powołania dla których rzeczywiście nie ma różnicy w odbiorze pacjenta. Sama znam takich lekarzy i sobie bardzo ich cenię. Mój ginekolog jest młody mam nadzieję, że za kilkanaście lat nie wypali się zawodowo. 🙂

  11. Moja lekarka to dla mnie taka trauma, że od 6 lat nie byłam u ginekologa, bo się boję… Po każdym badaniu krwotoki, ale co się dziwić skoro do badania nie zdejmowała nawet pierścieni (to nie były pierścionki, raczej sygnety)….

  12. Dlatego ja przez całą ciążę chodziłam prywatnie. Nie chciałam iść na NFZ, a poza tym nawet nie byłam ubezpieczona. Teraz też będę chodziła tylko do niego. Bo i pogada i po żartuje i powie co i jak :).

    1. Kobieta ciężarna i kobieta w połogu ma odgórne ubezpieczenie od państwa. Nie musi być nigdzie ubezpieczona.

  13. Byłam zadziorna, pewna siebie, miała 18lat i obrączkę na palcu, na dzień dobry powiedziałam lekarzowi, że jestem od trzech tyg w ciąży, stwierdził, że za wcześnie na badanie, mam wrócić za dwa tygodnie, po tym czasie powiedział, ze faktycznie ciążą, 5tyg,nie spytał czemu w tym wieku mam męża. Był profesjonalista, ciąża zagrożona od pierwszych tygodni, dopingował szczęśliwy finał, wierzył, ze donosimy (doleżymy) tą ciążę. Miał rację.
    Miałam szczęście, ze na niego trafiłam, od prawie 10lat mam kolejne szczęście, bo trafiłam na kolejnego fantastycznego gin., który prowadził dwie.
    kolejne ciąże. Duża różnica miedzy dziećmi? (Y) Ja ma w rezultacie troje jedynaków ;).

  14. Ja mieszkam w Niemczech i będąc w ciąży chodziłam do polskiego lekarza, który ma tutaj swój gabinet. Nie zapłaciłam ani złotówki (ani eurasa :)), wszystko w ramach ubezpieczenia. Lekarz świetny, przychodnię prowadzi z żoną, miła obsługa, polska pielęgniarka, wszystkie badania na miejscu, do tego ładnie, czysto, schludnie, sprzęt jakiego nie jedna polska prywatna klinika mogłaby pozazdrościć. Od 16 tc podpinali mnie do KTG, tak żeby sprawdzić czy wszystko gra. Ogólnie jestem bardzo zadowolona, lekarz bardzo miły, z poczuciem humoru. Teraz korzystamy z usług polskiego pediatry, również nic nie płacimy, lekarz ma dla nas tyle czasu ile potrzebujemy, tam też czuję się jak w prywatnej przychodni. Leki na receptę dostaje się tutaj za darmo – kiedy doczekamy się czegoś takiego w Polsce?

  15. Pana M. Znam niestety z najgorszej strony jaką mogłabym sobie wyobrazić, najpierw prywatne wizyty i czekanie na tym okropnym korytarzu pózniej w nowym gabinecie. Kiedy po dwóch latach test wreszcie pokazał wymarzone dwie kreski skakałam z radości, Umówilam się na wizytę do Pana M. Jednak niestety na drugi dzień zaczęłam krwawić i zadzwoniłam żeby przyjął mnie wcześniej, na co w odpowiedzi usłyszałam czy to coś zmieni? Niestety poronilam a lekarz nie powiedział mi jakie ewentualnie mogłabym zrobić badania, powiedział że gdyby się jeszcze raz taka sytuacja powtórzyła to dopiero wtedy jest sens robić badania. Zmieniłam lekarza, pierwszy telefon i info zeby zrobić morfologiie i badania na tarczyce, wyszło ze choruje na hashimoto i to najpewniej było przyczyna problemów z zajściem w ciaze, endokrynolog włączenie leczenia i po trzech miesiącach zaszłam w ciąże . Trafiłam na ginekologa anioła który wszystkie badania robi mi w cenie wizyty zarówno genetyczne jak i połówkowe, pracuje na Polnej a za wizytę bierze 130 zł 🙂

  16. Ja od razu szłam prywatnie. Każda wizyta spoko, może bez wylewnosci, ale i na każde pytanie odpowiedział, i jak miałam problemz bólem to mnei przyjał w trakcie dyzuru na oddziale na 'szybki przeglad’ 🙂 Ale koleżanka chodzila na NFZ i mówiła, że średnio było, raz raz i spadaj…

  17. Ja całą ciążę chodziłam prywatnie, wizyta 80 plus USG 80. Trochę portfel przetrzepało. Ale godziny wieczorne po pracy były dla mnie idealne. Na NFZ poszłam raz, konkretnie do mojego lekarza. Wizyta taka sama jak w gabinecie prywatnym, tyle, że za free. Wkurzałam się, bo często było tak, że płaciłam 80 zł. tylko za to, że mnie zważył i obejrzał wyniki. Obiecywałam sobie, że przy nastepnej ciąży będę chodziła na NFZ. Ciąża drua jest, a ja póki co nadal chodzę do niego prywatnie. W swoim gabinecie ma lepszy sprzęt, to racja, ale w wakcje, czyli przynajmniej dwa razy będe na NFZ. przynajmniej 160 zł. do przodu 🙂 Dużo pacjentek podchodzi to prywatnego prowadzenia ciąży z myślą, że lekarz będzie przy porodzie. Często tak jest. U mnie nie, godzinę wcześniej skończył dyżur. Ale miałam zaprzyjaźnioną położną i mówią, że to w sumie ona jest najważniejsza w tym momencie. Lekarz tylko ewentualnie nacina i zszywa. Do szkoły rodzenia chodziłam państwowej i panie pamiętały twarz, co miało ogromny wpływ przy późniejszych obchodach. W moim mieście jest również prywatna szkoła rodzenia, dzięki której połozna, jak już coś zaczyna się dziać, jest „pod telefonem” i przyjeżdża, ale uważam, że to zbędny wydatek, bo tak samo „doceniane” są pacjentki, które chodziły do przyszpitalnej szkoł rodzenia. Noemi, życie jest zaskakujące. Ja planowałam zajść w ciążę na/lub po wakacjach. Raz wystarczył i wyszło 3 miesiące wcześniej. Teoretycznie byłam kilka dobrych dni po dniach płodnych 😀 Popłakałam tydzień, że nici z mojego książkowo ułożonego życia,a teraz oprócz potwornych sensacji żołądkowych przyszła nieopisana radość. Życzę i Wam tego !!!

  18. Miałam 21 lat gdy zaszłam w pierwszą ciążę. W sumie nawet nie wiedziałam, że w tej ciąży jestem, ale bolały mnie jajniki więc poszłam na wizytę na nfz do Pani doktor, która wydawała mi się świetna i przemiła. W gabinecie badania, cytologia, usg no i wszystko jest dobrze, jajniki bolą przed owulacją. Mówię ok, nigdy nie bolały, ale może teraz bolą bo dużo stresu ostatnio i nerwów (miesiąc do ślubu). Nie minął tydzień, a ja z bólu nie mogłam chodzić, mama wysłała mnie do swojego ginekologa, mężczyzna, wizyta prywatna. Nie chciałam iść, mama zaciągnęła mnie niemal siłą. Lekarz mnie wysłuchał i zabrał się za badanie. Może brzydko to zabrzmi i zbyt dosłownie, ale na badaniu palcem stwierdził, że jestem w ciąży, kazał przyjść na drugi dzień do innego gabinetu na usg. Poszłam i jak się okazało był to 9 tydzień, biło serduszko, słyszałam je i wyraźnie widziałam. Zapytałam tylko czy jest możliwość, aby tydzień wcześniej inny lekarz nie zauważył ciąży na usg, odpowiedział że nie ma, bo ciąża już wysoka i wyraźna… Do Pani, u której byłam za pierwszym razem wróciłam tylko po wyniki cytologii.
    Tak więc moje 3 ciąże prowadził prywatnie ten sam lekarz, wspaniały, cierpliwy i normalny człowiek. Mimo, że zawsze są u niego mega kolejki, gabinet może nie należy do najlepszych, ale lekarz jest idealny i każdemu polecam 🙂

  19. Twoja historia jest dla mnie straszna i niesamowita jednocześnie.
    U nas jak wiesz historia była z goła odwrotna, ciąża ciężka ale koniec się udał w 42 tygodniu.

    Ale ginekolodzy NFZ vs prywatnie, dokładnie ta sama historia.

    Noemi czy dobrze zrozumiałam, że jest tam gdzieś szansa na Małą Prezeskę???

    Kiedyś szukałam na blogu, ale nie znalazła, czy gdzieś opisałaś dlaczego Prezes tak się pospieszył?

    1. Tak. Pisałam. Nie raz. 😉
      Pękł mi pęcherz w 23tc i zaczęły wody odchodzić.

      PS: Szans na Panią Prezesową nie ma żadnych. Przynajmniej na razie.

  20. W ciąży chodziłam do lekarza na nfz…ale tu nie było różnicy czy nfz czy prywatnie bo dziad wszystkich traktował tak samo…połowy badań mi nie zrobił jak się okazało na porodówce.. trafiłam do szpitala myśląc, że odeszły mi wody a okazało się, że to grzybica…3 dni wczesniej byłam na badaniu i doktor niczego nie zauważył…dziwne…ale całe szczęście, że trafiłam wtedy bo później zaczęły się małe komplikacje ( dziecku spadało tętno i miałam cc)…po porodzie poszłam do szpitala też na nfz i trafiłam tam na cudownego konkretnego lekarza, tłumaczył mi wszystko krok po kroku i jeżeli zajdę kiedyś w kolejną ciążę to właśnie do niego będę chodzić

  21. no właśnie – bo tak naprawde jaki jest lekarz wyłazi jak pojawiaja sie klopoty. Ja trafiłam na świetnego lekarza i gdyby nie on albo urodziłabym w 27 tygodniu albo…Był na kazdy telefon, kazdy sms, bez problemu „kładł” mnie do szpitala kiedy tylko pojawiało sie kolejne zagrozenie, jesli lezałam nie na oddziale, w którym pracuje – przychodził, pocieszał, dowiadywał sie, finalnie robił CC (bardzo mu zalezało), jeszcze kilka tygodni po porodzie na moja prośbe sprawdzał mi jakies dane dotyczace synka w bazie szpitala. Tylko, ze niestety ja nie moge na niego patrzec, jak tylko go widze to od razu chce mi sie ryczec, bo wszystko mi sie przypomina. I tym sposobem nie mam juz świetnego lekarza 🙁

  22. u mnie wyglądało bardzo podobnie, tylko dzięki lekarzowi prywatnie udało mi sie po 3 miesiacach lezenia urodzic dzien po terminie

  23. Na wsi gdzie mieszkałam jeszcze w Polsce mieliśmy mały ośrodek zdrowia. Na górze przyjmowała Pani ginekolog ( obecnie nie żyje). Moja ciąże prowadziła na początku, bo nie mieliśmy samochodu, żeby jeździć gdzieś prywatnie. Wiec gabinet był bez łazienki w sali tylko mały parawan, bardzo krępująco. Obok była mniejsza sala, gdzie położna wypisywała papiery i inne świstki. Pani ginekolog w gabinecie paliła papierosy, tak nikotyna była wszędzie, w miejscu gdzie przyjmowała pacjentki w CIĄŻY! Nie do pomyślenia, a jednak. Na wsiach i małych miastach tak juz jest. W gabinecie nie było nawet aparatu do USG więc jak widzisz są miejsca gdzie jest naprawdę beznadziejnie. Tu w UK nie widziałam czegoś podobnego. Wszystkie miejsca szpitale i przychodnie są jak najlepiej przygotowane na pacjentów.

  24. Ja przez osiem lat miałam kilkunastu lekarzy. Jeden naprawdę dobry, ale po przeprowadzce mam do niego kilkaset kilometrów…

  25. Czytając i słuchając różnych historii między innymi o dr M. i kilku innych i po traumatycznych doświadczeniach na śremskiej ginekologii w wieku 14 lat, wiedziałam, że jak coś się będzie działo nigdy już nie wybiorę się do lekarza w tym mieście.
    I tak trafiłam do Poznania 5 lat temu, prywatnie. Lekarza nie zmienię za żadne skarby. Miły, kompetentny, zawsze pod telefonem. I Pani w rejestracji, dla której nie jest problemem wysłanie zwolnienia, recept, czy skierowania na badania pocztą.
    Lekarz, dzięki któremu po tylu latach leczenia udało mi się zajść w ciążę. W Śremie pewnie nie miałabym zrobionych kompleksowych badań hormonalnych, a zespół PCOS (który niestety mam) leczony byłby pewnie tabletkami antykoncepcyjnymi, standardowymi, no bo po co teraz inne, jak i tak nie planuje się zajścia w ciążę.
    Lekarz, który nie zdziera z pacjentek, wizyta kosztuje 130zł (ma się w niej wszystko i usg i cytologię) osobno trzeba zapłacić tylko za badania krwi, ale nie są to też jakieś wygórowane sumy.
    Zwolnienie dostałam od razu na początku ciąży przy pierwszej wizycie. Bez proszenia się, a wręcz lekarz zachęcał mnie do wzięcia zwolnienia, zważając uwagę na fakt, że owulacja była stymulowana, a ciąża od początku ciążą wysokiego ryzyka.
    Wiedząc, że mam komfort psychiczny, ze cokolwiek będzie się działo-mogę jechać na wizytę, albo napisać sms-a.
    Nie wiem tylko co z porodem… bo lekarz co prawda przyjmuje w Poznaniu, ale pracuje w szpitalu 140 km od Śremu…. czy zdążymy… się okaże…
    doświadczenie moje z publiczną służbą zdrowia było tylko jedno i to tak dawno ponad 14 lat temu…ale pierwsze i ostatnie…

  26. To niestety nie jest proste – prywatnie zapłacić i będzie miło. To jest ruletka. Mnie trafił się miły optymista, musiałam go pilnować, żeby nie zapomniał mi dać skierowań na badania (inna sprawa, że po mnie ciąży nie było widać jeszcze na „połowinkach”, więc rozumiem dlaczego mu się wydawało, że jeszcze mam czas). Ale ja byłam w prywatnej klinice na nfz. Teraz jestem w podobnej z Kluską i tylko chwalę. Połączenie prywatnego stylu i uprzejmości z niemal darmową obsługą (niemal, bo nie ma wszystkich specjalistów, ale opieka podstawowa jest).

  27. Ja też płaciłam, płaciłam za spokój, za dobre słowo, za kompetencje, za miłą „obsługę” i będę płacić dalej, bo wolę być biedniejsza, ale spokojna 🙂

  28. ja chodziłam prywatnie, ale w drugiej ciąży będę chodzić na nfz i prywatnie. na nfz dlatego, bo wypisują skierowania na darmowe badania. niestety chodząc prywatnie trzeba słono płacić za wszystkie badania.

  29. o matko! to dwa razy przechodziłaś badanie? raz piguła, dwa lekarz?

  30. Współczuję Wam takich doświadczeń. Ginekolog oraz jego podejście do pacjentki to mimo wszystko ważny aspekt ciąży.

    Ja poszłam raz w życiu na NFZ. Byłam już po wizycie prywatnej u ginekologa także co nieco informacji na temat mojego stanu miałam. Nie dość, że Pan doktor pomylił się o kilka tygodni w obliczeniu terminu porodu, to bardzo niechętnie zabierał się do wypisywania skierowania na podstawowe badania krwi. O morfologię i badanie ogólne moczu musiałam się prosić, ponieważ lekarz stwierdził, że do połowy ciąży to nawet nie ma co żadnych badań robić. Marudna byłam, więc chyba dla świętego spokoju wypisał zlecenie na te dwa badania. Nie wykonałam ich w ramach NFZ. Stwierdziłam, że nie mam zamiaru współpracować z kimś, dla kogo jestem problemem. Ciąża to na tyle poważna sprawa, że wolałam uszczuplić nasz budżet domowy.

  31. Wybór lekarza to ważna sprawa…najdziwniejsze ze wole facetow niz babki. Pani doktor jak poszłam sprawdzić czy to ciąża (o ktora sie staralam) powiedziala mi abym sie nie cieszyla bo to 4ty tydzien i moge jeszcze poronic bo to sie zdarza…wiedzialam ze to bedzie ostatnia wizyta. I choć żałuję że ten zawód wybieraja ludzie bez serca, to czasem rozumiem ze maja tak dużo, czesto ciezkich przypadkow ze nie zawsze moga z pacjentem coś przezywac bo by psychicznie nie dali rady.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.